poniedziałek, 30 listopada 2015

56. U teściów


**Carlos**

            Stałem na schodach prowadzących do jakiegoś wielkiego budynku. Nie wiedziałem nawet dlaczego się tam znalazłem. Odwróciłem się, by przyjrzeć się budowli. Wysoka jak cholera ściana z czerwonej cegły znajdowała się przede mną, a szerokie automatyczne drzwi otwierały się i zamykały co chwila w zależności od tego, czy ktoś chciał wyjść lub wejść do środka. Rozejrzałem się w koło. Było pusto. Nagle znikąd pojawiła się przede mną Caroline.
- Caroline? To ty? – Zapytałem. Kobieta przyjrzała mi się uważnie, po czym na jej twarzy pojawił się ogromny uśmiech.
- Carlos? Nie poznałam cię. W tym zaroście wyglądasz naprawdę seksownie.
- Ty też się zmieniłaś. Twoje włosy. Czerwień? Co cię natknęło? – Uśmiechnąłem się.
- Sama nie wiem. Po naszym rozwodzie poczułam nagłą potrzebę, żeby coś zmienić. – Wbiła wzrok w podłogę.
- Zaraz! Rozwodzie? Nie przypominam sobie żadnej rozprawy… - Podrapałem się po głowie.
- Żartujesz? – Zapytała zdziwiona. – To już ponad cztery lata. – Powiedziała, a ja stanąłem jak wryty. Cztery lata? Kiedy? Przecież jeszcze dziś z nią rozmawiałem i nadal byliśmy małżeństwem. Cholera. Nie wiedziałem co powiedzieć i w sumie nawet nie miałem okazji, by się odezwać. Zza rogu budynku nagle wyskoczyła mała dziewczynka z blond warkoczykami i zaczęła biec w moją stronę.
- Tatusiu! Tatusiu! – Podbiegła do mnie i przytuliła się mocno.
- Tatusiu? – Zapytała Caroline. – Dorobiłeś się córeczki. Jaka ona śliczna. – Uśmiechnęła się. – Jak ma na imię? – Zapytała, a ja w pierwszym momencie nie wiedziałem co powiedzieć. Pierwszy raz w życiu widziałem to dziecko na oczy. Nagle jednak poczułem, że je znam, że wiem wszystko na temat dziewczynki, która czule wtulała się w mój bok.
- Caroline. Jak jej mamusia. – Powiedziałem.
- Mamusia? – Kobieta nie kryła zdziwienia. – Czy to... To moje dziecko? - Zapytała, a ja pokiwałem twierdząco głową. - Czemu nic nie mówiłeś? Pomogłabym…
- Dziewięć miesięcy nosiłem ją pod swoją piersią, a potem nie chciałem się nią z nikim dzielić. Jest do ciebie taka podobna… - Popatrzyłem na kobietę i odskoczyłem od niej jak poparzony. Jej twarz.. Ona wyglądała zupełnie jak Logan. Logan z czerwonymi włosami sięgającymi do ramion.
- Matko Boska! – Krzyknąłem.
- Co się stało, tatusiu? – Zapytała dziewczynka, a ja spojrzałem na małą. To co zobaczyłem, przyprawiło mnie o krzyk. Ona też.. Ona wyglądała zupełnie jak Logan. Przestraszyłem się i przełknąłem głośno ślinę, a obie Caroline zaczęły się głośno śmiać. Zacząłem biec. Zbiegłem ze schodów i skręciłem w prawo. Nagle znikąd pojawił się przede mną park. Po chwili wpadłem na jakiegoś kolesia. Upadłem i on też. Podniosłem się i pomogłem mu wstać.
