W poprzednim rozdziale: Kendall godzi się z Alice. Rozmawia z Rebeccą i upewnia się w tym, że jest ojcem jej dziecka. Loganowi śni się koszmar z udziałem zmarłej żony. Źle to przeżywa.
A co czeka Was dziś? Właśnie to:
A co czeka Was dziś? Właśnie to:
**Carlos**
Kendall
i Alice od czasu, gdy się pogodzili, stali się praktycznie nierozłączni. Jego
wiecznie nie ma w domu, bo gdy tylko ona wraca z pracy, pędzi do niej i nie
odstępuje jej na krok. Kilka razy nawiedziła nas Rebecca, ale nigdy nie zastała
blondyna w domu. Wyglądała dziwnie, była taka jakby nieogarnięta, zmartwiona i
zawsze w tych samych ciuchach. Nie chciała powiedzieć o co chodzi, ale było to
co najmniej podejrzane. W każdym razie nigdy chyba nie było okazji, by
powiedzieć przyjacielowi o jej podejrzanych wizytach. Co do mnie i Caroline, to
ostatnio zbliżyliśmy się do siebie. Zaczęliśmy częściej wychodzić na miasto,
spędzamy ze sobą więcej czasu, a nasz seks stał się bardziej dziki i przyjemny
niż kiedykolwiek. Moja żona przestała się już aż tak bardzo przejmować Loganem,
chyba zrozumiała, że jest dorosły i da sobie radę. James i Adriana ostatnio
często się kłócą. Dziewczyna jest zdenerwowana wieczną nauką i egzaminami,
stresuje się, a przez to wszystko cierpi biedny Maslow. Ciągle się na nim
wyżywa, a on za każdym razem włazi jej w dupę bardziej i bardziej. Próbowałem
mu wytłumaczyć, żeby dał jej teraz spokój, bo widocznie tego potrzebuje, ale on
jest uparty jak osioł i w ogóle mnie nie słucha. Jednymi słowy trochę się u nas
pozmieniało.
Pewnego
dnia obudziłem się koło południa, a mojej żony nie było obok mnie. Wyszedłem z
sypialni, by sprawdzić co się z nią dzieje. Nikogo nie było w domu, a na stole
widniała kartka: „kochanie, jestem na zakupach, wrócę za jakiś czas”.
Zastanawiałem się, kiedy wyszła, wiec zadzwoniłem do niej. Powiedziała, że
wyszła niedawno, ale w lodówce czeka na mnie ciasto, więc mogę się pocieszyć,
gdy jej nie będzie. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem w stronę lodówki.
Ukroiłem sobie kawałek szarlotki i usiadłem do stołu. Nabrałem trochę na łyżkę
i wsadziłem do ust. Byłem twarzoczaszką w niebie. Kiedy zjadłem naszykowaną
porcję, wziąłem sobie jeszcze trochę i pochłonąłem z apetytem. Potem zrobiłem
sobie kawy i usiadłem przed telewizorem. Dwie godziny później Caroline wróciła
do domu z torbami pełnymi zakupów, pomogłem jej wszystko rozpakować i wzięła
się za gotowanie. Z podziwem patrzyłem jak przygotowuje ciasto na naleśniki.
Uwielbiałem oglądać, jak gotuje. Kiedy usmażyła już odpowiednią ilość, wszystko
spakowała w zakrywany pojemnik trzymający ciepło, zgarnęła syrop klonowy i
spakowała do torby.
- Czemu to zabierasz?
- Jedziemy do Logana. Mówiłam ci wczoraj wieczorem.
- Aaaa racja. Tylko się ubiorę i możemy jechać.
Pięknie. Znów się zaczyna. Tylko Logan, Logan i Logan… - Pomyślałem w głębi duszy. Było już tak fajnie. Cały tydzień z moją ukochaną i ani wzmianki o nim. Byłem zazdrosny. Kurczę, uwielbiam go, ale przeszkadzało mi, że momentami był ważniejszy ode mnie. Dodatkowo zawsze gdy byliśmy u niego z Caroline, miałem wrażenie, że po prostu im przeszkadzam. Widziałem jak patrzy na moją żonę. Gdyby mnie nie było, to pewnie dawno do czegoś by między nimi doszło, o ile już się tak nie stało. Ubrałem się i zszedłem na dół. Pojechaliśmy do Hendersona. Kiedy weszliśmy do mieszkania, wszystko stało na głowie. Dzieci płakały, na podłodze leżały porozrzucane ciuchy i resztki jedzenia, w zlewie pełno brudnych naczyń, nie wrzuconych do zmywarki, a na kanapie siedział Logan, który zdawało się, spał na siedząco.
- Logan.. – Odezwała się Caroline szturchając jego ramię.
- Oh.. co.. co się… Aaa to wy… - Wyjąkał. Wyglądał jak wrak człowieka.
- Stary, co tu się dzieje?
- Przepraszam was, muszę zająć się dziećmi. – Zniknął w ich pokoju.
Razem z Caroline zaczęliśmy ogarniać cały syf, który znajdował się wokół. Zastanawialiśmy się co tu się działo i czekaliśmy na wyjaśnienia. Kiedy maluchy już się uspokoiły, Henderson wrócił do salonu, wyglądał na zakłopotanego i przygnębionego.
- Powiesz nam co się dzieje? – Zapytała zatroskana Caroline.
