piątek, 25 lipca 2014

21. Gołodupiec




**Logan**

- To wszystko. – Oznajmiłem wyciągając rzeczy Kendalla z bagażnika i kładąc wszystko na ziemi.
- Dzięki stary.
- Nie ma sprawy.
Pożegnaliśmy się i odjechałem, a blondyn wszedł do lasu. Ile ja bym dał, żeby zostać tam z nim. Stęskniłem się trochę, za urokiem naszej tajemnej miejscówki. Kiedy dzieci podrosną, muszę je komuś podrzucić choć na dwa dni i się tam wybrać. Czekał mnie jeszcze spory kawał drogi do przebycia, a moja ręka nie dawała mi spokoju. „Trza się było ciąć?!” – karciłem się w myślach za swoją głupotę. Zastanawiałem się czy jest nadwyrężona od stałej rehabilitacji, czy od obowiązków życia codziennego. Jechałem szybko, aby jak najszybciej znaleźć się w domu i wziąć leki przeciwbólowe. Grace i Mitchel spali z tyłu, co też sprawiało, że chciałem prędko dotrzeć na miejsce, żeby nie obudzili się po drodze. Trasa była luźna, o tej porze, przemieszczało się nią mało aut. Na liczniku miałem 140, nagle poczułem okropne rwanie w ręce i straciłem panowanie nad kierownicą. Samochód zjechał na drugi pas, kierował się pod prąd, a z naprzeciwka nadjeżdżała ciężarówka. Ostro dałem po hamulcach, w ostatniej chwili chwyciłem mocno za kółko i skręciłem w prawo. Udało mi się uniknąć niebezpiecznej, a nawet śmiertelnej kolizji. Zamiast śmierci miałem urwane tylko boczne lusterko. Dzieci z tyłu zaczęły płakać. Zastanawiałem się czy są wystraszone, czy mogły obić się głowami o foteliki. Bałem się o nie, dlatego gdy tylko udało mi się je uspokoić, ruszyłem dalej, ale już znaczne wolniej w obawie przed kolejnym atakiem bólu. Kierowałem się do szpitala, by lekarz mógł opatrzeć moje pociechy, chciałem także dostać jakieś leki na moją przypadłość. Gdy byłem już na miejscu, wziąłem dzieci i weszliśmy do budynku. Nie trwało długo, jak lekarz przyjął mnie do swojego gabinetu. W pierwszej kolejności kazałem mu zając się maluchami. Przedstawiłem mu sytuację, a ten zabrał się do badania. Oznajmił mi, ze wszystko jest w porządku i nie mam powodów do zmartwień, jednak pouczył mnie, co do prędkości jazdy szczególnie wioząc małe dzieci. Następnie zajął się mną. Gdy usłyszał z jakiego powodu boli mnie ręka, wybałuszył oczy z wrażenia, a następnie zmierzył mnie wzrokiem z krzywą miną.

