**Carlos**
Bezskutecznie próbowałem
przekonać Logana żeby nie robił głupot. Nie słuchał mnie. Wpadł jakby w trans,
myślał tylko o zemście. W końcu zrozumiałem, że wrzeszcząc na niego nic nie
zdziałam, że muszę znaleźć jakieś porządne argumenty, by go uspokoić.
- Logan, a co z dziećmi? Pomyślałeś o nich? Co się z nimi stanie jak trafisz do kryminału?
- A kto powiedział, że tam trafię?! Taki jeden zjeb tyle czasu chodzi na wolności, to i ja pochodzę!
- Tutaj pewności mieć nie możesz!
- Wystarczy nadzieja!
- Nadzieja matką głupich. – Wyszeptałem pod nosem z rezygnacją.
- Matka kocha swoje dzieci. – Powiedział z satysfakcją i wrócił do pilnowania auta przed nami.
Milczałem, myśląc, że i tak moje słowa nic nie zmienią. Spoglądałem tylko na Logana. Bałem się tego, co widziałem. Jego oczy jakby płonęły, a on sam wyglądał tak, jakby kręciło go to, co za chwilę miał zrobić. Nie poznawałem go. Nagle do głowy przyszła mi jedna myśl.
- Stary, a co jeśli to wcale nie jest ten facet?
- To niemożliwe. Daj mi spokój, bo muszę się skupić!
- A co jeśli możliwe? Przecież na Świecie jest dużo takich aut. Skąd masz pewność, że to akurat to?
- Bo mam i już!
- Aha. W takim razie ja wychodzę z tego samochodu. Widzę, że i tak już nic nie zdziałam!
- Strzałka!- Powiedział machając mi na „do widzenia”.
Wyszedłem i trzasnąłem drzwiami. Oddaliłem się kawałek i usiadłem na pobliskiej ławce. Nie trwało to długo, jak przede mną stanął mój przyjaciel.
- Możesz mieć rację. – Powiedział z wyraźną skruchą w głosie.
- Zadzwoń na policję, może się czegoś dowiesz.
- Tak zrobię.
Odszedł ode mnie. Chwilę później wrócił i powiedział:
- Podałem im numery auta. Powiedzieli, że dotarli do tego gościa, ale on kupił ten samochód parę dni po wypadku. Szukają poprzedniego właściciela. W jego mieszkaniu go nie było.
- A nie mówiłem. Choć zwijajmy się do domu.
Ruszyliśmy w kierunku mojej bryki. Znałem zły nawyk Logana i wiedziałem, że na sto procent zostawił kluczyki w stacyjce, dlatego przyspieszyłem tępa. Usiadłem za kierownicą, a ten bez słowa zajął miejsce obok mnie. Po drodze nie odezwał się w ogóle, ja także milczałem. Spoglądałem czasem na niego, na jego twarzy malował się smutek z domieszką strachu. Nagle przemówił.
- Mało brakło a zabiłbym człowieka… Gdyby nie Ty…
- Nie ma za co. – Położyłem mu rękę na ramieniu.
Dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z pojazdu i już mieliśmy wchodzić do domu kiedy mój przyjaciel poprosił mnie o pożyczenie mu jeszcze raz auta.
- Po co Ci ono? Chcesz tam wrócić?
- Nieee. Chciałem pojechać na cmentarz, do Susan. Po drodze zaleję do pełna.
- Łap kluczyki. – Rzuciłem mu je.
Odprowadziłem go wzrokiem do samochodu, po czym sam wszedłem do mieszkania. Już za drzwiami słyszałem dźwięk odpalanego silnika. W salonie siedziały Caroline i Adriana, które jakoś dziwnie się zachowywały, ale nie miałem czasu z nimi zagadać, bo chwilę po mnie do domu weszli zataczający się Kendall prowadzący na wpół przytomnego Jamesa.
- Logan, a co z dziećmi? Pomyślałeś o nich? Co się z nimi stanie jak trafisz do kryminału?
- A kto powiedział, że tam trafię?! Taki jeden zjeb tyle czasu chodzi na wolności, to i ja pochodzę!
- Tutaj pewności mieć nie możesz!
- Wystarczy nadzieja!