- Od pewnego czasu co noc śni mi się jeden sen, a właściwie koszmar. Nie mogę spać, nie mam sił, nie radzę sobie. – Widziałem, że powstrzymuje się od płaczu. Zrobiło mi się go szkoda.
Podszedłem do niego i objąłem go w geście pocieszania.
- A co takiego ci się śni? – Spytała moja żona.
- Susan. Najpierw jest wesoła, hasa po łące, uśmiecha się do mnie, a nagle mam przed oczami wypadek, próbuję ją ratować, ale zawsze kończy się tragicznie.
- Biedny. – Teraz ona go objęła.
- Dlaczego ci się to śni? – Spytałem.
- A bo ja wiem… Nie mam pojęcia.
- Może powinieneś z tym pójść do psychologa?
- Do psychologa?! Macie mnie za jakiegoś świra?! Jeśli tak, to już możecie wyjść!
- Stary, uspokój się! Próbujemy ci tylko pomóc. Co ci szkodzi poradzić się specjalisty? – Powiedziałem.
- NIE JESTEM ŚWIREM! – Krzyknął tak głośno, że obudził maluchy, a te zaczęły płakać.
Caroline szybko pobiegła do ich sypialni, mrożąc wzrokiem Hendersona, a my zostaliśmy sam na sam. Nadal byłem pełen podejrzeń co do jego relacji z moją żoną, ale to jednak mój przyjaciel i martwiłem się o niego. Złapałem go za ramiona i potrząsnąłem.
- Ogarnij się! Nikt nie mówi, że jesteś świrem. Psycholog może ci pomóc. Sny biorą się z twojego mózgu, a kto lepiej się na tym zna jak nie psycholog?
- Może i masz rację…
- Oczywiście, że ją mam. Umów się na wizytę. Najlepiej prywatnie.
Logan bez słowa usiadł do laptopa i wyszukiwał w internecie prywatnych poradni psychologicznych. W tym czasie Grace i Mitchel zdążyli się już uspokoić i znów zasnąć. Po czasie przyjaciel wybrał najatrakcyjniejszą ofertę i zadzwonił pod widniejący na stronie numer. Udało mu się umówić jeszcze tego samego dnia. Obiecaliśmy mu z Caroline, że ona zaopiekuje się dziećmi, a ja zawiozę go pod wskazany adres, bo w takim stanie mógłby jeszcze zasnąć za kierownicą. Chwilę się zdrzemnął, potem się ogarnął i pojechaliśmy.
- Czemu to zabierasz?
- Jedziemy do Logana. Mówiłam ci wczoraj wieczorem.
- Aaaa racja. Tylko się ubiorę i możemy jechać.
Pięknie. Znów się zaczyna. Tylko Logan, Logan i Logan… - Pomyślałem w głębi duszy. Było już tak fajnie. Cały tydzień z moją ukochaną i ani wzmianki o nim. Byłem zazdrosny. Kurczę, uwielbiam go, ale przeszkadzało mi, że momentami był ważniejszy ode mnie. Dodatkowo zawsze gdy byliśmy u niego z Caroline, miałem wrażenie, że po prostu im przeszkadzam. Widziałem jak patrzy na moją żonę. Gdyby mnie nie było, to pewnie dawno do czegoś by między nimi doszło, o ile już się tak nie stało. Ubrałem się i zszedłem na dół. Pojechaliśmy do Hendersona. Kiedy weszliśmy do mieszkania, wszystko stało na głowie. Dzieci płakały, na podłodze leżały porozrzucane ciuchy i resztki jedzenia, w zlewie pełno brudnych naczyń, nie wrzuconych do zmywarki, a na kanapie siedział Logan, który zdawało się, spał na siedząco.
- Logan.. – Odezwała się Caroline szturchając jego ramię.
- Oh.. co.. co się… Aaa to wy… - Wyjąkał. Wyglądał jak wrak człowieka.
- Stary, co tu się dzieje?
- Przepraszam was, muszę zająć się dziećmi. – Zniknął w ich pokoju.
Razem z Caroline zaczęliśmy ogarniać cały syf, który znajdował się wokół. Zastanawialiśmy się co tu się działo i czekaliśmy na wyjaśnienia. Kiedy maluchy już się uspokoiły, Henderson wrócił do salonu, wyglądał na zakłopotanego i przygnębionego.
- Powiesz nam co się dzieje? – Zapytała zatroskana Caroline.
- Od pewnego czasu co noc śni mi się jeden sen, a właściwie koszmar. Nie mogę spać, nie mam sił, nie radzę sobie. – Widziałem, że powstrzymuje się od płaczu. Zrobiło mi się go szkoda.
Podszedłem do niego i objąłem go w geście pocieszania.
- A co takiego ci się śni? – Spytała moja żona.
- Susan. Najpierw jest wesoła, hasa po łące, uśmiecha się do mnie, a nagle mam przed oczami wypadek, próbuję ją ratować, ale zawsze kończy się tragicznie.
- Biedny. – Teraz ona go objęła.
- Dlaczego ci się to śni? – Spytałem.
- A bo ja wiem… Nie mam pojęcia.
- Może powinieneś z tym pójść do psychologa?
- Do psychologa?! Macie mnie za jakiegoś świra?! Jeśli tak, to już możecie wyjść!
- Stary, uspokój się! Próbujemy ci tylko pomóc. Co ci szkodzi poradzić się specjalisty? – Powiedziałem.
