sobota, 17 maja 2014

15. A miało być tak pięknie...




**Kendall**

                Po dłuższym wyczekiwaniu pod salą Logana zgłodnieliśmy. Postanowiliśmy udać się do szpitalnego bufetu i kupić sobie coś do jedzenia. Wybrałem sobie dwa pączki z dżemem
i pochłonąłem je przepijając kawą. Posiłek był pyszny. Po kawie zachciało mi się siku, więc udałem się do toalety. By się tam dostać, musiałem przejść obok pokoju, w którym leżał mój przyjaciel. Kiedy odchodziliśmy, spał, dlatego byłem o niego spokojny. Mój spokój jednak został rozwiany, gdy zobaczyłem co się tam dzieje. Jakaś masywna kobieta stała nad Loganem trzymając mu poduszkę przy jego twarzy, a ten ani drgnął. Przestraszyłem się i wbiegłem do środka, gdzie krzyknąłem:
- Hej! Co pani tu robi?!
Ta spojrzała na mnie i jak oparzona wybiegła na zewnątrz przewracając mnie zastawiającego jej przejście. Upadłem i uderzyłem się w głową o kant jakieś szafki. Momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami, czułem jakby wszystko dookoła mnie wirowało. Chyba straciłem przytomność.

                Obudziłem się na łóżku obok łóżka Logana. Ucieszyłem się widząc go przytomnego. Patrzył na mnie i wyglądał na zmartwionego. Podniosłem się na łokciach i chciałem się z nim przywitać, ale strasznie rozbolała mnie głowa i położyłem się z powrotem. Złapałem się za czoło, poczułem coś w rodzaju bandaża. Nagle odezwał się mój przyjaciel.
- Co Ci jest?
- Wszystko dobrze, ale łeb mi pęka.
- Zawołam lekarza. – Powiedział, po czym wcisnął jakiś guzik obok łóżka, a lekarz natychmiast zjawił się w drzwiach.
- Co się dzieje?- Spytał.
- Kendalla strasznie boli głowa.
- O nic dziwnego. Poboli, poboli i przestanie. Dam panu lek przeciwbólowy.- Zwrócił się do mnie.
- Co mi się właściwie stało? Czemu mam to na sobie?- Spytałem wskazując na bandaż.
- Cóż. Najprawdopodobniej się pan przewrócił i uderzył w głowę.
- To wiem. Ale skąd ten bandaż? Leciała mi krew?
- Leciała? Lała się tak, że jedna z pielęgniarek na pana widok zemdlała, a sprzątaczki miały sporo roboty. Na szczęście udało nam się opanować sytuację. Powinien pan teraz wypoczywać, ale zaraz przyjdzie tu policja, aby zebrać od pana zeznania.

sobota, 10 maja 2014

14. Adopcja?!




**Adriana**

                Kolejną z rzędu noc spędziłam u Jamesa. Już zaaklimatyzowałam się w tym domu. Czułam się jak stała lokatorka, jednak wcale nią nie byłam. Wstaliśmy wszyscy z samego rana. Obudził nas piękny zapach dochodzący z kuchni. Myślałam, że to Caroline robi dla nas pyszne śniadanko, ale pomyliłam się. Państwo Henderson w ramach wdzięczności za gościnę przygotowali dla nas wyśmienity posiłek. Zdziwiłam się trochę tym widokiem. Myślałam, że może nie potrafią gotować, skoro mają od tego gosposię. Widocznie nie mają czasu na takie bzdety. Cóż się dziwić, wzięci adwokat i prokurator pewnie nieczęsto bywają w domu. Cały stół zapchany był jedzeniem. Zaczynając od zwykłego chleba, kończąc na sałatce, czy jajecznicy. Do tego w zanadrzu był jeszcze deser. Zastanawiałam się, o której oni musieli wstać, żeby to wszystko przygotować. W bardzo szybkim czasie wszystko pochłonęliśmy. Posprzątaliśmy po  sobie i poszliśmy trochę się ogarnąć, by następnie pojechać do Logana. Zżerała nas ciekawość, jak on się czuje, a przede wszystkim co stało się z dziećmi. Razem z Jamesem przepychaliśmy się przed lustrem, próbując zrobić więcej miejsca dla siebie. To było nawet zabawne. Wkurzył mnie, gdy malowałam rzęsy, a on nagle pchnął mnie biodrem i włożyłam sobie szczoteczkę do oka i cały mój makijaż szlag trafił, ale przeprosił mnie ładnie i udostępnił mi całe lustro, więc byłam w stanie mu wybaczyć. Zagroziłam jednak, że jeśli to powtórzy się jeszcze raz, to nie ujdzie mu to na sucho, a moja zemsta będzie okrutna. Kiedy byliśmy już gotowi, zapakowaliśmy się do aut i ruszyliśmy do szpitala. Nie obyło się bez korków, lecz zdołaliśmy dojechać dość szybko. Poszliśmy pod salę, w której leżał nasz przyjaciel. Stał przy nim lekarz, więc nie mogliśmy na razie wejść. Gdy wyszedł, pozwolił nam go odwiedzić, ale co najwyżej parami. Pierwsi weszli jego rodzice. Po woli puszczały nam nerwy, bo siedzieli tam dość długo. Pani Pamela trzymała go za rękę i popłakiwała, a pan Jeffrey siedział spokojnie i coś do niego mówił. Zazdrościłam mu tego, że jest taki opanowany. Sama jestem twarda, ale są sytuacje, w których nie potrafię zachować zimnej krwi.