- Patrz przed siebie! – Usłyszałem rozgniewany znajomy głos. Spojrzałem na mężczyznę i kogo zobaczyłem? LOGANA! Wziąłem nogi za pas i znów zacząłem biec. Zmęczyłem się. Usiadłem na ławce stojącej przy dróżce. Rozejrzałem się w koło. Dopiero wtedy zauważyłem, że park był wypełniony dziesiątkami Loganów. Dwa małe Logany grały sobie w ringo, dwa inne szły trzymając się za ręce i robiąc do siebie maślane oczka, trzy kolejne jechały na rowerach. Nagle wszyscy w koło zaczęli się śmiać, a ja zacząłem krzyczeć. Obudziłem się zlany potem, z krzykiem na ustach. Momentalnie usiadłem. Nie ogarniałem, co przed chwilą się stało. Nagle do pokoju wbiegł Logan ze szklanką wody.
- Co się stało?! – Zapytał przerażony, a ja znów zacząłem krzyczeć. Sam nie wiem czemu, ale zacząłem się drzeć. Mężczyzna usiadł obok i zaczął mnie uspokajać. Po chwili zacząłem śmiać się z własnej głupoty. Brunet spojrzał na mnie jak na wariata.
- Stary? Oprócz tej flaszki chlałeś coś jeszcze?
- Jakiej flaszki? – Zapytałem. A potem wszystko sobie przypomniałem. – Nie. Nie piłem nic więcej.
- A brałeś coś?
- Nie. Po prostu miałem zły sen. – Wyjaśniłem.
- Jesteś pewien? Bo wiesz.. Mogę zostać jeszcze trochę.
- Nie musisz. Już w porządku. – Zapewniłem go.
- To dobrze. – Uśmiechnął się. – Ale gdyby coś, jestem pod telefonem. Na stoliku stoi szklanka wody. Pomyślałem, że będzie chciało ci się pić, gdy się obudzisz. – Powiedział, a nagle zabrzęczał jego telefon. Wyjął go z kieszeni, a gdy przeczytał wiadomość, jego wyraz twarzy zmienił się całkowicie. Widziałem tam przerażenie.
- Logan, co się stało? – Zapytałem.
- Alice zaginęła. Prawdopodobnie Reba ją porwała. Jadę do Kendalla. – Wstał czym prędzej i zaczął ubierać bluzę.
- Poczekaj. Pojadę z tobą. Odkryłem się i wstałem, po czym spostrzegłem się, że jestem nagi. – Cholera! – Krzyknąłem i szybko zakryłem swoje genitalia.
- Nie martw się. I tak już widziałem. – Powiedział, a ja się zawstydziłem. Zgarnąłem koc z łóżka i owinąłem się w pasie. Poszedłem do swej szafy, by wziąć ciuchy. Kiedy byłem już gotowy, chciałem się jeszcze napić. Wypiłem zawartość szklanki jednym duszkiem i nagle mnie zemdliło. Pobiegłem do toalety.
- W takim stanie na nic się nie przydasz. – Usłyszałem jego głos zza drzwi. – Jadę do Kendalla, a ty zdrowiej.
- Informuj mnie! – Zdołałem wykrzyczeć pomiędzy napadami wymiotów.
- Będziemy w kontakcie. – Powiedział i wyszedł.


