**Kendall**
Kiedy
wstałem, dom był pusty. James spał u Adriany, a Caroline i Carlos pojechali do
lekarza. Radość po wieści, że będą rodzicami jeszcze z nas nie opadła. Wreszcie
po dwóch latach małżeństwa zostanie ono ukoronowane. Zrobiłem sobie śniadanie i
zjadłem lampiąc się w ekran telewizora. Nagle usłyszałem swój telefon. To był
szef.
- Słucham. – Odebrałem.
- Witaj, Kendall. Z powodu ostatnich zdarzeń przedłużę wam i tak już przedłużony urlop o dwa miesiące. Mam nadzieje, że przez ten czas wszystko się unormuje i będziecie w stanie normalnie pracować. Przekaż wieści chłopakom. Będziemy w kontakcie.
- Ale przecież za tydzień mieliśmy zacząć zdjęcia do piątego sezonu serialu.
- Stacja zgodziła na odroczenie. Rozumieją, że to co się zdarzyło mogło wpłynąć na jakość waszej pracy.
- Okay. Dzięki za info. Do widzenia.
- Cześć.
Zdziwiła mnie jego uprzejmość. Był taki jakiś inny, odmieniony. Zdziwiła mnie wgl. cała ta rozmowa. Dobra, on potrafi okazać serce, ale krwiopijcy z Nica? Przecież u nich zawsze wszystko musiało być cacy i na czas, bo inaczej kicha. Nie zastanawiałem się nad tym długo. Pomyślałem, że skoro mamy trochę wolnego, to może pasowałoby gdzieś wyjechać. Już nawet wiedziałem gdzie. Stare niezawodne miejsce z dzieciństwa. Wysłałem tylko sms’ y informacyjne do Jamesa i Carlosa w sprawie urlopu, a do Logana zadzwoniłem bo miałem jeszcze do niego sprawę.
- Cześć stary. Usiądź, bo padniesz z wrażenia.
- Dawaj.
- Słuchaj, dostaliśmy jeszcze dwa miesiące urlopu. Serial też zaczniemy kręcić później. Podobno rozumieją to, w jakiej jesteśmy teraz sytuacji.
- Co ty gadasz? Co im się stało?
- Nie wiem, ale cieszy mnie to. Dzwonię do ciebie, bo mam prośbę.
- Jaką?
- Wiesz, skoro mamy urlop, to może… - Nie zdążyłem skończyć , bo mnie uprzedził.
- Tak, zawiozę cię. Za pół godziny jestem u ciebie. – Powiedział i zaśmiał się.
- Dzięki, jesteś wielki. Lecę się pakować.
Rozłączyłem się i zacząłem szukać torby podróżnej. Kiedy ją znalazłem, spakowałem ubrania. Potem wziąłem jeszcze jedną i zapakowałem kilka rzeczy codziennego użytku i trochę artykułów spożywczych. Nagle usłyszałem klakson samochodu Logana. Wziąłem jeszcze swój namiot, karimatę, jaśka i śpiwór i wyszedłem z domu. Spakowałem rzeczy do bagażnika i wsiadłem do auta. Przywitałem się z kumplem oraz z maluchami siedzącymi z tyłu i ruszyliśmy w drogę, która była dość daleka. W połowie drogi mój przyjaciel skarżył się na ból ręki, chciałem go zmienić, ale stwierdził, że da radę, więc odpuściłem. Kiedy tak jechaliśmy, czułem się jak dawniej, jak za czasów, gdy razem z Loganem jeździliśmy w to miejsce by odpocząć od codzienności. I pomyśleć, że odkryliśmy je w podstawówce na wakacyjnym obozie. Byliśmy wtedy nad jeziorem. Pewnego wieczora uciekliśmy z domku i poszliśmy do lasu. Szliśmy zrywając owoce leśne i nagle coś zaczęło szeleścić w krzakach. Przestraszyliśmy się, ale nie uciekliśmy. Coś nas podkusiło, żeby zajrzeć, co tam się kryje. Weszliśmy w ścianę stworzoną z gałęzi i liści, przeszliśmy na drugą stronę. Przed nami ukazało się magiczne miejsce. Małe jeziorko, niepołączone z tym, przy którym było obozowisko. W koło wody był piasek, coś w stylu dzikiej plaży, a resztę krajobrazu zajmowały drzewa. Tafla była czysta jak łza, widać było, że nikt dawno tu nie zaglądał. Od tamtej pory chodziliśmy tam co wieczór. To był nasz azyl. Przyrzekliśmy sobie, że zostaje to między nami. Przez tyle lat trzymaliśmy wszystko w tajemnicy, a kilka miesięcy temu kupiliśmy ten kawałek ziemi na własność. Znalezienie właściciela nie było łatwe, ale udało się. Dojechaliśmy na miejsce. Logan zjechał na pobocze i włączył „awaryjne”. Wyjąłem swoje rzeczy, pożegnałem się z kolegą i wszedłem do lasu, by niedługo dotrzeć do celu. Logan ruszył w drogę powrotną. Nie ustaliliśmy, kiedy ma po mnie przyjechać, ale powiedziałem, że będę dzwonić. Tymczasem wyłączyłem telefon, by oszczędzić baterię i odciąć się od świata zewnętrznego. Nie chciałem się z nikim kontaktować, chciałem po prostu odpocząć, przemyśleć sobie wszystko.