- Dostanie pan lekarstwo, zaraz zawołam pielęgniarkę. Zastanawia mnie jedynie fakt, że nikt jeszcze nie odebrał panu praw rodzicielskich i że w ogóle pan i pańskie dzieci jeszcze żyjecie.
- Co pan sugeruje.
- Że jest pan skrajnie nieodpowiedzialny.
- Pan jest od tego by mnie pouczać, czy od tego by zadbać o moje zdrowie?! – Uniosłem się.
- Proszę wybaczyć, ale takie jest moje zdanie.
- To niech pan je zachowa dla siebie i z łaski swojej wezwie pielęgniarkę, bo ból zaraz mi rozpier…! – Uciąłem. – Rozwali rękę. – Dodałem cichszym tonem.
Kiedy dostałem lekarstwa, ruszyłem w kierunku domu. Ból był słabszy, ale jeszcze nie do końca zwalczony. Dopiero na miejscu już mi nie dokuczał. Odłożyłem dzieci do łóżeczek, a te spokojnie zasnęły. Byłem głodny. Bardzo głodny. Ponieważ Caroline nie mogła dziś przyjść, musiałem sam sobie coś przygotować. Z jednej strony cieszyło mnie to, że jej nie będzie, głupio czułem się z tym, że tak mi pomaga, ale z drugiej przyzwyczaiła mnie już do swoich obiadków i do tego, że nie muszę ich sam przygotowywać. Poszedłem do kuchni i otworzyłem lodówkę. Miałem wszystkie składniki, by usmażyć jajecznicę. Obrałem i pokroiłem cebulę, pokroiłem kiełbasę i rozbiłem jajka do szklanki. W odpowiednim czasie wrzuciłem składniki na rozgrzaną patelnię i mieszałem. Nagle usłyszałem płacz. Szybko wypłukałem ręce i wytarłem je ścierką, którą potem rzuciłem na blat. Poszedłem w kierunku pokoju dzieci. Nie była to pora karmienia, więc stwierdziłem, ze chodzi o poważniejsze sprawy.  Tak jak myślałem, Mitchel zrobił kupkę. Przewinąłem go, a potem zbadałem jak to jest z Grace. Ta jeszcze nie zdążyła załatwić swoich spraw, więc zapiąłem jej pampersa i ułożyłem z powrotem w łóżeczku. Wróciłem do kuchni. To co tam zobaczyłem mnie przeraziło. Widocznie zamiast na blat, musiałem rzucić ścierkę wprost na palnik kuchenki, a ta zaczęła płonąć. Oprócz kawałka materiału, palił się także blat w około płyty gazowej. Szybko chwyciłem za gaśnicę i zgasiłem płomień. Moje jedzenie nadawało się do wywalenia, tak samo jak patelnia. Fragment blatu także należało wymienić. Chyba rzeczywiście ten lekarz miał rację. Jestem nieodpowiedzialny. Zacząłem zastanawiać się czy dzieci aby na pewno są ze mną bezpieczne. Obiecałem sobie, że zacznę bardziej uważać oraz że w najbliższym czasie wymienię płytę gazową na indukcyjną, która jest znacznie bezpieczniejsza.


**Kendall** 

                Dotarłem na miejsce i rzuciłem wszystkie bagaże na ziemię. Wziąłem głęboki wdech. Powietrze było takie świeże i czyste. Nic się tu nie zmieniło. Woda błękitna i przejrzysta, żółciutki piasek w koło i zielony las odgradzający wszystko przed resztą brutalnego świata. Gdy skończyłem napawać się widokiem, zacząłem rozkładać namiot. Poszło mi to bardzo sprawnie i szybko. Następnie „umeblowałem” go w środku. Wyjąłem wędkę i ruszyłem w kierunku molo, usiadłem i zarzuciłem ją do wody. Po udanych łowach poszedłem do lasu by nazbierać trochę drzewa. Wróciłem i rozpaliłem ognisko. Obrałem ryby, nabiłem na kij i upiekłem nad płomieniem. W ten sposób miałem zapewnioną kolację. Może nie była to taka kolacja, jaką zapewne zjadł bym w domu, ale skoro odciąć się od świata zewnętrznego, to na całego. Słońce powoli zachodziło, postanowiłem wziąć kąpiel. Rozebrałem się i wziąłem mydło. Wszedłem do wody, gdzie umyłem całe ciało. Przyodziałem się w jakieś wygodne ciuchy, by dobrze mi się spało i położyłem się w namiocie. Chwyciłem latarkę w dłoń i wyjąłem z plecaka książkę, zacząłem czytać. Czytałem i czytałem, aż w końcu usnąłem.