**Kendall**

            Nadal byłem wstrząśnięty całą tą sytuacją. Jak ta suka mogła? Przecież jak ją spotkam, to chyba ją zatłukę. Nie dość jej? Spaliła mi już dom! Nie wystarczy? Musi mi rujnować życie, gdy zacząłem wychodzić na prostą?! Moja kochana Alice.. Co się z nią dzieje? Siedziałem przy stole nerwowo obracając telefon w dłoni i czekając na przyjazd policji. Musiałem powiadomić też Logana. W takich okolicznościach nie mogłem dłużej zajmować się Grace i Mitchem. Henderson przyjechał błyskawicznie. Wpadł do mojego mieszkania i zaczął wypytywać jak to się stało. Adriana z nim rozmawiała, ja nie miałem sił. A James? James zachowywał się, jakby bruneta tu w ogóle nie było. Zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi, ale nie chciałem w to wnikać. Miałem na głowie większe problemy.
- Nie mogę dłużej czekać! – Po pół godziny bezsensownego czekania na policję walnąłem ręką w stół i wstałem. – Jadę jej szukać!
- Niby gdzie? – Zapytała moja siostra.
- A bo ja wiem? Wszędzie! Nie mogę siedzieć z założonymi rękoma i czekać na cud.
- Poczekaj chociaż na policję.
- Jak oni tu przyjadą to to będzie cud! – Powiedziałem podniesionym głosem. – Wychodzę.
- Jadę z tobą! – Zerwał się Maslow. Kiedy byliśmy już przy drzwiach usłyszałem dźwięk domofonu. Podniosłem słuchawkę.
- Panie Schmidt, policja do pana. – Usłyszałem głos dozorcy.
- Proszę ich wpuścić. – Powiedziałem i odłożyłem słuchawkę. – Przyjechali. – Burknąłem, a po chwili stali już w moim progu.
- Sierżant Josh Lorenz i starszy posterunkowy Fred Parker, dobry wieczór. – Przedstawili się. -Dostaliśmy zgłoszenie o porwaniu. Pan Schmidt?
- Tak to ja. – Powiedziałem. – Zapraszam. - Mężczyźni weszli do środka i zaczęli spisywać moje zeznania. Przesłuchali też Logana, Jamesa i Adrianę, którzy raczej mieli mniej do powiedzenia ode mnie. Dwaj funkcjonariusze zapewnili, że ta sprawa staje się priorytetem, obiecali, że zaraz zaczną poszukiwania. Poprosili jeszcze o jakieś zdjęcie Alice i o numer kontaktowy do mnie, po czym wyszli.
- Pierwszy cud za nami. – Powiedziała Adriana.
- Nie zamierzam z założonymi rękoma czekać na kolejny. Muszę działać. Jadę jej szukać. James, jedziesz? – Zapytałem.
- Pewnie. Jedziemy!
- Ja też bym pojechał… Adriana? Miałbym sprawę do ciebie. – Zaczął Logan.
- Pewnie. Jedź. Ja zostanę z maluchami. I tak śpią. Ale macie mnie o wszystkim informować. – Popatrzyła po naszej czwórce.
- Ja z nim do jednego auta nie wsiądę. – James zmarszczył twarz, patrząc na Logana.
- O co wam znowu chodzi?! – Wściekłem się.
- Jamesa coś ugryzło. – Powiedział Henderson.
- Szkoda, że Caroline cię w chuja nie ugryzła. – Odburknął szatyn.
- Stul dziób, Maslow! – Logan się wkurzył.
- Bo co mi zrobisz?! – James podszedł do niego i wymienili się wrogimi spojrzeniami.
- Nie wiem co się między wami stało i nie obchodzi mnie to, ale natychmiast macie się uspokoić. – Warknąłem na nich. – Mamy inne sprawy na głowie.
- Spoko. Po prostu nie chcę z nim jechać w jednym aucie.
- I tak zamierzałem pojechać swoim. Przeczeszemy więcej miasta, gdy się rozdzielimy.
- To zbieramy się. – Powiedziałem i wyszliśmy z mieszkania. Ja z Jamesem wsiedliśmy do mojego auta, a Logan do swojego i każdy pojechał w swoją stronę. Chciałem pogadać z Maslowem, o jego niechęci do Hendersona, ale wolałem skupić się na obserwacji. Nie mogłem przeoczyć żadnego znaku, żadnej poszlaki, a do tego tematu można było jeszcze wrócić. A nawet trzeba! Moja Alice… Gdzie jesteś?! Gdzie ta suka cię zamknęła?!


**Logan**

            Po tygodniu poszukiwań Alice nadal się nie odnalazła. Mimo to Kendall wyglądał naprawdę dobrze. Podziwiałem go. Nie poddawał się. Nadal wierzył, że się znajdzie. Całe szczęście nie było w tym szaleństwa, nie wariował. Był silny. Wszyscy staraliśmy się mu pomóc ze wszystkich sił i chyba skutkowało. Zaproponowałem mu żeby wprowadził się do mnie, żeby nie czuł się samotny, ale odmówił. Powiedział, że musi pilnować mieszkania, na wypadek gdyby Alice się pojawiła. Ja nie mogłem się do niego wprowadzić, musiałem zostać u siebie ze względu na dzieci. Moja przeprowadzka narobiłaby mu jeszcze większego bałaganu w głowie, ale pogadałem z Carlosem i ten się zgodził, pogadał z Kendallem, a blondyn się ucieszył z jego propozycji. Jeszcze tego samego dnia Latynos wprowadził się do bruneta. To naprawdę dużo. Ogólnie moje relacje z Carlosem bardzo się poprawiły. Może nie było jeszcze tak jak dawniej, ale byliśmy na dobrej drodze. Miałem wrażenie, ze to przeze mnie. On chciał dobrze, ale to ja ciągle czułem jakąś blokadę. Jakby wstyd.. Starałem się  przełamać to uczucie, ale było mi ciężko. O moich relacjach z Jamesem szkoda w ogóle gadać. Całkowicie mnie odizolował. Już nawet przestałem próbować nawiązać z nim jakikolwiek kontakt. Nic na siłę.