- Nadzieja matką głupich. – Wyszeptałem pod nosem z rezygnacją.
- Matka kocha swoje dzieci. – Powiedział z satysfakcją i wrócił do pilnowania auta przed nami.
Milczałem, myśląc, że i tak moje słowa nic nie zmienią. Spoglądałem tylko na Logana. Bałem się tego, co widziałem. Jego oczy jakby płonęły, a on sam wyglądał tak, jakby kręciło go to, co za chwilę miał zrobić. Nie poznawałem go. Nagle do głowy przyszła mi jedna myśl.
- Stary, a co jeśli to wcale nie jest ten facet?
- To niemożliwe. Daj mi spokój, bo muszę się skupić!
- A co jeśli możliwe? Przecież na Świecie jest dużo takich aut. Skąd masz pewność, że to akurat to?
- Bo mam i już!
- Aha. W takim razie ja wychodzę z tego samochodu. Widzę, że i tak już nic nie zdziałam!
- Strzałka!- Powiedział machając mi na „do widzenia”.
Wyszedłem i trzasnąłem drzwiami. Oddaliłem się kawałek i usiadłem na pobliskiej ławce. Nie trwało to długo, jak przede mną stanął mój przyjaciel.
- Możesz mieć rację. – Powiedział z wyraźną skruchą w głosie.
- Zadzwoń na policję, może się czegoś dowiesz.
- Tak zrobię.
Odszedł ode mnie. Chwilę później wrócił i powiedział:
- Podałem im numery auta. Powiedzieli, że dotarli do tego gościa, ale on kupił ten samochód parę dni po wypadku. Szukają poprzedniego właściciela. W jego mieszkaniu go nie było.
- A nie mówiłem. Choć zwijajmy się do domu.
Ruszyliśmy w kierunku mojej bryki. Znałem zły nawyk Logana i wiedziałem, że na sto procent zostawił kluczyki w stacyjce, dlatego przyspieszyłem tępa. Usiadłem za kierownicą, a ten bez słowa zajął miejsce obok mnie. Po drodze nie odezwał się w ogóle, ja także milczałem. Spoglądałem czasem na niego, na jego twarzy malował się smutek z domieszką strachu. Nagle przemówił.
- Mało brakło a zabiłbym człowieka… Gdyby nie Ty…
- Nie ma za co. – Położyłem mu rękę na ramieniu.
Dojechaliśmy na miejsce. Wysiedliśmy z pojazdu i już mieliśmy wchodzić do domu kiedy mój przyjaciel poprosił mnie o pożyczenie mu jeszcze raz auta.
- Po co Ci ono? Chcesz tam wrócić?
- Nieee. Chciałem pojechać na cmentarz, do Susan. Po drodze zaleję do pełna.
- Łap kluczyki. – Rzuciłem mu je.
Odprowadziłem go wzrokiem do samochodu, po czym sam wszedłem do mieszkania. Już za drzwiami słyszałem dźwięk odpalanego silnika. W salonie siedziały Caroline i Adriana, które jakoś dziwnie się zachowywały, ale nie miałem czasu z nimi zagadać, bo chwilę po mnie do domu weszli zataczający się Kendall prowadzący na wpół przytomnego Jamesa.
**Caroline**
Kiedy
zostałyśmy w domu same z Adrianą, ta wyskoczyła z pomysłem, by napić się wina. W
Sumie nie miałam nic przeciwko. Ostatnie wydarzenia dały mi mocno w kość, więc
chyba należało mi się małe odstresowanie. Przyjaciółka wyciągnęła kieliszki i
karafkę z winem z barku i rozlała nam po równo. W chwili gdy zrobiłam
pierwszego łyka, od razu go wyplułam. Przypomniało mi się, że przecież mogę być
w ciąży.
- Co się stało?! - Spytała zdezorientowana Schmidtówna.
- Nie nic… - Nie chciałam jej jeszcze o niczym mówić.
- No powiedz, przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Ale nie wygadasz się nikomu?
- Słowo honoru.- Powiedziała po przełknięciu kolejnego łyka trunku.
- Mogę być w ciąży. – Walnęłam prosto z mostu.