- NIE JESTEM ŚWIREM! – Krzyknął tak głośno, że obudził maluchy, a te zaczęły płakać.
Caroline szybko pobiegła do ich sypialni, mrożąc wzrokiem Hendersona, a my zostaliśmy sam na sam. Nadal byłem pełen podejrzeń co do jego relacji z moją żoną, ale to jednak mój przyjaciel i martwiłem się o niego. Złapałem go za ramiona i potrząsnąłem.
- Ogarnij się! Nikt nie mówi, że jesteś świrem. Psycholog może ci pomóc. Sny biorą się z twojego mózgu, a kto lepiej się na tym zna jak nie psycholog?
- Może i masz rację…
- Oczywiście, że ją mam. Umów się na wizytę. Najlepiej prywatnie.
Logan bez słowa usiadł do laptopa i wyszukiwał w internecie prywatnych poradni psychologicznych. W tym czasie Grace i Mitchel zdążyli się już uspokoić i znów zasnąć. Po czasie przyjaciel wybrał najatrakcyjniejszą ofertę i zadzwonił pod widniejący na stronie numer. Udało mu się umówić jeszcze tego samego dnia. Obiecaliśmy mu z Caroline, że ona zaopiekuje się dziećmi, a ja zawiozę go pod wskazany adres, bo w takim stanie mógłby jeszcze zasnąć za kierownicą. Chwilę się zdrzemnął, potem się ogarnął i pojechaliśmy.
**Logan**
- Powodzenia. – Powiedział Carlos, kiedy stanęliśmy pod
poradnią psychologiczną.
- Dzięki. – Odpowiedziałem ze sztywnym uśmiechem na ustach. Stresowałem się.
Nadal nie byłem przekonany, co do sensu tej wizyty, ale wiedziałem, że by mi nie odpuścili. A może mi to pomoże? Trzeba było się przekonać, bo dłużej nie mogłem już tak żyć. Wszedłem do budynku i usiadłem w poczekalni. Po krótkim czasie kobieta w wieku ok. 50 lat poprosiła mnie do gabinetu.
- Proszę usiąść. – Powiedziała wskazując ręką na krzesło. – Co panu dolega? – Spytała, gdy już spełniłem jej prośbę.
Opowiedziałem jej całą moją sytuację, a ona słuchała ze współczuciem na twarzy. Kiedy skończyłem, odezwała się:
- Po pierwsze, jestem pełna podziwu co do pana. To naprawdę niesamowite, że podjął się pan takiego ciężaru. Chyba nie znam mężczyzny, który by się na to odważył.
- Dziękuję. – Tylko to przyszło mi do głowy. Wydawało mi się normalnym, że bierze się pod opiekę swoje dzieci.
- Teraz przejdźmy do pana problemu. Co noc nawiedza pana ten sam koszmar. Niech pan powie. Zrobił pan coś, co mogłoby się nie spodobać pańskiej żonie za życia?
- Chyba nie…. Nie wiem. A czemu pani pyta?
- Bardzo możliwe, że podświadomie obwinia się pan o coś, co mogłoby być nie fair w stosunku do pańskiej żony i stąd te sny.
- Chyba nie ma takiej rzeczy. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że powinna szczęśliwa.
- To niech mi pan opowie jak wygląda pana dzień.
- Normalnie. Opiekuję się dziećmi. Często wpadają przyjaciele z pomocą i obiadem. Sprzątam i ogólnie robię wszystko, by żyło się nam jak najlepiej.
- Nie pracuje pan?
- Aktualnie jestem na urlopie.
- Hmm… Ma pan problemy ze snem… Jak wygląda pański wieczór. Co pan robi zanim zaśnie?
- Karmię dzieci i kładę je spać, potem sam jem i idę pod prysznic. Później…. – Zaciąłem się. Przecież nie mogłem jej tak po prostu powiedzieć, że jak idiota psikam perfumami Susan jej poduszkę i całuję zdjęcie jej twarzy. Wzięłaby mnie za świra.
- Później co? – Spytała.
- Nie…. Nic.
- Panie Henderson! Proszę ze mną współpracować! Inaczej nie wiem, jak mogę panu pomóc.
- Ale nie weźmie mnie pani za świra? Nie będzie się pani śmiała? – Spytałem niepewnie.
- Obiecuję. – Powiedziała jak do dziecka, uśmiechnęła się i podniosła dwa palce w górę.
- No dobrze… Później…. Później pryskam perfumami mojej żony poduszkę, na której spała, całuję jej zdjęcie i kładę się do łóżka. – Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- I tu jest pies pogrzebany! – Krzyknęła triumfalnie. – Myślę, że pana żona nie chciałaby, żeby tak się pan dręczył. Za bardzo pan przeżywa jej odejście i chociaż fizycznie jest w miarę dobrze to gdzieś tam wewnątrz pan jest rozbity i zagubiony. Powinien pan zaprzestać tego rytuału.
- Ale…. To mi pomaga ją czuć przy sobie.
- Pana żony już nie ma! Powinien pan zacząć myśleć o sobie i o dzieciach. Pana żona zawsze będzie tu ( wskazała na moje serce), ale na litość boską, proszę jej nie przywoływać na siłę do świata żywych! To jest poważny problem i postaram się panu pomóc.
- No dobrze…. – Byłem zmieszany. Nie wiedziałem co robić. Czy jej posłuchać, czy może olać i żyć jak dotychczas.