            Kolejnego dnia nadal nie było żadnej wiadomości od Alice. Zaczynałem się zastanawiać, czy ona kiedykolwiek się jeszcze odnajdzie. Po Rebecce można się spodziewać dosłownie wszystkiego. W ciągu ostatnich dni zdążyłem załatwić już sprawy ze chrzcinami. Rozmawiałem z księdzem i wszystko już ustaliśmy. Miałem nadzieję, ze do tego czasu Brown się odnajdzie. Wybrałem sobie dość nie typową datę, ale nie zamierzałem jej zmieniać. Zostało mi jeszcze tylko porozmawiać z teściami i poprosić Mike’a, by został chrzestnym. Moich rodziców mogłem poinformować telefonicznie, ale ich musiałem zaprosić osobiście. Tak czułem i już. Przed wyjazdem rozmawiałem jeszcze z Kendallem. Chciałem go wesprzeć na duchu i dowiedzieć się czy nie m nic przeciwko mojemu wyjazdowi. I tak zamierzałem wrócić tego samego dnia, ale wolałem się upewnić. Było mi go strasznie żal i chciałem go wspierać, ale sam miałem swoje sprawy. Na szczęście rozumiał. Spakowałem tylko kilka rzeczy i ruszyłem w drogę kolejnego dnia z samego rana. Po dwóch godzinach byłem na miejscu. Wysiadłem z auta i zaciągnąłem się tym świeżym wiejskim powietrzem. Popatrzyłem na dom stojący przede mną. Ostatni raz byłem tu z tysiąc lat temu, gdy chcieliśmy powiadomić rodziców Susan o naszym ślubie. Pamiętam te miny do dziś. Matka nie była zbyt zadowolona, ale ojciec stał po mojej stronie. Cieszył się. To dość nietypowe, bo za zwyczaj jest odwrotnie. Pamiętam, że bałem się tamtej wizyty i tej też się obawiałem, ale miałem nadzieję, że wszystko pójdzie jak należy. Wyjąłem dzieci z samochodu i ruszyliśmy w stronę drzwi. Grace już bardzo ładnie szła sama, trzymając mnie za rękę, a Mitcha niestety musiałem nieść, bo nie chciałem dotrzeć pod te drzwi za dwa lata. Zadzwoniłem dzwonkiem, a już po chwili stanęła przede mną moja teściowa.
- Dzień dobry. – Przywitałem się. – A ona popatrzyła na mnie bez żadnego wyrazu. Uśmiechnęła się tylko do dzieci.
- A więc to są moje wnuki. Zupełnie nie rozumiem, czemu nie przyjechałeś z nimi wcześniej. – Powiedziała. Mógłbym jej powiedzieć o wszystkim co działo się w moim życiu. O depresji, o szpitalu, o Ellie, o wszystkim i mogłem jej powiedzieć, ze dzieli nas ta sama droga i mogła się pofatygować, ale ugryzłem się w język. Domyślałem się, że śmierć Susan przeżyła nie mniej ode mnie.
- Tak wyszło… - Tylko tyle z siebie wydusiłem.
- Ah.. Ten sam, niegramotny Logan, którego kilka lat temu przyprowadziła do domu moja córka.. Nic się nie zmieniłeś. Biedne dzieci.. – Westchnęła, głaszcząc Grace po główce. – Wejdźcie.
- Mike, Gordon! Logan przyjechał! – Zawołała domowników, a mnie zaprosiła dalej. Widziałem, że zrobiła to niechętnie, ale ja też nie miałem zbytniej ochoty na kontakt z nimi.
- Logan, mój zięciu. - Pan Gordon podniósł się z fotela. Wyglądał dużo starzej niż kiedyś. Na pewno bardzo przejął się śmiercią córki. Był trochę zgarbiony, posiwiał, a na jego twarzy pojawiło się wiele zmarszczek. Mężczyzna podszedł do mnie i mnie wyściskał.
- Dzień dobry, panu. – Powiedziałem.
- Przestań z tym panem. Miałeś mi mówić po imieniu.
- Jasne. Przepraszam. – Powiedziałem.
- Ooo! A to pewnie Garce i mały Mitchel! Jak te dzieciaki wyrosły! Niebywałe. Chciał się przywitać, ale Mitch mocno wtulił się w moje ramię, a Grace schowała się za moimi plecami. Wstydzili się. Nagle po schodach zszedł młody mężczyzna. W pierwszej chwili go nie poznałem, ale później uświadomiłem sobie kto to.
- Mike?! To ty? – Spytałem.
- Ten sam. Tak bardzo się zmieniłem? – Uśmiechnąłem się i podał mi rękę.
- Ogromnie. Ostatnio, gdy cię widziałem ledwo sięgałeś mi do podbródka, a pod nosem miałeś dziewiczy wąsik. Chłopie, aleś ty wyrósł. – Popatrzyłem na niego. Był teraz ciut wyższy ode mnie. Poklepałem go po ramieniu. – Pewnie sprowadzasz do domu wiele dziewczyn. – Uśmiechnąłem się.
- Jestem gejem. – Oznajmił, a mina i zrzedła. Nie spodziewałem się. Byłem w szoku. Przez chwilę zapanowała niezręczna cisza, z której nie bardzo wiedziałem jak się wyplątać. – To… Znakomicie! – Palnąłem jak debil. Miałem ochotę walnąć się w czoło. – To znaczy… - Zacząłem się motać.
- Spoko, nie sil się. – Powiedział chłopak.
- Nie że mi to przeszkadza.. Po prostu jestem w szoku…
- My też byliśmy. – Powiedział Gordon.
- Tato. Nie zaczynaj znów, proszę.

