niedziela, 29 marca 2015

38. Poznajcie moją dziewczynę




**Kendall** 

                Siedzieliśmy w szpitalu i działaliśmy lekarzom i pielęgniarkom na nerwy. James zdemolował łazienkę, więc dali mu leki uspokajające i zasnął, ja co chwila wypytywałem o stan Adriany, Caroline biegała do kibla, chyba miała jakieś problemy z pęcherzem, a Carlos panikował, że coś jest z nią nie halo, Rebecca stała w kącie i piłowała paznokcie, a Alice próbowała jakoś nas wszystkich ogarnąć, ale marnie jej to szło. Jak mogłem się uspokoić, wiedząc, że moja siostra leży nieprzytomna w szpitalu i nawet nie mając pojęcia co z nią dalej będzie? Całe szczęście przeżyła, choć lekarz stwierdził, że gdyby upadła troszeczkę inaczej, to byłoby po niej. Nic więcej nam nie powiedział. Zabrali ją na jakieś badania i przez bitych kilka godzin nie wracali. Szlag mnie trafiał. Miałem ochotę pójść do łazienki i poprawić robotę Maslowa, choć z tego co widziałem, to chyba nie było czego poprawiać. Siedziałem na krześle, zaparty łokciami o kolana. Nie potrafiłem utrzymać nóg w jednym miejscu. Tupałem nimi tak, jakbym słyszał jakiś dobry kawałek i same rwały się do tańca. Napisałem sms- a do Logana, że Adriana jest w szpitalu, ale mi nie odpisywał. Może po prostu nie zauważył. W sumie pewnie był zajęty. Dwójka dzieci na głowie to nie przelewki. Wydawało mi się, że dzisiaj miał nagrywać z Ellie, ale nie byłem pewien. W tym zamieszaniu nie potrafiłem pozbierać myśli. Rodzicom też dałem znać i stwierdzili, że przyjadą tak szybko, jak tylko będą mogli. Hmmm…. Czyli zapewne wtedy, gdy z Adrianą będzie już wszystko w porządku. Jak oni mnie irytowali… Byli tacy sami jak rodzice Hendersona. Wiecznie tylko praca i praca. Nagle zobaczyłem lekarza, który zajmował się moją siostrą i zerwałem się na równe nogi. Podbiegłem do niego, a zaraz za mną reszta przyjaciół.

niedziela, 22 marca 2015

37. Dobry Boże!


**Rebecca**

                W końcu nadszedł czas, by wracać do domu Kendalla. Ryan był już u siebie. Przez ten tydzień miałam go już dość. Ciągle tylko słodził i wyrażał swą miłość. To było żałosne. Gdyby nie to, że kupował mi wszystko, czego chciałam, to kopnęłabym go w tyłek już dawno. Ten człowiek naprawdę działał mi na nerwy. Musiałam jeszcze pójść do fryzjera i do solarium. Odrosty na pół centymetra i lekko zbladnięta skóra to nie dla mnie. Nie mogłam patrzeć w lustro. Odnowiona i zadowolona z usług pojechałam prosto pod dom Schmidta. Zaparkowałam samochód i weszłam do środka, otwierając drzwi swoim kluczem. Od wejścia blondyn na mnie naskoczył.
- Gdzieś ty była przez ten cały czas?! Wiesz jak ja się martwiłem?! Rozjaśniacz do końca wyżarł ci mózg?! I w ogóle co ty z sobą zrobiłaś?! Solarium może zaszkodzić dziecku! – Wrzeszczał na mnie, wylewając swe żale.
- Przecież jestem dorosła i mogę bywać gdzie chcę, a twoje krzyki na pewno nie wpływają na dziecko pozytywnie! – Odpowiedziałam, gładząc się po brzuchu, a właściwie po poduszce pod koszulką. Swoją drogą, nie wierzyłam, że zajdę tak daleko. Oni wszyscy są ślepi? Mieli mnie za tępą idiotkę, a tak naprawdę oni wszyscy są głupi. Poza Adrianą. Co do tej suki, to nie znalazłam jeszcze sposobu jak się jej pozbyć. W ogóle o niej zapomniałam. Taki mały nieszkodliwy robaczek. Co ona może?