- Słucham. – Odebrałem.
- Witaj, Kendall. Z powodu ostatnich zdarzeń przedłużę wam i tak już przedłużony urlop o dwa miesiące. Mam nadzieje, że przez ten czas wszystko się unormuje i będziecie w stanie normalnie pracować. Przekaż wieści chłopakom. Będziemy w kontakcie.
- Ale przecież za tydzień mieliśmy zacząć zdjęcia do piątego sezonu serialu.
- Stacja zgodziła na odroczenie. Rozumieją, że to co się zdarzyło mogło wpłynąć na jakość waszej pracy.
- Okay. Dzięki za info. Do widzenia.
- Cześć.
Zdziwiła mnie jego uprzejmość. Był taki jakiś inny, odmieniony. Zdziwiła mnie wgl. cała ta rozmowa. Dobra, on potrafi okazać serce, ale krwiopijcy z Nica? Przecież u nich zawsze wszystko musiało być cacy i na czas, bo inaczej kicha. Nie zastanawiałem się nad tym długo. Pomyślałem, że skoro mamy trochę wolnego, to może pasowałoby gdzieś wyjechać. Już nawet wiedziałem gdzie. Stare niezawodne miejsce z dzieciństwa. Wysłałem tylko sms’ y informacyjne do Jamesa i Carlosa w sprawie urlopu, a do Logana zadzwoniłem bo miałem jeszcze do niego sprawę.
- Cześć stary. Usiądź, bo padniesz z wrażenia.
- Dawaj.
- Słuchaj, dostaliśmy jeszcze dwa miesiące urlopu. Serial też zaczniemy kręcić później. Podobno rozumieją to, w jakiej jesteśmy teraz sytuacji.
- Co ty gadasz? Co im się stało?
- Nie wiem, ale cieszy mnie to. Dzwonię do ciebie, bo mam prośbę.
- Jaką?
- Wiesz, skoro mamy urlop, to może… - Nie zdążyłem skończyć , bo mnie uprzedził.
- Tak, zawiozę cię. Za pół godziny jestem u ciebie. – Powiedział i zaśmiał się.
- Dzięki, jesteś wielki. Lecę się pakować.
