piątek, 20 czerwca 2014

18. Do siebie




**Caroline** 

                Logan wyszedł na przesłuchanie. James z Kendallem dalej spali i miałam nadzieję, że zostanie tak do rana. Nie miałam ochoty użerać się z dwoma pijanymi facetami. Dobrze, że Carlos nie wyszedł z nimi do pubu bo wydrapałabym mu chyba oczy, gdyby wrócił w takim stanie. Na szczęście miałam go przy sobie całkowicie trzeźwego, bo bez jego pomocy chyba bym sobie nie poradziła. Maluchy ciągle płakały. A to z głodu, a to się zmoczyły, a to zrobiły coś więcej. Kiedy jedno zaczynało płakać, automatycznie drugie dołączało do niego i robiły podwójny hałas. To było straszne. Carlos śmiał się, że to będzie dla nas niezła wprawa, ale mi nie było wtedy do śmiechu, Myślałam, że zaraz zwariuję, a potem utłukę Logana za przeżyte męki. Dzieci w płaczu były całe czerwone, a ich malutkie gardełka drżały nieregularnie. Pieluszek w koszu przybywało i dawały nieprzyjemny zapach. Henderson nie wracał dość długo, co mnie dodatkowo martwiło. Postanowiłam do niego zadzwonić. Próbowałam się z nim połączyć kilka razy, ale za każdym mnie odrzucał. Pomyślałam, że może jeszcze jest na komisariacie i odpuściłam. Po pewnym czasie Grace i Mitchel przestali płakać. Odłożyliśmy maluchy na posłanie na podłodze i legliśmy z ulgą na kanapę. Mój mąż objął mnie ramieniem, a ja przytuliłam się do jego piersi. Czułam szybkie bicie jego serca.
- Zmęczony? - Spytałam. - Trochę. A Ty?
- Też.
Dalej wsłuchiwałam się w ten rytm. Uspokajało mnie to. Po chwili odezwałam się znów.
- Carlos? – Spojrzałam na niego.
- Mhm?
- Ja chyba nie chcę tego dziecka…
- Spokojnie, nasze będzie grzeczniejsze.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. – Odpowiedział po dłuższym zastanowieniu.
Ponownie wtuliłam się w jego ciało. Ten gładził moje włosy, co sprawiło, że zachciało mi się spać. Z całych sił powstrzymywałam się, by nie usnąć, ale to było silniejsze ode mnie. Oczy przymknęły mi się na dobre.

                Kiedy się obudziłam, Carlos i Logan siedzieli przy stoliku, pijąc kawę. Usiadłam, rękoma ogarnęłam powierzchownie swoje włosy i ruszyłam w ich kierunku. Dosiadłam się do stolika.
- Opowiadaj. – Rzuciłam do przyjaciela.
- No więc… - Zrobił pauzę.
- No szybko, mów. – Pogoniłam go.
- Powiedzieli, że Jenkins w sądzie usłyszy zarzuty za usiłowanie zabójstwa, porwanie i spowodowanie uszczerbku na zdrowiu. Może dość sporo posiedzieć za to za kratami, no chyba, że uznają ją za niepoczytalną w czasie wykonywania czynów.
- W sumie to się nie dziwię. To wariatka.
- Masz rację. Chyba wolałbym, żeby skierowali ją na leczenie. Szkoda mi jej. –Oznajmił.
- Co?! Prawie zabiła Ciebie i Kendalla, porwała twoje dzieci, a Tobie jest jej szkoda?! Nie rozumiem Cię. – Zdziwiłam się jego zachowaniem.
-  Widzisz, gdybym nie obiecywał jej, że oddam jej dzieci, a potem nie zerwałbym umowy, byłoby inaczej. To po części moja wina.
- Przestań się obwiniać. Nie mogłeś wiedzieć, że ona tak zareaguje.
- Niby tak, ale wiesz jak to jest…
- Tak, tak..
- A co tam u was? Słyszałem, że mieliście niezły koncert. – Uśmiechnął się.
- Śmiej się, śmiej. Zobaczymy, czy w nocy też będziesz się tak śmiał. Ja Ci pomóc wtedy nie przyjdę. – Wytknęłam mu język.
- Nie przyjdziesz, bo nie będzie Cię w pobliżu.
- Jak to? – Spytałam zdziwiona.
- Wracam do siebie. Oddajcie mi klucze.
- Ale..
- Caroline, żadne ale. Tu nie ma miejsca dla naszej trójki, a z resztą będziemy zakłócać wam spokój. Moje mieszkanie jest w pełni wyposażone dla dzieci, a tu? Tu mam tylko marny wózek od Jenkins, parę pampersów i kaszkę dla niemowląt.
- W sumie to masz rację.
- Cieszę się. Dopiję kawę i już mnie nie ma.
W tym momencie jedno z dzieci podniosło krzyk, a za nim drugie.
- No pięknie. Radź sobie, tatusiu.
- Patrz jak to się robi, cieniasie. – Uśmiechnął się.
Splotłam ręce na piersiach i przyglądałam się w oczekiwaniu na porażkę przyjaciela. Ku mojemu zdziwieniu dawał sobie świetnie radę, a maluchy bardzo szybko przestały płakać.