- Co?! – Zachłysnęła się, a wino o mało nie wypłynęło jej nosem. – Tzn. to świetnie. Gratuluję.- Dodała, gdy już się ogarnęła.
- Na razie nie ma czego gratulować, to tylko domysły. Muszę iść do lekarza.
- Mimo wszystko trzymam kciuki.
- Poczekasz chwilkę? Od razu zadzwonię do przychodni i umówię się na wizytę.
- Nie ma sprawy. – Powiedziała, a ja chwyciłam za telefon.
Po skończeniu rozmowy telefonicznej wróciłam do realnej rozmowy z Adrianą.
- I już. – Powiadomiłam ją.
- Super. Kiedy masz tam iść?
- Za tydzień w piątek na 14.
- Denerwujesz się?
- Jak cholera.
- Carlos na pewno będzie przy Tobie. Nie martw się.
- Masz rację. Ale na razie nic mu nie powiem, a już w szczególności o tym, że przed chwilą omal nie napiłam się alkoholu.
- Ok.
W tym momencie do domu wszedł mój mąż. Zestresowałam się, wyrzuciłam swój kieliszek przez okno, gdyby go zobaczył, chyba by mnie zamordował. Pocałował mnie w policzek i usiadł obok.
- Co jest? Czemu jesteście takie dziwne?
- Wydaje Ci się. – Próbowałam odwieść go od podejrzeń.
- Możliwe…
Na moje szczęście nagle próg przekroczyli Kendall z Jamesem. Schmidt jeszcze jakoś wyglądał, ale pierwszej trzeźwości to on nie był. Mimo tego, że sam był chwiejny, prowadził ledwo stojącego na nogach Maslowa. Spojrzałam na Adrianę. Ta gotowała się w środku.
- Co to ma znaczyć?! Miało być piwo!
- Bo było. Jedno, a potem jeszcze jedno, a potem jeszcze i jeszcze, i tak jakoś…
- Nie tłumacz się. Oboje spać! Ja wracam na noc do siebie. – Powiedziała. – Nie mam siły z wami dyskutować. – Dodała i wyszła z mieszkania całując mnie w policzek.
Pijani przyjaciele udali się do łóżek, a ja znów zostałam sama z Carlosem. Powiedziałam mu o wizycie, a ten zaoferował się, że pójdzie ze mną. Ucieszyłam się, że nie musiałam go o to prosić.
- Co się stało?! - Spytała zdezorientowana Schmidtówna.
- Nie nic… - Nie chciałam jej jeszcze o niczym mówić.
- No powiedz, przecież widzę, że coś jest nie tak.
- Ale nie wygadasz się nikomu?
- Słowo honoru.- Powiedziała po przełknięciu kolejnego łyka trunku.
- Mogę być w ciąży. – Walnęłam prosto z mostu.
- Co?! – Zachłysnęła się, a wino o mało nie wypłynęło jej nosem. – Tzn. to świetnie. Gratuluję.- Dodała, gdy już się ogarnęła.
- Na razie nie ma czego gratulować, to tylko domysły. Muszę iść do lekarza.
- Mimo wszystko trzymam kciuki.
- Poczekasz chwilkę? Od razu zadzwonię do przychodni i umówię się na wizytę.
- Nie ma sprawy. – Powiedziała, a ja chwyciłam za telefon.
Po skończeniu rozmowy telefonicznej wróciłam do realnej rozmowy z Adrianą.
- I już. – Powiadomiłam ją.
- Super. Kiedy masz tam iść?
- Za tydzień w piątek na 14.
- Denerwujesz się?
- Jak cholera.
- Carlos na pewno będzie przy Tobie. Nie martw się.
- Masz rację. Ale na razie nic mu nie powiem, a już w szczególności o tym, że przed chwilą omal nie napiłam się alkoholu.
- Ok.
W tym momencie do domu wszedł mój mąż. Zestresowałam się, wyrzuciłam swój kieliszek przez okno, gdyby go zobaczył, chyba by mnie zamordował. Pocałował mnie w policzek i usiadł obok.
- Co jest? Czemu jesteście takie dziwne?
- Wydaje Ci się. – Próbowałam odwieść go od podejrzeń.