Rozłączyłem się i zacząłem szukać torby podróżnej. Kiedy ją znalazłem, spakowałem ubrania. Potem wziąłem jeszcze jedną i zapakowałem kilka rzeczy codziennego użytku i trochę artykułów spożywczych. Nagle usłyszałem klakson samochodu Logana. Wziąłem jeszcze swój namiot, karimatę, jaśka i śpiwór i wyszedłem z domu. Spakowałem rzeczy do bagażnika i wsiadłem do auta. Przywitałem się z kumplem oraz z maluchami siedzącymi z tyłu i ruszyliśmy w drogę, która była dość daleka. W połowie drogi mój przyjaciel skarżył się na ból ręki, chciałem go zmienić, ale stwierdził, że da radę, więc odpuściłem. Kiedy tak jechaliśmy, czułem się jak dawniej, jak za czasów, gdy razem z Loganem jeździliśmy w to miejsce by odpocząć od codzienności. I pomyśleć, że odkryliśmy je w podstawówce na wakacyjnym obozie. Byliśmy wtedy nad jeziorem. Pewnego wieczora uciekliśmy z domku i poszliśmy do lasu. Szliśmy zrywając owoce leśne i nagle coś zaczęło szeleścić w krzakach. Przestraszyliśmy się, ale nie uciekliśmy. Coś nas podkusiło, żeby zajrzeć, co tam się kryje. Weszliśmy w ścianę stworzoną z gałęzi i liści, przeszliśmy na drugą stronę. Przed nami ukazało się magiczne miejsce. Małe jeziorko, niepołączone z tym, przy którym było obozowisko. W koło wody był piasek, coś w stylu dzikiej plaży, a resztę krajobrazu zajmowały drzewa. Tafla była czysta jak łza, widać było, że nikt dawno tu nie zaglądał. Od tamtej pory chodziliśmy tam co wieczór. To był nasz azyl. Przyrzekliśmy sobie, że zostaje to między nami. Przez tyle lat trzymaliśmy wszystko w tajemnicy, a kilka miesięcy temu kupiliśmy ten kawałek ziemi na własność. Znalezienie właściciela nie było łatwe, ale udało się. Dojechaliśmy na miejsce. Logan zjechał na pobocze i włączył „awaryjne”. Wyjąłem swoje rzeczy, pożegnałem się z kolegą i wszedłem do lasu, by niedługo dotrzeć do celu. Logan ruszył w drogę powrotną. Nie ustaliliśmy, kiedy ma po mnie przyjechać, ale powiedziałem, że będę dzwonić. Tymczasem wyłączyłem telefon, by oszczędzić baterię i odciąć się od świata zewnętrznego. Nie chciałem się z nikim kontaktować, chciałem po prostu odpocząć, przemyśleć sobie wszystko.
**Caroline**
Kolejne
dni mijały podobnie. Codziennie odwiedzałam Logana, gotowałam mu obiady,
robiłam dla niego zakupy i pomagałam przy dzieciach. Czułam się zobowiązana, by
go wspierać. W końcu to wdowiec po mojej najlepszej przyjaciółce. Jedyne co się
zmieniło to to, że każde nasze kolejne spotkanie odbywało się przy Carlosie.
Nawet nie musiałam go pytać, czy chce iść ze mną. Dodatkowo wspierali nas
Kendall, James i Adriana, ale oni rzadziej tam bywali. Nie należy zapominać o
przyjaciółce Hendersona, Zuzie. Ta kobieta działa mi na nerwy, chyba myśli
sobie, ze może zastąpić Loganowi Susan, pcha się na jej miejsce. Nie zamierzam
na to pozwolić. Jest w niej coś takiego, co mnie od niej odpycha. To nie jest dobra dziewczyna
dla niego. Dziś był dzień, w którym miałam iść na badania. Miałam dowiedzieć
się jak rozwija się moje dziecko i wgl, dlatego wyjątkowo musiałam zrezygnować z
odwiedzenia młodego rodzica. Zerwałam się z samego rana i czekałam jak na
szpilkach na odpowiednią godzinę. Kiedy nadeszła pora, wyszłam razem z mężem z
domu i pojechaliśmy do prywatnej kliniki, w której byłam umówiona. Poczekaliśmy
chwilę na lekarza, po czym zaprosił nas do swego gabinetu. Facet był starszawy,
gruby i pod nosem miał obleśnego wąsa, jednak był przemiły i bardzo
sympatyczny. Szybko mnie przebadał i z powrotem usiadłam przy jego biurku. Po
jego minie wnioskowałam, że coś jest nie
tak.
- Ekhm. Pani Pena, z wyników pani badań wynika, że wcale nie jest pani w ciąży. Bardzo mi przykro.
- Ale jak to?! – Wstałam z krzesła. – Przecież robiłam test… Ja.. Ja muszę być w ciąży! To niemożliwe!
- Usiadłam znów i schowałam twarz w dłonie.
Byłam skołowana. Nie wiedziałam czy wierzyć doktorowi, czy testowi, który zrobiłam. Carlos siedział obok mnie i próbował mnie uspokoić.
- A co to był za test? – Spytał lekarz.
- Nie pamiętam dokładnie nazwy, ale na opakowaniu było jakieś dziecko chyba owinięte w niebieski ręcznik… Baby… baby coś tam. – Wyjaśniłam.