**James**

                Spałem sobie smacznie, rozwalony na całym łóżku, gdy nagle obudził mnie przeraźliwy płacz dochodzący z salonu. Nie dość, że łeb mi pękał to jeszcze to. Podniosłem się i poszedłem sprawdzić co się dzieje. Po drodze podpierałem się ściany, bo nie miałem siły iść. W gębie miałem kapcia, jakbym przed momentem wyjadał z kibla. Powodowało to u mnie niesmak. To co zobaczyłem w salonie sprawiło, że oczy chciały wyskoczyć mi z orbit. Logan stał na środku z dziećmi na rękach i je uspokajał. Zastanawiałem się, czy alkohol nadal mnie trzyma i mam halucynacje, czy to dzieje się naprawdę. Po chwili obok mnie stanął Kendall. Po jego minie wywnioskowałem, że on ma ten sam problem co ja. 
- Co się tak lampicie? Może któryś podałby mi smoczek, bo mała zgubiła. Zaraz się rozpłacze.- Zwrócił się do nas Logan.
- A tak, jasne, sorry. -  Burknął blondyn. – Już podaję. – Dodał i podniósł smoczek z podłogi.
- Gdzie go dajesz? – Spytał brunet.
- No dziecku, a gdzie? – Kendall zapytał zdezorientowany. 
- Włóż mi go do ust, trzeba go wyczyścić.
Schmidt spojrzał na niego z dziwnym uśmiechem, a następnie zaczął rozpinać pasek spodni.
- Co Ty robisz?
- Jak to co? Chciałeś żebym CI GO WŁOŻYŁ DO UST. – Roześmiał się. -  Klękaj. – Po przerwie powiedział z poważną miną.
Wszyscy buchnęliśmy śmiechem, na co dzieci znów się rozpłakały. Szybko się ogarnęliśmy, a Kendall postąpił wedle instrukcji Logana. Maluchy uspokoiły się po pewnym czasie, Henderson odłożył je na miękkie posłanie znajdujące się na podłodze i wszyscy usiedliśmy przy stole.
- Kiedy je znalazłeś? – Spytałem po chwili ciszy.
- A no jakoś jak spaliście.
- Pijusy. – Wybuchł śmiechem Carlos.
Caroline uspokoiła go mroźnym spojrzeniem. Nie chcieliśmy, by dzieci znów się rozpłakały.
- A co z tą babą, co je porwała? – Spytał Kendall.
- Jest w areszcie i oczekuje na proces, który jeszcze nie wiadomo kiedy się odbędzie.
- Cieszysz się? – Zapytałem.
- Zależy z czego. Z tego, że dzieci się znalazły, cieszę się jak cholera, ale czy zależy mi na tym żeby Jenkins poszła siedzieć, to nie wiem.
- Jak to?
- To skomplikowane. Nie pytajcie mnie o więcej, ok? Carlos z Caroline wam wyjaśnią.
- Dobra. – Powiedzieliśmy jednocześnie.  
- Okej. Kawa wypita, więc można się zbierać.
- Gdzie Cię niesie? Siedź. – Powiedziałem.
- Czas wracać do siebie. Carlos, zawieziesz mnie? Muszę zgarnąć auto i foteliki.
- Ale moje auto jest jeszcze pod cmentarzem.
- Weźcie moje. – Zaoferowałem się, choć nie wiedziałem z jakiej okazji auto Latynosa nie stoi pod domem. 
- Dzięki. – Ucieszył się Logan. – Caroline? Przypilnowałabyś dzieci jeszcze przez chwilę? – Zrobił błagającą minę i złożył ręce jak do modlitwy.
- Dobrze. Lećcie już.
- Dziękuję. – Pocałował ją przyjacielsko w policzek.
Rzuciłem i kluczyki i wyszli z mieszkania, a my zostaliśmy z Caroline i Hendersoniątkami. Przyjaciółka wyjaśniła nam mniej więcej całą sprawę. Czułem się lepiej wiedząc na czym stoję, ale spokoju nie dawało mi moje samopoczucie po alkoholu oraz to, że Adriana się na mnie gniewa. Postanowiłem sobie, że jak tylko całkowicie wytrzeźwieję, to pojadę do niej i ją przeproszę. Tymczasem musiałem się ogarnąć. Dlaczego ja tyle wypiłem?!