- Możliwe…
Na moje szczęście nagle próg przekroczyli Kendall z Jamesem. Schmidt jeszcze jakoś wyglądał, ale pierwszej trzeźwości to on nie był. Mimo tego, że sam był chwiejny, prowadził ledwo stojącego na nogach Maslowa. Spojrzałam na Adrianę. Ta gotowała się w środku.
- Co to ma znaczyć?! Miało być piwo!
- Bo było. Jedno, a potem jeszcze jedno, a potem jeszcze i jeszcze, i tak jakoś…
- Nie tłumacz się. Oboje spać! Ja wracam na noc do siebie. – Powiedziała. – Nie mam siły z wami dyskutować. – Dodała i wyszła z mieszkania całując mnie w policzek.
Pijani przyjaciele udali się do łóżek, a ja znów zostałam sama z Carlosem. Powiedziałam mu o wizycie, a ten zaoferował się, że pójdzie ze mną. Ucieszyłam się, że nie musiałam go o to prosić.
**Logan**
Podjechałem
na stację benzynową by zatankować. Zalałem auto do pełna i ruszyłem w stronę
cmentarza. Po drodze wstąpiłem jeszcze do kwiaciarni, gdzie kupiłem bukiet
ulubionych kwiatów Susan- niebieskich róż. Zawsze powtarzałem, że to kwiaty
wyjątkowe jak ona.
Głupio było mi tak ciągle pożyczać samochód od Carlosa, ale mój zamknięty był w moim garażu, do którego nie miałem dostępu, bo chłopaki zabrali mi wszystkie klucze, tak abym nie mógł wrócić do siebie. Chcieli mnie mieć cały czas pod kontrolą jak małe dziecko. Ważne, że miałem czym jeździć. Kiedy dojechałem na miejsce, wysiadłem i wziąłem ze sobą bukiet. Zamknąłem auto i ruszyłem w kierunku grobu mojej żony. Kiedy byłem już niedaleko celu, zobaczyłem dziwnie znajomą kobietę z wózkiem dziecięcym, stojącą przed miejscem spoczynku Susan. Śmiała się tak głośno, że słyszałem ją z odległości. Podszedłem bliżej i od razu poznałem, że to Jenkins. Krzyknąłem do niej, a ta zabrała wózek i wzięła nogi za pas. Biegłem za nią. W końcu nie wyrobiła na jakimś za kręcie i wywróciła wózek z zawartością, sama uciekła, a ja zatrzymałem się, bo usłyszałem płacz małych dzieci. To były moje dzieci. Tylko co ona robiła z nimi na cmentarzu u mojej żony?! Szybko podniosłem maleństwa z ziemi i sprawdziłem czy nic im nie jest. Na moje oko wszystko było w porządku, ale wolałem zasięgnąć porady lekarza. Nie mogłem zabrać dzieciaków do auta, bo nie miałem fotelików, więc skorzystałem z tego co miałem pod ręką. Zostawiłem je w wózku Jenkins i ruszyliśmy w drogę. Zadzwoniłem na policję, że znalazłem maluchy, a ta wariatka uciekła. Droga do najbliższego szpitala zajęła mi dość sporo czasu. W czasie jej pokonywania zdążyło zaczepić mnie sporo ludzi w tym paparazzi. Już wyczuwałem te jutrzejsze plotki i już miałem ich dość. Na miejscu podszedłem do recepcji i powiedziałem jaka jest sytuacja. Recepcjonistka wykonała jakiś telefon i od razu skierowała mnie do sali. Wszedłem bez kolejki. Lekarz przebadał dobitnie Grace i Mitchela i stwierdził, że nie ma powodu do obaw. Odetchnąłem z ulgą. Zabrałem dupę w troki i ruszyłem do domu chłopaków, gdzie na szczęście nie było daleko. Doszedłem w parę minut. Otworzyłem drzwi kluczem i wszedłem do środka. Było strasznie cicho. Na kanapie w salonie siedzieli Carlos i Caroline.
- Siemka, wróciłem.
- Cześć. – Powiedzieli oboje nawet się nie odwracając.
- Mam niespodziankę.
- Niespodziankę? – Oboje podnieśli tyłki z kanapy i zobaczyli dzieciaki.