                Z samego rana obudziły mnie jakieś krzyki, jakby dziecięce. Spojrzałem na zegarek, była 06:00, cudownie. Przeciągnąłem się, przebrałem, a następnie ruszyłem na przeszpiegi. Głosy doprowadziły mnie do obozowiska. Prawdopodobnie dzieci dopiero przyjechały, bo biegały po całym terenie z torbami podróżnymi i plecakami, a opiekunki dopiero otwierały domki. Aż przypomniały mi się stare, dobre czasy, kiedy to razem z Loganem i naszą klasą wybraliśmy się tu na obóz.  Nic się tu nie zmieniło, oprócz nowego koloru domków. Teraz każdy był w innym kolorze, a za naszych czasów wszystkie miały jeden, brązowy kolor. Kiedy tak rozglądałem się po placu, w oczy rzuciła mi się długowłosa, zgrabna blondynka. Widziałem ją z daleka, więc nie zauważyłem więcej szczegółów. Zaciekawiłem się jej osobą, jednak nie mogłem tak po prostu do niej podejść, bo ludzie zaczęliby wypytywać co tu robię, skąd się wziąłem i mogłoby dojść do tego, że odkryliby gdzie przebywam. Postanowiłem już wracać. Przypadkowo zaszeleściłem krzakami, odwróciłem się za siebie, prawie wszyscy patrzyli w moją stronę. Miałem nadzieję, że nikt mnie nie widział. Wróciłem do siebie. Położyłem się na molo, obserwując chmury. Tworzyły różne kształty. Przeleżałem tak do wieczora. Na kolacje zjadłem owoce, które znalazłem w lecie. Rozpaliłem ognisko i jak poprzedniego wieczora poszedłem wziąć kąpiel. Pozbyłem się odzienia przy brzegu i nago wskoczyłem do wody. Popływałem chwilę, po czym zacząłem mydlić ciało. Zanurzyłem się w wodzie, by dokładnie spłukać mydliny. Kiedy wyszedłem z wody, moich ubrań nie było, a przede mną stała dwójka chłopców, blondyn oraz rudy. Cykali mi foty aparatami z fleszami. Zasłoniłem szybko swe klejnoty i zacząłem na nich krzyczeć.
- Co wy robicie?! Przestańcie mi robić zdjęcia! Oddajcie mi ubrania!
- Nigdy! Zarobimy krocie na twoich nagich fotach.
- Cwane dzieci. Dam wam więcej, jeśli oddacie mi moje ubrania i swoje aparaty.
- A ile?
- A ile byście chcieli?
- Dziesięć tysięcy.
- Stoi, ale najpierw oddajcie mi to o co proszę.
- Masz.
Wyciągnąłem jedną rękę, po ubrania i aparaty, a drugą nadal zasłaniałem swoje krocze. Nawet nie przejrzałem zdjęć a aparaty wylądowały w wodzie, tak było najprościej. Co ja swoich jaj nie widziałem? Nie zdążyłem nawet założyć majtek, a usłyszałem:
- Teraz kasa.
- Wredne smarki myślały, że dostaną ode mnie pieniądze? Nic z tego! Wynocha!
Tego co się stało, nawet się nie spodziewałem. Ta dwójka wskoczyła na mnie i zaczęła okładać mnie po ciele. Na chwilę zapomniałem o tym, że jestem nagi. Obie ręce ruszyły na obronę. Długo się z nimi użerałem i nie mogłem dać im rady. Kiedy unieszkodliwiłem jedno, drugie mnie atakowało i tak w kółko. W końcu zza krzaków usłyszałem anielski głos.
- Chłopcy? Chłooopcy, jesteście tu?
- Są tu! Ratunku! – Krzyknąłem.
Kiedy postać wyszła zza krzaków, oniemiałem. To była ta śliczna blondynka, którą widziałem na obozowisku.
- Co tu się dzieje? – Spytała.
- Napadli mnie.
- Jim, Mark! Zostawcie tego pana i chodźcie do mnie!
- Ale on… - Zaczęli jednym głosem.
- Żadne ale! Idziemy, wyjaśnicie mi wszystko po drodze. A panu radziłabym się ubrać. – Powiedziała.
Zarumieniłem się. Ona widziała moje klejnoty! Szybko je zasłoniłem, ale to nic nie dało. Widząc moje zakłopotanie, zachichotała pod nosem.
- Jeśli pan pozwoli, chciałabym tu wrócić i porozmawiać też z panem.
- Bardzo proszę. – Powiedziałem czerwony jak burak.
Ubrałem się i wróciłem do namiotu. Rozmyślałem o tym co się wydarzyło. Zrobiłem z siebie debila, a ona była taka piękna…. 
_______________________________________________________________________