**Logan**

                Samochodem Jamesa jechaliśmy z Carlosem do mojego domu. Po drodze rozmawialiśmy. Chciałem powiedzieć mu wszystko czego dowiedziałem się na komisariacie. On i tak był już najbardziej wtajemniczony, przez tą sprawę z samochodem sprawcy śmierci Susan.
- Carlos?
- No. – Spytał skupiony na drodze.
- Bo na tym przesłuchaniu dowiedziałem się co stało się z zabójcą Susan.
- To mów. – Zainteresował się.
- Znaleźli go wiszącego, w stanie rozkładu w jakimś jego domku letniskowym.
- Myślisz, że powiesił się z wyrzutów sumienia?
- Nie wiem, ale bardzo możliwe.
- Szkoda Ci go?
- Sam nie wiem… Tak jakoś…
- Masz za dobre serce, stary.
- Wiem.
 Kiedy dojechaliśmy na miejsce, od razu poleciałem na górę, by zabrać foteliki. Nie mogłem się doczekać, by ujrzeć swoje 4 kąty. To co tam zobaczyłem raczej mnie nie ucieszyło. Na podłodze walało się szkło, w którego pobliżu widniała zaschnięta kałuża krwi. Dodatkowo na meblach było pełno kurzu. Zastanawiałem się, czy to dobre miejsce dla dzieci. Zadzwoniłem po Carlosa, który przyszedł dość szybko. Stwierdziliśmy, że trochę tu ogarniemy, a potem pojedziemy po dzieci. Zawiadomiłem jeszcze Caroline, że trochę dużej nam się zejdzie i zabraliśmy się do pracy. Było ciężko, ale daliśmy radę. Po długim czasie sprzątania, to mieszkanie wyglądało jak dawniej. Prawie, bo brakowało tam Susan. Wyszedłem stamtąd jak najszybciej, bo czułem, że zaraz się rozpłaczę. Przy przyjacielu chciałem zachować zimną krew. Zamknąłem drzwi i ruszyliśmy do domu chłopaków. Zabrałem Grace i Mitchela i wróciłem do siebie. Wstawiłem auto do garażu i wszedłem na górę. Ułożyłem dzieci w łóżeczkach i poszedłem pod prysznic, następnie zjadłem kolację i zasiadłem przed telewizorem. Było tu tak jakoś pusto, cicho i smętnie. Nie miałem z kim porozmawiać, co raz bardziej brakowało mi żony, a wszystko wokół mi ją przypominało. Chciałem się do niej przytulić. Łzy napływały mi do łez, ale nie miałem czasu, by się rozklejać, bo dzieci dawały o sobie znać. Przygotowałem dla nich pokarm i pobiegłem do ich pokoju. Kiedy nakarmiłem  wygłodniałe pociechy, te uspokoiły się, a następnie zasnęły. Sam poszedłem do swojej sypialni by odpocząć. Położyłem się na łóżku i przytuliłem do siebie mocno poduszkę na której zawsze spała Susan. Pogładziłem ręką puste miejsce, które kiedyś ona zajmowała i najzwyczajniej w świecie się rozbeczałem. Było mi strasznie źle, tak zajebiście mi jej brakowało. Oddałbym wszystko, żeby przy mnie była, żebym mógł usłyszeć jej głos, poczuć jej dotyk. Sam nie wiem, kiedy zasnąłem.