Strasznie ucieszyli się na ich widok i podbiegi do wózka. Mitchel i Grace spali, więc nie brali ich na ręce ani nic w podobie. Po prostu się przyglądali.
- Gdzie je znalazłeś?
- Długa historia.
- Opowiadaj.
- A więc….
Kiedy opowiedziałem im po krótce jak to było, zadzwonił mój telefon. Był to komisarz prowadzący sprawę porwania dzieciaków. Powiedział, że złapali Jenkins nieopodal cmentarza. Kazał mi przyjechać i złożyć zeznania. Przyjaciele zgodzili się zaopiekować moimi pociechami, więc niezwłocznie popędziłem na komisariat, tym razem pożyczając auto od Caroline.
Głupio było mi tak ciągle pożyczać samochód od Carlosa, ale mój zamknięty był w moim garażu, do którego nie miałem dostępu, bo chłopaki zabrali mi wszystkie klucze, tak abym nie mógł wrócić do siebie. Chcieli mnie mieć cały czas pod kontrolą jak małe dziecko. Ważne, że miałem czym jeździć. Kiedy dojechałem na miejsce, wysiadłem i wziąłem ze sobą bukiet. Zamknąłem auto i ruszyłem w kierunku grobu mojej żony. Kiedy byłem już niedaleko celu, zobaczyłem dziwnie znajomą kobietę z wózkiem dziecięcym, stojącą przed miejscem spoczynku Susan. Śmiała się tak głośno, że słyszałem ją z odległości. Podszedłem bliżej i od razu poznałem, że to Jenkins. Krzyknąłem do niej, a ta zabrała wózek i wzięła nogi za pas. Biegłem za nią. W końcu nie wyrobiła na jakimś za kręcie i wywróciła wózek z zawartością, sama uciekła, a ja zatrzymałem się, bo usłyszałem płacz małych dzieci. To były moje dzieci. Tylko co ona robiła z nimi na cmentarzu u mojej żony?! Szybko podniosłem maleństwa z ziemi i sprawdziłem czy nic im nie jest. Na moje oko wszystko było w porządku, ale wolałem zasięgnąć porady lekarza. Nie mogłem zabrać dzieciaków do auta, bo nie miałem fotelików, więc skorzystałem z tego co miałem pod ręką. Zostawiłem je w wózku Jenkins i ruszyliśmy w drogę. Zadzwoniłem na policję, że znalazłem maluchy, a ta wariatka uciekła. Droga do najbliższego szpitala zajęła mi dość sporo czasu. W czasie jej pokonywania zdążyło zaczepić mnie sporo ludzi w tym paparazzi. Już wyczuwałem te jutrzejsze plotki i już miałem ich dość. Na miejscu podszedłem do recepcji i powiedziałem jaka jest sytuacja. Recepcjonistka wykonała jakiś telefon i od razu skierowała mnie do sali. Wszedłem bez kolejki. Lekarz przebadał dobitnie Grace i Mitchela i stwierdził, że nie ma powodu do obaw. Odetchnąłem z ulgą. Zabrałem dupę w troki i ruszyłem do domu chłopaków, gdzie na szczęście nie było daleko. Doszedłem w parę minut. Otworzyłem drzwi kluczem i wszedłem do środka. Było strasznie cicho. Na kanapie w salonie siedzieli Carlos i Caroline.
- Siemka, wróciłem.
- Cześć. – Powiedzieli oboje nawet się nie odwracając.
- Mam niespodziankę.
- Niespodziankę? – Oboje podnieśli tyłki z kanapy i zobaczyli dzieciaki.
Strasznie ucieszyli się na ich widok i podbiegi do wózka. Mitchel i Grace spali, więc nie brali ich na ręce ani nic w podobie. Po prostu się przyglądali.
- Gdzie je znalazłeś?
- Długa historia.
- Opowiadaj.
- A więc….
Kiedy opowiedziałem im po krótce jak to było, zadzwonił mój telefon. Był to komisarz prowadzący sprawę porwania dzieciaków. Powiedział, że złapali Jenkins nieopodal cmentarza. Kazał mi przyjechać i złożyć zeznania. Przyjaciele zgodzili się zaopiekować moimi pociechami, więc niezwłocznie popędziłem na komisariat, tym razem pożyczając auto od Caroline.