niedziela, 15 marca 2015

36. Sekret Rebuni



**Adriana**

                Cały czas miałam ogromne wyrzuty sumienia. Tak naprawdę nie chciałam rozstawać się z Jamesem. Bardzo go kochałam i wiele kosztowało mnie to zerwanie. Kiedy wyskoczył z tymi zaręczynami, było mi jeszcze ciężej. Łzy od razu napłynęły mi do oczu i uciekłam stamtąd. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy i powiedzieć, że to koniec. Zbyt wiele dla mnie znaczył. Przepłakałam całą noc, a kolejnego dnia musiałam stawić się na uczelni. Cały dzień tylko udawałam, że słuchałam wykładów, a tak naprawdę cały czas myślałam o Maslowie. Nie byłam w stanie czynnie uczestniczyć w zajęciach. Czułam się fatalnie. Mój stan zauważył mój dobry kolega, Ryan. Nie chciałam mu nic mówić, ale tak napierał, że w końcu pękłam. Na jednym z okienek wypłakałam się w jego ramię. Czułam, że mam w nim oparcie. On zawsze był dla mnie dobry i pomocny. Poczułam się troszkę lepiej, jednak nie była to zachwycająca poprawa. Nadal w głowie dudnił mi tylko James i to jak bardzo go skrzywdziłam. Wreszcie nadszedł koniec zajęć i mogłam opuścić uczelnię. Wyszłam razem z Ryanem, przekonana, że jak zawsze zabierze się ze mną do domu, bo miałam po drodze. Tym razem jednak było inaczej. Zamiast iść razem ze mną, ten zaczął się żegnać.

wtorek, 10 marca 2015

HAPPY BIRTHDAY BTRAS ! :D


Hej, hej! Witajcie moi drodzy w tym pięknym dniu! Heloł! Ale jestem szczęśliwy. To już rok. I to wszystko tylko dzięki WAM! Bez Waszej obecności ten blog byłby bez sensu. No jak ryba bez wody po prostu. Dziękuję, że jesteście tu ze mną i że chcecie tu być. :)

Pamiętam jak dziś, gdy napisałem swe pierwsze opowiadanie. Ach... A teraz proszę, Tworzę już od roku i nie mam dość. Jeszcze trochę zabaluję na tym bloggerze. ^^

Dobra. Koniec tego biadolenia, bo Was zanudzę na śmierć. Jak pewnie zauważyliście, zmienił się wygląd bloga. Czuję się tak świeżo. Kolorystyka pozostała, ale wprowadzone zmiany wdg. mnie wyszły na dobre. A jakie jest Wasze zdanie? Poza tym zakładka z bohaterami przeszła całkowitą metamorfozę. Są opisy bohaterów, więc zajrzyjcie,jeśli macie ochotę. Jeśli jesteście ciekawi co kryje się pod całkowicie nową zakładką "Chris poeta" to już Wam mówię. Otóż umieściłem tam kilka swych chorych wierszy, a wszystko za sprawą Marlika, która mnie kiedyś do tego namawiała. Zapraszam do lektury. :]

Teraz pora na trochę statystyk:

Przez rok mieliście okazję przeczytać 35 moich rozdziałów. Zdaję sobie sprawę z tego, że to mało i postanawiam poprawę.

W całej swej karierze BTRAS zaliczyło 19598 wyświetlenia! Woo! Jak dla mnie to dużo. Mym takim małym marzeniem jest, by ta liczba sporo wzrosła przez ten rok. Pomożecie mi je spełnić? Hue hue :)

Co do komentarzy, to w ciągu tego roku pojawiło się ich 390. Jestem w stanie zadowolić się tą liczbą, jednak liczę na więcej. jestem strasznie zachłanny. ;p

Najwięcej komentarzy zostawiła tu Marla S. - stała czytelniczka tegoż bloga oraz autorka mojego najulubieńszego bloga, który był cudowny. Był, bo już się skończył. Pewnie domyślacie się, że chodzi o Find the Solution. <3 )FTS NEVER DIE!!!!!!!!) Pragnę nadmienić, że pierwszy komentarz na BTRAS należy do niej. :)

Tak więc Marlik bardzo się postarała i napisała łącznie 56 komentarzy. Brawa dla niej!

Drugie miejsce zajęła Dark_Bunny. Czyta od niedawna, a dała radę wyprzedzić prawie wszystkich. Ta szalona osoba, której bloga także uwielbiam, pozostawiła po sobie 47 komów! Brawo!