 Spodziewaliście się tak szybko nowego rozdziału? Bo ja nie. Podoba się? Humorystyczny tytuł, który początkowo miał być inny, ale w trakcie pisania wyszło, tak a nie inaczej. :)

INFO:

1.W ankiecie zwyciężyły głosy na tak! Wynik 10:1. Dzięki za głosy. ^^


2. Jutro wyjeżdżam, a potem będę miał gości, co oznacza, że może być problem z rozdziałami. Przez najbliższe 2 tygodnie może się coś pokazać, ale nie obiecuję. Z góry przepraszam. :*


Jak będzie wyglądać wizyta blond piękności u Kendalla? Jak Loganowi pójdzie stawanie się bardziej odpowiedzialnym? Czytajcie dalej a się dowiecie. :D

7 komentarzy:

  1. Jezu...niepokojące jest to, że tak nagle Loganowi dokuczyła ta ręka. A potem ten pożar. Logan ah Logan... boję się o twoje szkraby. Śmieszne. Dzieci okładają Kendalla :) Chcesz zarobic dziesięć patyków? Skradnij Kendallowi gatki. Może blond piękności chce z nim pogadać, bo uraczyły ją klejnoty Kenda i nie może przegapić takiej okazji :D Rozdział świetny i bd czekać niecierpliwie na nn. Cieszę się, że bd sceny erotyczne. Jupi!

    OdpowiedzUsuń
  2. No, ciekawie to wyszło... Dzieci napadające Kendalla - Bezcenne. Jeszcze, jak się do tego słucha One Republic, to w ogóle śmiesznie wychodzi. Ten śpiewa "Mercy", a drugi woła "Ratunku". Ratunku i litości, nie no... Trzy razy chyba do tego wracałam. I pewnie dlatego nie potrafię teraz napisać o niczym innym... No ok... Notka świetna! Czekam na nn! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Kendall jestem załamana... nie poradziłeś sobie z dwójką mniejszych od siebie grzdyli. Logan jest nieodpowiedzialny jednak nie robi tego specjalnie. Np nie sądze żeby był taki głupi żebt dzieci w upał zostawić w samochodzie. U niego to są raczej wypadki. Rozdział świetny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja moglam sie nie podpisac. Sorry ze tak wyszlo. Niedawno nadrobilam calego bloga i nie zaluje ze skusilam sie bo polecila mi go pewna osoba huehue :)

      Usuń
  4. Się wystraszyłam jak zaczęłam czytać, że Logan jedzie tak szybko. Wiedziałam, że coś się stanie. Dobrze, że nic poważnego. Od razu zaintrygował mnie tytuł rozdziału. Byłam mego ciekawa co wymyślisz z tym gołodupcem :P Wyszło świetnie. Cwane te dzieciaki, a Kendall mało uważny :P Gołodupiec he he :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rodział.Zdziwiłam się,że tak szybko,ale jak jest wena to pisz...my się nie obrazimy.Kendalla biją dzieci..HaHa...i to "Ona widziała moje klejnoty!" - Hah...nie mg...Czekam na nn :***

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż ja mogę powiedzieć.
    Jak zwykle rozdział wyszedł ci perfekcyjnie :)
    Uśmiałam się na końcówce, ale co Kendall tak się wstydzi xd Mam nadzieję, że go nie oskarżą o coś :o
    Czekam ;*

    OdpowiedzUsuń