___________________________________________________________________
Dziś już rozdział przeciętnej długości. Pragnę go zadedykować Marlence, która ostatnio wypominała mi moją MAŁĄ trzytygodniową przerwę, a kolejnego rozdziału spodziewała się za jakieś dwa tygodnie. Proszę, jaka niespodzianka. :D
Dziś już rozdział przeciętnej długości. Pragnę go zadedykować Marlence, która ostatnio wypominała mi moją MAŁĄ trzytygodniową przerwę, a kolejnego rozdziału spodziewała się za jakieś dwa tygodnie. Proszę, jaka niespodzianka. :D
Teraz notki będą pojawiać się już raczej normalnie. Skończyłem kursy, zdałem na piąteczki i jestem z siebie mega dumny. :)
7000 wyświetleń poszło! Dziękuję! :**
Czy Caroline jest w ciąży? Czy to koniec problemów Logana? Czy Adriana długo będzie gniewać się na chłopaków? Przekonajcie się sami, nie puszczając tego bloga w niepamięć ^^
7000 wyświetleń poszło! Dziękuję! :**
Czy Caroline jest w ciąży? Czy to koniec problemów Logana? Czy Adriana długo będzie gniewać się na chłopaków? Przekonajcie się sami, nie puszczając tego bloga w niepamięć ^^
Pozdrawiam:
BTC
BTC
No nareszcie jakies dobre wiesci! Dzieci z powrotem u Logana i to jest najwazniejsze. Jenkins niech skisnie w kiciu. Jak Logan kupil bukiet niebieskich roz to sie szeroko usmiechnelam bo to moje ulubione kwiatki :3 haha Kendall i James wracaja pijani. Czy Caroline jest w ciazy?nie wiem. Zaskocz mnie :* Marlenka cieszy sie za dedykacje. Taki mily akcent na poczatek piatku :* cudo cudeńko :)
OdpowiedzUsuńNareszcie dzieci Logana się znalazły! <3 Jenkins to bym zamordowała na jego miejscu, ale na szczęście, ma mniejszy temperament ode mnie xd ojej, niebieskie róże *O* Ciąża czy nie ciąża-oto jest pytanie xd I Chryste, tłumaczenie Kendalla dobija xd Już o okropnej sytuacji Jamesa nie wspominając xd czekam ;*
OdpowiedzUsuńPrzeraża mnie słownictwo, którego używa Logan. Jakbym widziała Olivera w "Masqerade"... Nic, tylko przykuć kajdankami do kaloryfera... Chwała Bogu, a raczej Tobie, że dzieci się znalazły. Już się obawiałam, że trzeba będzie zamknąć go na oddziale psychiatrycznym. Pozostaje jeszcze kwestia Jamesa i Kendalla. To "pierwszej trzeźwości to on nie był" mnie powaliło. Tylko szkoda, że oni razem nie poszli do łóżka, byłoby po Chuckowemu, a właściwie Morganowemu. Dobra... Nie jestem dzisiaj dość wylewna w słowach, sorry. Notka świetna! czekam na nn!
OdpowiedzUsuńJuż się kiedyś razem obok siebie obudzili na kacu. Nie pamiętam kiedy to było, ale jakoś w początkowych rozdziałach ;D
UsuńHej.Niedawno zaczęłam czytać twojego bloga i w stu procentach mogę powiedzieć,że jest genialny.
OdpowiedzUsuńW końcy dzieci się znalazły..Ufff...
Mam pytanie.Bo kiedyś chyba Kendall bd miał dziewczynę i fajnie jakby była to Katelyn Tarver.Oczywiście nie musisz się zgodzić. :* ZuziaRusher
Świetny rozdział ;) Nie mogę się już doczekać następnego. I tak przy okazji gratuluję zdanych kursów ;)
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ ZAJEBISTY !!! Jestem bardzo oszczędna w słowach. ^^ Czekam na następny. :P
OdpowiedzUsuńCałuski :* ♥
Achhhhhh, cudnie. Szczęśliwy rozdział :D Dzieciaki wróciły i szykuje się chyba kolejne maleństwo :D Ciekawe co znowu wymyślisz... może tym razem trojaczki :P
OdpowiedzUsuń