- Moim pierwszym zaleceniem dla pana będzie to, żeby kładł się pan spać jak normalny człowiek. Bez żadnego perfumowania poduszki, całowania zdjęcia…. Stopniowo będę pana przystosowywać do normalnego życia. Na dziś panu dziękuję. W recepcji proszę umówić się na kolejną wizytę. Do widzenia i wszystkiego dobrego.
- Do widzenia. – Wyszedłem i zrobiłem tak jak mówiła. Następnie ruszyłem w kierunku parkingu. Wsiadłem do auta i pojechaliśmy do domu. Po drodze Carlos wypytywał mnie o to, co zaszło u psychologa, ale ja nie chciałem o tym rozmawiać. Nie miałem siły. Gdy dojechaliśmy na miejsce, byłem strasznie głodny. Zjadłem kilka pysznych naleśników od Caroline. Przyjaciele postanowili, że dziś zostaną u mnie na noc i w razie czego będą w pogotowiu. Byłem im bardzo wdzięczny. Pojechali tylko do siebie po potrzebne rzeczy i wrócili do mnie. Wieczorem nakarmiłem dzieci, wykąpałem je i położyłem spać. Później sam przygotowałem się do snu i poszedłem do sypialni. Złapałem za fiolkę perfum Susan i już miałem nacisnąć na pompkę i rozpylić zapach na poduszkę, gdy przypomniały mi się słowa pani psycholog. Stanąłem na chwilę i zacząłem się zastanawiać co zrobić. Po namyśle zdecydowałem się jej posłuchać. Odłożyłem buteleczkę na miejsce i zakopałem się pod kołdrą. Poszlochałem trochę z bezradności, aż w końcu, sam nie wiem kiedy, usnąłem.
Znów się zaczęło. Susan była na tej samej łące co wcześniej. Była wesoła, skakała, tańczyła, uśmiechała się do mnie, ale ja wiedziałem do czego to prowadzi. Próbowałem się obudzić, ale na marne. Kobieta podeszła do mnie i złapała mnie za rękę, byłem zdzwiony, że to w ogóle możliwe, bo do tej pory nie mogłem jej dotknąć. Pociągnęła mnie za sobą, po czym mocno do siebie przytuliła i wyszeptała do ucha „jestem z ciebie dumna” chciałem jej coś odpowiedzieć, ale nagle zniknęła, a ja się obudziłem. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem spać dalej. Jednak ta psycholog miała rację.
- Dzięki. – Odpowiedziałem ze sztywnym uśmiechem na ustach. Stresowałem się.
Nadal nie byłem przekonany, co do sensu tej wizyty, ale wiedziałem, że by mi nie odpuścili. A może mi to pomoże? Trzeba było się przekonać, bo dłużej nie mogłem już tak żyć. Wszedłem do budynku i usiadłem w poczekalni. Po krótkim czasie kobieta w wieku ok. 50 lat poprosiła mnie do gabinetu.
- Proszę usiąść. – Powiedziała wskazując ręką na krzesło. – Co panu dolega? – Spytała, gdy już spełniłem jej prośbę.
Opowiedziałem jej całą moją sytuację, a ona słuchała ze współczuciem na twarzy. Kiedy skończyłem, odezwała się:
- Po pierwsze, jestem pełna podziwu co do pana. To naprawdę niesamowite, że podjął się pan takiego ciężaru. Chyba nie znam mężczyzny, który by się na to odważył.
- Dziękuję. – Tylko to przyszło mi do głowy. Wydawało mi się normalnym, że bierze się pod opiekę swoje dzieci.
- Teraz przejdźmy do pana problemu. Co noc nawiedza pana ten sam koszmar. Niech pan powie. Zrobił pan coś, co mogłoby się nie spodobać pańskiej żonie za życia?
- Chyba nie…. Nie wiem. A czemu pani pyta?
- Bardzo możliwe, że podświadomie obwinia się pan o coś, co mogłoby być nie fair w stosunku do pańskiej żony i stąd te sny.
- Chyba nie ma takiej rzeczy. Wręcz przeciwnie. Wydaje mi się, że powinna szczęśliwa.
- To niech mi pan opowie jak wygląda pana dzień.
- Normalnie. Opiekuję się dziećmi. Często wpadają przyjaciele z pomocą i obiadem. Sprzątam i ogólnie robię wszystko, by żyło się nam jak najlepiej.
- Nie pracuje pan?
- Aktualnie jestem na urlopie.
- Hmm… Ma pan problemy ze snem… Jak wygląda pański wieczór. Co pan robi zanim zaśnie?
- Karmię dzieci i kładę je spać, potem sam jem i idę pod prysznic. Później…. – Zaciąłem się. Przecież nie mogłem jej tak po prostu powiedzieć, że jak idiota psikam perfumami Susan jej poduszkę i całuję zdjęcie jej twarzy. Wzięłaby mnie za świra.
- Później co? – Spytała.
- Nie…. Nic.
- Panie Henderson! Proszę ze mną współpracować! Inaczej nie wiem, jak mogę panu pomóc.
- Ale nie weźmie mnie pani za świra? Nie będzie się pani śmiała? – Spytałem niepewnie.
- Obiecuję. – Powiedziała jak do dziecka, uśmiechnęła się i podniosła dwa palce w górę.
