**James**
Kiedy
obudziłem się rano ujrzałem obok siebie
Adrianę. Uśmiechnąłem się na jej widok. Nadal nie ochłonąłem jeszcze po
wrażeniach dnia wczorajszego. Wzięliśmy ślub… To takie cudowne. Nie mogłem
uwierzyć, że wszystko poszło tak gładko i szybko. Najbardziej obawiałem się
reakcji Kendalla, ale spokojnie to przyjął. Jeśli cuda się zdarzają, to to był
jeden z nich. Zacząłem delikatnie gładzić Adrianę po ramieniu. Nagle otworzyła
oczy i uśmiechnęła się.
- Dzień dobry, żoneczko. – Powiedziałem.
- Witam szanownego mężulka.
- Jak się spało? – Zapytałem.
- Z moim mężem to i na podłodze byłoby cudownie. – Powiedziała, a ja się roześmiałem. Podniosłem się i pocałowałem ją w usta.
- Może zrobię jakieś śniadanko co, pani Maslow?
- Schmidt-Maslow. – Poprawiła mnie.
- Oj tam. Jesz czy nie?
- Jem. Tylko postaraj się, bo zadowolić żonę, to nie to samo, co dziewczynę. – Wytknęła mi język.
- Zapamiętam. – Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni.
- Dzień dobry, żoneczko. – Powiedziałem.
- Witam szanownego mężulka.
- Jak się spało? – Zapytałem.
- Z moim mężem to i na podłodze byłoby cudownie. – Powiedziała, a ja się roześmiałem. Podniosłem się i pocałowałem ją w usta.
- Może zrobię jakieś śniadanko co, pani Maslow?
- Schmidt-Maslow. – Poprawiła mnie.
- Oj tam. Jesz czy nie?
- Jem. Tylko postaraj się, bo zadowolić żonę, to nie to samo, co dziewczynę. – Wytknęła mi język.
- Zapamiętam. – Uśmiechnąłem się i poszedłem do kuchni.