**Logan**
Ostatnie dwa dni spędziłem na próbie
kontaktu z Ellie. Jednak nie udało mi się do niej dotrzeć. Byłem załamany.
Straciłem kolejną osobę, na której cholernie mi zależało. Przynajmniej tak
myślałem wcześniej. Kiedy popatrzeć na to teraz, to może dobrze się stało. Ona
otworzyła mi oczy. Zostałem w tym świecie Susan i każdego dnia zadręczałem się
jej śmiercią, zamiast ruszyć na przód. Minął już prawie rok, a ja nadal nie
potrafiłem się otrząsnąć. Stało się. Trzeba żyć dalej, tym bardziej że jest dla
kogo. Mam przecież dwójkę wspaniałych dzieci, które mnie potrzebują. Wcześniej
byłem tak zajęty użalaniem się nad sobą i próbami wypełnienia pustki po żonie,
że nie poświęcałem im należytej uwagi. Plułem sobie w brodę przez swoje
zachowanie. Te małe szkraby niedługo skończą rok, a nawet nie miały jeszcze
chrztu. Byłem wychowywany w wierze chrześcijańskiej, a w tej wierze chrzest to
podstawa. Cholera! Dlaczego ja wcześniej byłem taki ślepy? Postanowiłem to
zmienić. Jak najszybciej chciałem wybrać rodziców chrzestnych i zorganizować
chrzest. Musiałem się jeszcze wybrać do księdza. To postanowiłem zostawić na
później. Najpierw chrzestni. Gdyby wszystko potoczyło tak, jak planowaliśmy z
Susan to zostali by nimi Kendall i Caroline. Jednak tu pojawiają się problemy.
Po pierwsze mam dwójkę dzieci, a nie jedno. Po drugie nie mogę teraz wybrać
Caroline na matkę chrzestną, bo to by było juk kompletnie chamskie w stosunku
do Carlosa.