środa, 7 maja 2014

13. Pobudka


(…) Po tym co usłyszałem, nie wiedziałem co myśleć. Wykrzyczałem tylko „O JA PIERDOLĘ!” , a Kendall chwycił za telefon. Dlaczego nas nie poinformowali? Chwilę potem Carlos i Caroline wbiegli przestraszeni do naszego pokoju.
- Co się stało? Czemu się tak wydarłeś? - Spytał Latynos.
- Zobacz sam. – Przewinąłem do tyłu, aby Carlos i Caroline także mogli obejrzeć materiał.
Kiedy oni oglądali z przerażeniem w oczach, Kendall wyszedł z pokoju, by móc spokojnie rozmawiać. Próbowałem podsłuchać, jednak nie udało mi się. Kiedy program się skończył, państwo Pena usiedli bezradnie na łóżku, Caroline zaczęła popłakiwać.
- Dlaczego on to zrobił? Co mu odjebało? – Pytała.
- Spokojnie kochanie, to nie może być prawda.- Uspokajał ją mąż.
- Nie oszukuj się! Sam słyszałeś.
Nikt tego nie skomentował. Po chwili wrócił Kendall.
- Iiii? – Spytałem.
- I to nie nasze dzieci.
- Ufff. – Odetchnęliśmy z ulgą.
- O niczym nas nie informowali, bo nie chcieli nas niepokoić. Porównali zdjęcie, które dostali od nas,
z ciałami i okazało się, że to zupełnie inne dzieciaki. – Wyjaśnił.
- Całe szczęście. – Skomentowała Adriana.

piątek, 2 maja 2014

12. Straszne wieści




**Carlos**

                Siedzieliśmy w szpitalu na poczekalni. Byłem głodny i spragniony, jednak nie miałem ochoty jeść ani pić. Byłem zbyt zmartwiony Loganem i dzieciakami. Gdzie ten idiota mógł je zostawić? Co on mógł z nimi zrobić? To drugie pytanie nurtowało mnie bardziej. Bałem się, że coś strzeliło mu do tego głupiego łba i skrzywdził te dwie małe istotki. Z drugiej strony karciłem się za to w myślach, przecież Logan nie jest psychopatą, żeby zabijać swoje własne dzieci, które tak bardzo kocha. Z trzeciej strony, życie też zawsze kochał, a całkiem niedawno się na nie targnął, więc teraz niczego nie mogłem być pewien. Z rozmyślań wyrwał mnie krzyk pani Henderson, biegnącej w naszą stronę:
- Co z moim synem, co z Loganem?! Mówcie szybko.- Błagała zanosząc się płaczem i szarpiąc Kendalla za koszulę.
- Pam, uspokój się. – Wydyszał pan Jeffrey odciągając ją od blondyna.
Kendall wyjaśnił im całą sytuację, lecz to ich nie uspokoiło.
- Ale jak to nie wiadomo gdzie są dzieci?!- Spytała zmartwiona babcia.
- Próbujemy to ustalić. Sprawę zgłosiliśmy na policję, jednak wydaje mi się, że dowiemy się wszystkiego dopiero gdy Logan się obudzi.
- No dobrze. A kiedy może się wybudzić?- spytał pan Henderson.
- Dziś mają go wybudzać, jednak nie wiemy dokładnie kiedy. Spędziliśmy tu całą noc i nadal jesteśmy w totalnej niewiedzy. – Wyjaśnił Kendall.
- Jak to całą noc? Idźcie prędko do domu. My porozmawiamy z lekarzem i damy wam znać jak wybudzą Logana.
- Niech będzie. – Zgodziliśmy się i ruszyliśmy w kierunku wyjścia.