          Po tej niezręcznej sytuacji wszyscy usiedliśmy w jadalni. Mama Susan przygotowała obiad. Kiedy zaproponowałem Mike’owi, by został ojcem chrzestnym jednego z dzieci, bardzo się ucieszył i od razu zgodził. Jego rodzice tez byli zadowoleni. Nawet jego matka.
- Ale jest jeszcze jedna sprawa… Ten chrzest… Chciałem, żeby był w rocznicę… W rocznicę śmierci Susan. – Wykrztusiłem. Wiedziałem, że to może nie być dla nich łatwe. Dla mnie też nie było, ale dzięki temu mógłbym przynajmniej wyjść do ludzi, a w przeciwnym razie pewnie zamknąłbym się w czterech ścianach i ryczał w poduszkę. Domyślałem się, że nie zareagują zbyt entuzjastycznie, ale tego co zrobiła moja teściowa, po prostu się nie spodziewałem. Kobieta upuściła łyżkę z wrażenia, teść patrzył na nią z przerażeniem, a w oczach Mike’a pojawił się strach. Nagle kobieta zaczęła przeraźliwie płakać. Tak, ze aż dzieci bawiące się w pobliżu się przestraszyły i też zaczęły płakać. Gordon przytulił żonę, a ja pobiegłem do dzieciaków. Nagle podszedł do mnie Mike.
- Od śmierci Susan nie wypowiadamy w domu jej imienia, bo sam widzisz… - Szepnął.
- Nie wiedziałem.. Przepraszam..
- Spoko. Skąd mogłeś wiedzieć?
- Ja się chyba powinienem zbierać…
- Nie przejmuj się. Matka zaraz się uspokoi. Nie było cię tyle czasu.. Daj nam się nacieszyć maluchami. – Powiedział. Powinniście zostać na noc. – Zaproponował.
- Co ty? Nie mamy ciuchów na przebranie, a poza tym twoja matka.. ( Nie mówiąc o tym, ze jesteś gejem) – Dopowiedziałem sobie w myśli.
- Spoko. Naprawdę, zaraz jej przejdzie. Rodzice się ucieszą, jeśli zostaniecie.
- Może.. Zobaczymy jeszcze. – Powiedziałem. – A tak w ogóle, to którą mamy godzinę? – Zapytałem tak jakby sam siebie, bo od razu wyjąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz. Przy okazji rzuciła mi się w oczy data.
- O kurde. – Powiedziałem.
- Co?
- Dziś wychodzi mój nowy teledysk. Zapomniałem kompletnie.
- Nadal śpiewasz? – Chłopak zapytał.
- To nie słyszałeś? Ostatnio było głośno o mojej współpracy z Ellie Goulding.
- Ellie Goulding? Chłopie, jesteś bogiem!
- Nie przesadzaj. – Uśmiechnąłem się. – Ale serio nic nie słyszałeś?
- Jestem odcięty od świata. Zero komputera, zero znajomych, zero telewizji odkąd ojciec przyłapał mnie w pokoju z moim chłopakiem…
- Ajć. – Wydusiłem z siebie. Raz, że mu współczułem, a dwa że nadal nie potrafiłem wyobrazić go sobie z innym facetem.. To było dziwne. 