                Ze snu wybudził mnie płacz dzieci. Szybko do nich pobiegłem, przewinąłem i próbowałem uspokoić, jednak nie dawałem rady. Płakały jedno przez drugie. Nie miałem już sił. Spojrzałem na zegarek, była 3 w nocy. Po dłuższym czasie koncertowania do moich drzwi zapukał rozłoszczony sąsiad. Ochrzaniał mnie, używając dość ostrych słów, jednak ja nie miałem sił się bronić. Chciałem zażyć świętego spokoju. Czy to tak wiele? Mijały kolejne minuty a dzieciaki wciąż płakały. Wyciągnąłem je z łóżeczek i przełożyłem do nosidełek z funkcją kołyski. Usiadłem na podłodze i zacząłem kołysać. Powoli maleństwa się uspokajały, a mi przymykały się oczy. W trójkę zasnęliśmy. Spokój nie trwał długo. Po chwili znów usłyszałem donośny płacz dzieciaków. Tym razem rozpłakałem się  razem z nimi. „O Susan, dlaczego nie możesz być teraz ze mną?!” – Przeklinałem w myślach. Zaczynałem żałować, że nie oddałem ich do adopcji. Minęłoby mnie tyle problemów, a Kendall nie wylądowałby w szpitalu. Nie wiedziałem co myśleć, byłem bezsilny. Nadal płakaliśmy i nadal kołysałem dziećmi w nosidełkach. Po jakimś czasie usnęły, a mi też nie trzeba było długo, by odpłynąć.

                Obudziłem się rano na podłodze. Było mi zimno. Grace i Mitchel spali obok. Kiedy zobaczyłem ich malutkie, śliczne buźki, niczego nie żałowałem. Cieszyłem się ich obecnością, choć wiedziałem, że za chwilę znów zacznę męki.
__________________________________________________________________________________

I jak? Może być? Mam nadzieję, że tak :)

Jak Logan poradzi sobie z trudem ojcostwa? Czy Adriana wybaczy Jamesowi? Czytajcie dalej, a się dowiecie :D


10 komentarzy:

  1. " W gębie miałem kapcia, jakbym przed momentem wyjadał z kibla." Haha dobre :) albo te KLĘKAJ :D Padłam :D Jak już mówiłam niech Jenkins skiśnie w pace. Może dobrze, że ten facet się powiesił zanim nie rozerwał go na strzępy Logan, który chciał niechcący zrobić mu wcześniej krzywdę. Biedak obudził się na podłodze. Cudownie, że mogłam przeczytać Twój rozdział. Uszczęśliwiasz mnie :*****

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chce dziecka? Ja wiem, że maluchy dają popalić, ale bez przesady. Oj, lepiej, żeby nie uznali jej za niepoczytalną. ca cała Jenkins musi surowo beknąć za to, co zrobiła. "Cieniasie" mnie rozwaliło, chociaż częściej używam słowa "wapniak". James masz za swoje! Znaczy, wiem, ze to był pomysł Kendalla, ale on jest dla mnie zawsze usprawiedliwiony. Relacja Jamesa na kacu przypomniała mi o Lois w "Fortune", kiedy ona i Oliver obudzili się na torach. Rozumienie Kendalla, takie, że pożal się Boże. Marla już o tym wspomniała, więc nie będę po niej powtarzać. Chyba brał jakiś dopalacze, czy coś... Nadal mi żal Logana, bo tak rozpacza, że ma o tym nawet mary senne. Mam nadzieję, że dojdzie do siebie. Notka super! czekam i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedny Kendall dawno nie zaruchał, więc cóż się chłopakowi dziwić, że tylko jedno mu w głowie ;D

      Usuń
    2. A Kendall chyba bd miał kiedyś dziewczynę i fajnie jakby była to Katelyn Tarver.Oczywiście nie musisz się zgodzić. :)

      Usuń
    3. Mam już co do niego pewne plany :)

      Usuń
    4. Aha...spk :) To czekam na nn.

      Usuń
  3. Jesu ten rozdział był świetny. A w szczególności początek, "Jak to co? Chciałeś żebym CI GO WŁOŻYŁ DO UST","Klękaj" przez dobre 30 min nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha.Kendall zboku! OMG.Super.Czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie wiem od czego zacząć :D Rozdział zajebisty :D z tym Jamesem, który porównał kapcia w ustach do wyjadania z kibla to mnie rozwaliłeś na łopatki. Myślałam, że więcej mnie nic tak nie rozbawi, ale potem ten tekst "włóż mi go do ust" ha ha ha poległam :D śmiałam się do monitora jak głupia, bo nawet do głowy mi nie przyszło, że Kend to tak skojarzy :P masakra :P A co do Logusia to faktycznie ma dobre serce i dzięki temu jest takim superowym ojcem :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże Logan hahahaha XD Trzeba było się tak mocno nie starać to nie byłoby dwójki XD

    OdpowiedzUsuń