- No dobrze… Później…. Później pryskam perfumami mojej żony poduszkę, na której spała, całuję jej zdjęcie i kładę się do łóżka. – Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.
- I tu jest pies pogrzebany! – Krzyknęła triumfalnie. – Myślę, że pana żona nie chciałaby, żeby tak się pan dręczył. Za bardzo pan przeżywa jej odejście i chociaż fizycznie jest w miarę dobrze to gdzieś tam wewnątrz pan jest rozbity i zagubiony. Powinien pan zaprzestać tego rytuału.
- Ale…. To mi pomaga ją czuć przy sobie.
- Pana żony już nie ma! Powinien pan zacząć myśleć o sobie i o dzieciach. Pana żona zawsze będzie tu ( wskazała na moje serce), ale na litość boską, proszę jej nie przywoływać na siłę do świata żywych! To jest poważny problem i postaram się panu pomóc.
- No dobrze…. – Byłem zmieszany. Nie wiedziałem co robić. Czy jej posłuchać, czy może olać i żyć jak dotychczas.
- Moim pierwszym zaleceniem dla pana będzie to, żeby kładł się pan spać jak normalny człowiek. Bez żadnego perfumowania poduszki, całowania zdjęcia…. Stopniowo będę pana przystosowywać do normalnego życia. Na dziś panu dziękuję. W recepcji proszę umówić się na kolejną wizytę. Do widzenia i wszystkiego dobrego.
- Do widzenia. – Wyszedłem i zrobiłem tak jak mówiła. Następnie ruszyłem w kierunku parkingu. Wsiadłem do auta i pojechaliśmy do domu. Po drodze Carlos wypytywał mnie o to, co zaszło u psychologa, ale ja nie chciałem o tym rozmawiać. Nie miałem siły. Gdy dojechaliśmy na miejsce, byłem strasznie głodny. Zjadłem kilka pysznych naleśników od Caroline. Przyjaciele postanowili, że dziś zostaną u mnie na noc i w razie czego będą w pogotowiu. Byłem im bardzo wdzięczny. Pojechali tylko do siebie po potrzebne rzeczy i wrócili do mnie. Wieczorem nakarmiłem dzieci, wykąpałem je i położyłem spać. Później sam przygotowałem się do snu i poszedłem do sypialni. Złapałem za fiolkę perfum Susan i już miałem nacisnąć na pompkę i rozpylić zapach na poduszkę, gdy przypomniały mi się słowa pani psycholog. Stanąłem na chwilę i zacząłem się zastanawiać co zrobić. Po namyśle zdecydowałem się jej posłuchać. Odłożyłem buteleczkę na miejsce i zakopałem się pod kołdrą. Poszlochałem trochę z bezradności, aż w końcu, sam nie wiem kiedy, usnąłem.
Znów się zaczęło. Susan była na tej samej łące co wcześniej. Była wesoła, skakała, tańczyła, uśmiechała się do mnie, ale ja wiedziałem do czego to prowadzi. Próbowałem się obudzić, ale na marne. Kobieta podeszła do mnie i złapała mnie za rękę, byłem zdzwiony, że to w ogóle możliwe, bo do tej pory nie mogłem jej dotknąć. Pociągnęła mnie za sobą, po czym mocno do siebie przytuliła i wyszeptała do ucha „jestem z ciebie dumna” chciałem jej coś odpowiedzieć, ale nagle zniknęła, a ja się obudziłem. Uśmiechnąłem się pod nosem i poszedłem spać dalej. Jednak ta psycholog miała rację.
**Kendall**
Kiedy
rano wstałem od razu poszedłem pod prysznic. Czekał mnie dzień bez mojej
najsłodszej Alice, bo pojechała z dziećmi na wycieczkę szkolną i miała wrócić
dopiero koło północy. Zaplanowałem sobie, że odwiedzę rodziców, których dawno
nie widziałem. Gdy wyszedłem z kabiny, poszedłem do kuchni by przygotować sobie
jakieś śniadanie. Przy stole w jadalni siedział James, który grzebał widelcem w
jajecznicy. Wyglądał na przygnębionego. Podszedłem do niego i zapytałem:
- Co się dzieje?
- Adriana…..
- Co z nią? – Przeraziłem się. – Coś się stało?!
- Nieeee. Spokojnie. Po prostu ostatnio się nie dogadujemy. Ciągle na mnie wrzeszczy z byle powodu.
- Znam ją. Jak już wrzeszczy to musi mieć powód. Musiałeś coś przeskrobać.
- Właśnie chodzi o to, że nie! Staram się jak mogę, żeby było lepiej, ale jest co raz gorzej.
- Pogadaj z nią.
- Żeby znowu mnie opierdoliła?! Nie, dzięki… - Puścił widelec na talerz, a ten pękł na pól.
- Oooo. Stary, nie tak nerwowo, bo nam wszystkie talerze potłuczesz.
- Sorry….
- Spokojnie. Będzie dobrze. – Klepnąłem go w plecy.
- Będzie dobrze, jak wreszcie skończą się jej te egzaminy. Może wtedy wszystko wróci do normy.
- Egzaminy? – Zdziwiłem się. – Myślałem, że już dawno ma to za sobą.
- Jeszcze trochę, ale już bliżej końca niż początku.
- Cieszę się. A teraz idę jeść, bo żołądek mi do kręgosłupa zaraz przyrośnie. A ty się tak nie przejmuj! Przejdzie jej. – Wyszczerzyłem się, a on lekko odwzajemnił uśmiech.
Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem kilka składników. Zrobiłem sobie pyszne kanapki, po czym pochłonąłem je w mgnieniu oka. Kiedy wkładałem naczynia do zmywarki, do domu weszli Carlos z Caroline.
- A gdzie wy byliście?
- Spaliśmy u Logana. Źle z nim. – Odparła kobieta.
- Źle? – Spytałem, a James podniósł się z krzesła i podszedł bliżej.
- Nie wysypia się, bo śnią mu się koszmary. Ciągle widzi wypadek Susan, a przez to zaniedbuje dom i dzieciaki. Już jest lepiej. O dziwo jedna wizyta u psychologa mu pomogła.
- Całe szczęście. Zajrzę dziś do niego po drodze do rodziców. – Powiedziałem.
- Jedziesz do rodziców? – Spytał James, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk.
- Jadę, a co?
- Może wziąłbyś ze sobą Adrianę i pogadał z nią? Może ciebie będzie chciała słuchać?
- Zawsze można spróbować.
- Dzięki, stary.
Później poszedłem do siebie trochę odpocząć po obfitym śniadaniu, następnie przebrałem się i zbierałem się do wyjścia. Zadzwoniłem jeszcze do Adriany, czy chce jechać ze mną. Mówiła, że ma dużo nauki, ale ostatecznie się zgodziła. Już miałem wychodzić, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podszedłem żeby otworzyć. To, co zobaczyłem w drzwiach bardzo mnie zdziwiło i przyznam szczerze zmartwiło. To była Rebecca, ale inna niż zwykle. W brudnych ciuchach, ze skrzywioną miną, jedyne co nie uległo zmianie to makijaż.
- Rebecca? Co ci się stało?!
- Kendall, musimy pogadać. Mogę wejść? – Spytała wyraźnie przygnębiona.
- Jasne. Wchodź. Usiądź. Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki.
- O co chodzi? – Spytałem.
- A więc…. Straciłam wszystko. Dom, ubrania, pracę. WSZYSTKO. – Rozpłakała się.
- Ale jak to? – Zdziwiłem się.
- Normalnie. Zrezygnowali ze mnie. Stwierdzili, że romans z, jak to nazwali, dziecięcą gwiazdką (tutaj zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu) świadczy o mnie, jako o miękkiej i niedojrzałej. Próbowałam się jakoś bronić, ale wszystko na nic. Najpierw zabrali mi ochronę, potem zagrozili, że jeśli nie zapłacę za dom, to mi go zabiorą. Sprzedałam wszystko co miałam, ale to nie wystarczyło. Zabrali mi dom, pieniądze, po prostu wszystko! Zostało mi już tylko nasze dziecko, bo ciebie tez już straciłam. – Głaskała się po brzuchu i szlochała.
- Co za świnie! Gdzie ty teraz mieszkasz?!
- Na ulicy, Kendall! Na ulicy! To jest straszne.
- Matka mojego dziecka nie będzie mieszkać na ulicy! Zamieszkasz tutaj.
- Nie, Kendall, nie mogłabym…. To nie wchodzi w grę.
- To już postanowione. Leć do mnie do łazienki się ogarnąć, ja załatwię ci jakieś ciuchy i pogadam z przyjaciółmi.
- Oni mnie tu nie zechcą.
- Spokojnie. Zostaw to mnie.
- Dziękuję. Jesteś kochany. – Cmoknęła mnie w policzek.
- Tylko bez takich. Nie robię tego dla ciebie, tylko dla naszego dziecka. – Odparłem sucho i poszedłem zawołać przyjaciół, by z nimi pogadać. Wszystkie moje plany szlag trafił…
- Co się dzieje?
- Adriana…..
- Co z nią? – Przeraziłem się. – Coś się stało?!
- Nieeee. Spokojnie. Po prostu ostatnio się nie dogadujemy. Ciągle na mnie wrzeszczy z byle powodu.
- Znam ją. Jak już wrzeszczy to musi mieć powód. Musiałeś coś przeskrobać.
- Właśnie chodzi o to, że nie! Staram się jak mogę, żeby było lepiej, ale jest co raz gorzej.
- Pogadaj z nią.
- Żeby znowu mnie opierdoliła?! Nie, dzięki… - Puścił widelec na talerz, a ten pękł na pól.
- Oooo. Stary, nie tak nerwowo, bo nam wszystkie talerze potłuczesz.
- Sorry….
- Spokojnie. Będzie dobrze. – Klepnąłem go w plecy.
- Będzie dobrze, jak wreszcie skończą się jej te egzaminy. Może wtedy wszystko wróci do normy.
- Egzaminy? – Zdziwiłem się. – Myślałem, że już dawno ma to za sobą.
- Jeszcze trochę, ale już bliżej końca niż początku.
- Cieszę się. A teraz idę jeść, bo żołądek mi do kręgosłupa zaraz przyrośnie. A ty się tak nie przejmuj! Przejdzie jej. – Wyszczerzyłem się, a on lekko odwzajemnił uśmiech.
Otworzyłem lodówkę i wyciągnąłem kilka składników. Zrobiłem sobie pyszne kanapki, po czym pochłonąłem je w mgnieniu oka. Kiedy wkładałem naczynia do zmywarki, do domu weszli Carlos z Caroline.