I ostatnie miejsce na podium należy do Marty Gadomskiej. Ona także wiernie komentuje każdy post i jest tu ze mną od samego początku. Jej bloga także czytam i jest świetny. Ale ja mam utalentowane czytelniczki :D Marta napisała tu 40 komentarzy. Brawa również i dla niej!

Dziękuję wam dziewczęta i proszę o więcej. Dziękuję również tym, którzy nie załapali się na podium, ale też komentują. To dla mnie naprawdę bardzo ważne. Każdy jeden komentarz napędza do działania. :) Dziękuję! :*

Dodatkowo na blogu pojawiły się 22 komentarze  anonimowe. Lubię anonimki, więc czuję niedosyt. Za te komentarze również serdecznie dziękuję.

Tyle tych podziękowań. Ojojoj! :D

Na koniec chciałbym Was poczęstować cyfrowym tortem. Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy! :)




Jeszcze raz dziękuję za ten cały rok. KOCHAM WAS! <3

PS Kto wystraszył się muzyczki?? :D



Pozdrawiam:
BTC

sobota, 7 marca 2015

INFORMACJA




Dzieci Moje Kochane!
 
 

 
  Chciałbym Was poinformować, że dnia 08.03.15 r. (niedziela) blokuję dostęp do bloga. Nie zdziwcie się, jeśli przy próbie wejścia na BTRAS wyskoczą Wam jakieś dziwne komunikaty. Odblokuję go 10.03.15 r. (wtorek) czyli w urodzinki. Przez te dwa dni planuję drobne prace renowacyjne. :)
 

   Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą: W czwartek dodałem rozdział :D   

   Zapraszam we wtorek na notkę urodzinową. ^^



Do zobaczenia 
BTC :*
















czwartek, 5 marca 2015

35. Pomocny Logan


Zgodnie z obietnicą, gdy miną dwa tygodnie od ostatniego rozdziału, muszę Wam go przypomnieć, a więc do dzieła: Ellie zapoznała Logana z piosenką, która chce z nim nagrać, po czy  wyjechała na kilka dni do Wielkiej Brytanii. James postanowił oświadczyć się Adrianie. Zorganizował wszystko na wariackich papierach z nadzieją, że wszystko się uda. Owszem, udawało się, póki Schmidt nie odrzuciła jego propozycji. Wybiegła z płaczem i tyle ją widział. Kobiety... O co jej chodziło? Jeszcze się nie dowiecie ^^

A tutaj macie dzisiejszy rozdział:



**Kendall** 

                Razem z Alice, Caroline i Carlosem siedzieliśmy w salonie przed telewizorem. James podobno wyszedł gdzieś z Adrianą, choć nawet nie wiedziałem kiedy. Gdyby nie Caroline to w ogóle bym chyba nie wiedział, co dzieje się w tym domu.  Rebecci też nie było i nie odbierała ode mnie telefonów, co mnie trochę irytowało a za razem martwiło. Nie dawałem tego po sobie poznać, bo Alice nadal była o nią zazdrosna. Choć z zewnątrz przypominałem oazę spokoju, to wewnątrz cały dygotałem. Bałem się, że coś stało się jej i dziecku. Sam jeszcze nie byłem pewien czy chcę tego dziecka, ale świadomość, ze mógłbym je stracić bolała. W końcu usłyszałem warkot silnika, a przy naszej bramie zatrzymał się samochód. Miałem nadzieję, że to Nikki. Zastanawiałem się jak ją opietruszyć za nieodebrane połączenia. Po cholerę jej kurwa ten telefon?! Po krótkim czasie drzwi frontowe otworzyły się , a w progu stanął James, który nie wyglądał jak on sam. Był jakiś smutny, zblazowany. Nie wiem jak to opisać, ale zazwyczaj tryskający optymizmem Maslow zginął pod maską przybitego mężczyzny. Zmartwiło mnie to. Chyba nie tylko mnie, bo wszyscy oderwali oczy od ekranu telewizora i patrzyli na niego. Ten bez słowa ruszył na górę. Nawet się nie przywitał. Caroline zerwała się już i chciała iść za nim, ale zatrzymałem ją i to ja ruszyłem za Maslowem. Byłem ciekaw co takiego się stało. A co jeśli chodzi o Adrianę? Napięcie było nie do zniesienia. Wbiegłem po schodach i zapukałem do drzwi jego pokoju. Szarpnąłem za klamkę. Zdziwiłem się, gdy drzwi ani drgnęły. Zapukałem mocniej.