_ _ _ _ _ __ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

Tak oto prezentuje się kolejny rozdział. Co o nim sądzicie? 
Przepraszam Was za zwłokę, ale jakoś ostatnio nie potrafię sie zmobilizować do pisania. Wczoraj naszła mnie wena i powstał ten nawet długi rozdział. Ogólnie jestem z niego zadowolony... Mam tylko nadzieję, że na kolejny nie będziecie musieli czekać tak długo...

Kolejna sprawa to komentarze.. Przepraszam Was czytających i komentujących regularnie, że musicie czytać te wywody, ale muszę się wyżalić.. Jest co raz gorzej... BTRAS jeszcze jakoś zniosę... Byleby nie było gorzej, ale ostatnia aktywność na SADASAW-ie mnie zabiła... 3 komentarze? Naprawdę? Słabo... Mimo wszystko dziękuję stale komentującym za wytrwałość. KOCHAM WAS <3

Czy Alice się odnajdzie? Czy James się w końcu opamięta? Czytajcie dalej :) 


Pozdrówki:
BTC 

8 komentarzy:

  1. Zacznijmy od tego: ja zawsze komentuje odkąd czytam, wiec to nie do mnie :D
    James jest głupi, no ja nwm .. Jak tak można? Boże juz wszyscy wiedza, ze oni byli pijani i potrafią to zrozumieć, a ten nie, nadal swoje. Zazdrosny o Adrianne widać ;)
    WOW wizyta u teściów była dobra. Mike rozjebał tym wyznaniem. Wszystko prosto z mostu xD
    Jezusie oby Alice się znalazła. Ryba to podła sucz, co wszyscy wiemy, ale no trzeba przypominać :/
    Supcio i czekam na nexta :*
    Weź mnie walnij bo ja od października nie potrafie napisać nawet słowa :'(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem wiem i dziękuję :*
      Nie no bić nie bd.. Ale pobicie zlecić mogę. Bierz się za robotę bo Rebe na Cb nasle :D
      Weno przybadz do Wery! :)

      Usuń
    2. Haha dziękuję, z pewnością to mnie zmotywuje, tak jak Ruth ostatnio xD

      Usuń
  2. Dlaczego słowo „Budowla” kojarzy mi się z klockami? No nie wiem.
    Ile oni się nie widzieli? Cztery lata? Kurde, ale ten czas szybko leci. Myślałam, że to były dwa tygodnie. Czerwone włosy i „Co Cię natknęło?” Pewnie Czarna Wdowa.
    Później całkowicie nie ogarniam. Ktoś się chyba naczytał slashy o MPG...
    Jemu to się śniło? Aaa... Takie buty... I to będzie lakcja dla Carlosa, żeby już więcej nie pił. Bo alkohol bardzo szkodzi zdrowiu. Ale co tam Carlosowe chlanie? Alice trzeba ratować!
    Sytuacja kryzysowa, ale James nie może sobie darować facha. No super! Prawdziwy mężczyzna, jak słowo daję.
    Kendall, widzę, nie może na tyłku usiedzieć. Ale zaraz potem, jak się zebrał, zjawiła się policja. Jak na zawołanie. No ale to ugryzienie mógł sobie Jamie darować. Bo widzisz... „Ugryzienie jest darem”. Czyli o to chodziło z tymi teściami. Aha...
    Powiem jedno. Po tej notce mam ochotę zadedykować Ci notkę na „Stadzie”. Notka super! Czekam na nn! Pozdrawiam! '

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahaha ugryzienie jest darem? No nie wiem czy ugryzienie w penisa byłoby darem... Darem bólu :D

      Usuń
  3. Na początku cos zaczęło mi nie grać w tym ich dialogu. Pomyślałam sobie, że Oho Chris wykreował jakiś sen, ale potem.... NIE WIEDZIAŁAM, ŻE TO KOLEJNY CHORY SEN W TWOIM WYKONANIU. Biedny... idź do psychiatry :D DO PSYCHIATRY!
    Przez ten rozdział najbardziej wkurzał mnie JAMES! JAMES TY KUTASIEEEEEEEE! c===3
    Niech znajda tę Alice -__- Niech zabiją Rebę! I ten Mike... a moze Logan po przygodach jakże niefortunnych z kobitami się przestawi na panów? :D
    heuheueueheuheue
    supcio rozdział ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chore sny mam, chore sny daję mym bohaterom :D Mi już nawet psychiatra nie pomoże ;p
      Logan i Mike? Hahahah! To by było ciekawe ;p

      Usuń