- A gdzie wy byliście?
- Spaliśmy u Logana. Źle z nim. – Odparła kobieta.
- Źle? – Spytałem, a James podniósł się z krzesła i podszedł bliżej.
- Nie wysypia się, bo śnią mu się koszmary. Ciągle widzi wypadek Susan, a przez to zaniedbuje dom i dzieciaki. Już jest lepiej. O dziwo jedna wizyta u psychologa mu pomogła.
- Całe szczęście. Zajrzę dziś do niego po drodze do rodziców. – Powiedziałem.
- Jedziesz do rodziców? – Spytał James, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk.
- Jadę, a co?
- Może wziąłbyś ze sobą Adrianę i pogadał z nią? Może ciebie będzie chciała słuchać?
- Zawsze można spróbować.
- Dzięki, stary.
Później poszedłem do siebie trochę odpocząć po obfitym śniadaniu, następnie przebrałem się i zbierałem się do wyjścia. Zadzwoniłem jeszcze do Adriany, czy chce jechać ze mną. Mówiła, że ma dużo nauki, ale ostatecznie się zgodziła. Już miałem wychodzić, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Podszedłem żeby otworzyć. To, co zobaczyłem w drzwiach bardzo mnie zdziwiło i przyznam szczerze zmartwiło. To była Rebecca, ale inna niż zwykle. W brudnych ciuchach, ze skrzywioną miną, jedyne co nie uległo zmianie to makijaż.
- Rebecca? Co ci się stało?!
- Kendall, musimy pogadać. Mogę wejść? – Spytała wyraźnie przygnębiona.
- Jasne. Wchodź. Usiądź. Napijesz się czegoś?
- Nie, dzięki.
- O co chodzi? – Spytałem.
- A więc…. Straciłam wszystko. Dom, ubrania, pracę. WSZYSTKO. – Rozpłakała się.
- Ale jak to? – Zdziwiłem się.
- Normalnie. Zrezygnowali ze mnie. Stwierdzili, że romans z, jak to nazwali, dziecięcą gwiazdką (tutaj zrobiła palcami cudzysłów w powietrzu) świadczy o mnie, jako o miękkiej i niedojrzałej. Próbowałam się jakoś bronić, ale wszystko na nic. Najpierw zabrali mi ochronę, potem zagrozili, że jeśli nie zapłacę za dom, to mi go zabiorą. Sprzedałam wszystko co miałam, ale to nie wystarczyło. Zabrali mi dom, pieniądze, po prostu wszystko! Zostało mi już tylko nasze dziecko, bo ciebie tez już straciłam. – Głaskała się po brzuchu i szlochała.
- Co za świnie! Gdzie ty teraz mieszkasz?!
- Na ulicy, Kendall! Na ulicy! To jest straszne.
- Matka mojego dziecka nie będzie mieszkać na ulicy! Zamieszkasz tutaj.
- Nie, Kendall, nie mogłabym…. To nie wchodzi w grę.
- To już postanowione. Leć do mnie do łazienki się ogarnąć, ja załatwię ci jakieś ciuchy i pogadam z przyjaciółmi.
- Oni mnie tu nie zechcą.
- Spokojnie. Zostaw to mnie.
- Dziękuję. Jesteś kochany. – Cmoknęła mnie w policzek.
- Tylko bez takich. Nie robię tego dla ciebie, tylko dla naszego dziecka. – Odparłem sucho i poszedłem zawołać przyjaciół, by z nimi pogadać. Wszystkie moje plany szlag trafił…
_______________________________________________________________________________
Kolejny rozdział za nami. Jak wrażenia? Podzielcie się nimi w komentarzu. :)
Dziś zrobiłem eksperyment, a jego wyniki znajdują się nad treścią rozdziału. Podoba Wam się takie przypomnienie, czy może z tego zrezygnować?? Dajcie znać, przyda się Wasza opinia. ^^
Dziś zrobiłem eksperyment, a jego wyniki znajdują się nad treścią rozdziału. Podoba Wam się takie przypomnienie, czy może z tego zrezygnować?? Dajcie znać, przyda się Wasza opinia. ^^
Jak reszta domowników zareaguje na pomysł Kendalla? Czy między Jamesem i Adrianą się poprawi? Czy to już koniec złych snów Logana? Będzie lepiej? Już wkrótce się przekonacie.
Pozdrawiam:
BTC
BTC
Dobra. Uwaga, szykuj się. Mam co pisać.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: Od razu mi się w oczy rzuciło coś nowego. To przypomnienie. Jak z jakiegoś serialu kiedy to piękny kobiecy głos ( lub męski ) mówi co było przedtem. Myślę, że jeśli na Twoim blogu rozdziały nie pojawiają się regularnie, a czasami w dłuższych odstępach czasu ( na co przymknę oko hehe ) to na lepszy pomysł byś nie wpadł, bo ten jest genialny. Zatrzymaj sobie ten eksperyment. No i zazdroszczę ci, że na to wpadłeś :P Czemu ja na to nie wpadłam? Jesteś taki mądry :*
Po drugie: Od dawna uważałam psikanie poduszki perfumami za chore i nienormalne. Bardzo dobrze, że skorzystrał z rady przyjaciela i poszedł do psychologa. Nie, Logan, nie jesteś świrem tylko człowiekiem, który ma wielki problem. A problemy trzeba rozwiązywać :)
Po trzecie: Współczuję Jamesowi. Nie ma nic gorszego niż drząca się kobieta i to nie wiadomo o co. Dziwne jest to, że właśnie mówię to ja. Nie, nie drę się na nikogo. Zapmniało mi się o kobiecej solidarności :D
Po czwarte: Podejrzewałam, że plastikowa barbie znudziła się ludziom i z niej zrezygnowali. To, że straciła wszystko może i być prawdą, ale nadal mam szczerę nadzieje, że to nie jest jego dziecko. Na miejscu Alice nie wiem co bym zrobiła.
Po piąte: Wyobrażam sobie reakcje przyjaciół na wieść o "nowej lokatorce". Chyba najgorzej zniesie to Carlos, bo jej nie-na-wi-dzi. A! I niech przestanie być zazdrosnym o Logana!
No to wszystko ode mnie. Rozdział jest bombastyczny fantastyczny :***
Cóż za bombastyczny fantastyczny komentarz :***
UsuńNie ma czego zazdrościć, taki tam sobie pomyślunek ;p
Taaaak to perfumowanie poduszki jest chore, ale czy z tym psychologiem to tak dobrze... Przekonamy się :D
A co do plastikowej barbie, to kto ją "nawidzi" ? :D
Nikt jej "nawidzi", ale myślę, że Carlos najbardziej. Tak jest, ponieważ on jest miły i przyjazny. Serio zdarza się żeby kogoś nie lubił, a jeśli nie lubi jej to serio musi coś być takiego w niej że hej :D Więc jeśli Carlito kogoś nienawidzi to liczy się podójnie hehe. I jest co zazdrościć :* Takiego mózgu jak Twój to pozazdrościć ^ ^ Odmeldowuję się :D
UsuńO BOJ.-pierwsze, co powiedziałam po przeczytaniu rozdziału.
OdpowiedzUsuńAle to chyba świadczy dobrze, o twojej twórczości, skoro co chwilę musiałam rzucić "Boże".
I nie mam bladego pojęcia, skąd ty bierzesz te pomysły z rytuałami perfumowania poduszek po zmarłej żonie, ale to jest coś!
Miejmy nadzieję, że ten psycholog pomoże ruszyć Loganowi dalej, a kto wie? Może znajdzie jakąś miłą laskę, która poleci na opiekuńczość w stosunku do dzieci?
Co do Carlosa i jego komentarzy na temat ich seksu to nie wiem, czy jest sens komentować-wszystko co chciałam, Latynos już powiedział XD
Ale Car chce dobrze, czemu Los tak się burzy? Zazdrosny? ^^
Ojojoj, Kendall, szykuj się na aferę. Poważnie. To będzie trzecia wojna światowa. O ile Putin ich nie wyprzedzi.
Ale najbardziej współczuję Jamesowi, bo zbiera baty od Adriany, a nie zasłużył. No może tak tylko odrobinkę...
Bardzo miły dla oka rozdział. Czekam niecierpliwie! :*
No w końcu pojawił się rozdział :D Cóż za nagły przyrost weny. I nawet dłuższy ten rozdział. Nie pożałowałeś :P Może ty powienieneś zostać psychologiem skoro tak świetnie opisałeś słowa pani psycholog. Niepokoi mnie ta zazdrość Carlosa. Wiem, że to niemożliwe żeby mieli romans. A jeśli? Nie! Wypluj to! Tfu! NIe było tego co napisałam :D Logan może zacznie żyć normalnie. Zasługuje na dobre życie po tym co go spotkało. Rozdział świetny :)
OdpowiedzUsuńDobra teraz znalazłam czas na skomentowanie (rozdział przeczytałam wczoraj, ale na fonie to nawet próbować nie będę).
OdpowiedzUsuńCarlos zazdrosny się robi czyli zależy mu na Carlosline (sorki, tak piszę Carlosline, nie umiem inaczej) to słodkie *awww*, a jak to prawda że oni mają romans?! Nie... Nie mogą! Logan nadal kocha Susan, [*] ale to trochę dziwne z poduszką, wariata z niego zrobiłeś.. A jak coś to ta polka go omami. Psycholog dobrze zrobił Loganowi tym razem Susan, była dumna, on tak ją kochał, A TY JĄ ZABIŁEŚ!!!
Szkoda mi Jamesa... Taki smutas, Adrianna go olewa, może naprawdę wizyta u rodziców pomoże?
Ja się boję co Rebecca jeszcze wmówi Kendallowi, ale i tak straszniejsze jest to co mu zrobi Alice... Biedny Kendall...
Świetny rozdział, cóż moje motywacje na asku, poskutkowały (wreszcie).
Naturalnie czekam na nn :3
Pozdro :*
Mnie też się tak skojarzyło. Trochę jakby Tyler Posey, albo Holland Roden mówili "Previously on Teen Wolf" I idą migawki. Nie wiem, czemu, ale ich głosy zapamiętałam najlepiej. A teraz to powiem. Jestem dumna z Logana. Dumna jak cholera z niego jestem. Terapeuta. Super. Zawsze jakiś początek. Ciekawe, co z tego wyjdzie...
OdpowiedzUsuńKendall... Fajnie, że jesteś szczęśliwy z Alice, bardzo ją lubię... Chłopie! Ona nie odpuści. Jestem pewna, że nie odpuści. Ten typ tak ma. Notka świetna! czekam na nn! Pozdrawiam!