- I wszystko jasne. Dwa dni temu wycofali te testy, bo były wadliwe. Wszystkie wskazywały pozytywny wynik. – Poinformował nas wąsacz.
Podziękowałam mu za wizytę i wyszliśmy na korytarz. Mój mąż przytulił mnie mocno, chciało mi się płakać. Miałam wielką nadzieję, że niedługo zostanę mamą, a w jednej chwili dowiedziałam się, że jestem w błędzie. To straszne uczucie. Poszliśmy do auta, ale nie pojechaliśmy do domu. Nie chciałam tam wracać. Wybraliśmy się na przejażdżkę po mniej ruchliwych ulicach miasta. Przez całą drogę byłam przybita, opierałam się głową o boczną szybę i tępo patrzyłam się na szosę, chwilami popłakiwałam. Żałowałam, że zrobiłam ten test, teraz bym tak nie cierpiała.
- Ekhm. Pani Pena, z wyników pani badań wynika, że wcale nie jest pani w ciąży. Bardzo mi przykro.
- Ale jak to?! – Wstałam z krzesła. – Przecież robiłam test… Ja.. Ja muszę być w ciąży! To niemożliwe!
- Usiadłam znów i schowałam twarz w dłonie.
Byłam skołowana. Nie wiedziałam czy wierzyć doktorowi, czy testowi, który zrobiłam. Carlos siedział obok mnie i próbował mnie uspokoić.
- A co to był za test? – Spytał lekarz.
- Nie pamiętam dokładnie nazwy, ale na opakowaniu było jakieś dziecko chyba owinięte w niebieski ręcznik… Baby… baby coś tam. – Wyjaśniłam.
- I wszystko jasne. Dwa dni temu wycofali te testy, bo były wadliwe. Wszystkie wskazywały pozytywny wynik. – Poinformował nas wąsacz.
Podziękowałam mu za wizytę i wyszliśmy na korytarz. Mój mąż przytulił mnie mocno, chciało mi się płakać. Miałam wielką nadzieję, że niedługo zostanę mamą, a w jednej chwili dowiedziałam się, że jestem w błędzie. To straszne uczucie. Poszliśmy do auta, ale nie pojechaliśmy do domu. Nie chciałam tam wracać. Wybraliśmy się na przejażdżkę po mniej ruchliwych ulicach miasta. Przez całą drogę byłam przybita, opierałam się głową o boczną szybę i tępo patrzyłam się na szosę, chwilami popłakiwałam. Żałowałam, że zrobiłam ten test, teraz bym tak nie cierpiała.
**Carlos**
No
pięknie. Byliśmy u lekarza i okazało się, ze Caroline wcale nie jest w ciąży.
Zrobiła jakiś wadliwy test i ją oszukał. Z jednej strony poczułem małą ulgę, bo
nie byłem przygotowany do roli ojca, ale z drugiej czułem jak moja żona chciała
tego dziecka i mi chyba też się to udzieliło. Widziałem, że była smutna, bolało
mnie to. Wybraliśmy się na przejażdżkę po mieście. Caroline cały czas była przygnębiona.
Nie mogłem już dłużej na to patrzeć, więc zjechałem na pobocze i zaczęliśmy
rozmawiać.
- Heej. Jak nie teraz, to potem. Kochanie, przecież nic się nie stało. – Próbowałem ją pocieszyć.
- Jak to się nie stało? Mieliśmy mieć dzidziusia.
- Zawsze możemy spróbować jeszcze raz. Świat się nie skończył.
- Czuję, że gdybym nie zrobiła tego pieprzonego testu, to teraz bym tak nie przeżywała.
- Możliwe. Ale nie ma co gdybać. Stało się.
- Aj..
- Ale rozchmurz się. Byłaś gotowa by zostać matką? To oznacza obowiązki, dużą odpowiedzialność i w ogóle..
- Może i masz rację. Może to znak, że jeszcze nie pora. Spróbujemy kiedy indziej. – Pocałowała mnie w policzek.
- Lepiej ci już?
- Tak, jedźmy do domu.
Już miałem ruszać, kiedy przyszedł mi sms od Kendalla: „ Dostaliśmy dodatkowe dwa miesiące urlopu. Ja wyjeżdżam, więc nie bądź zdziwiony, jak po powrocie nie zastaniesz mnie w domu. Do zobaczenia.” Treść wiadomości mnie zaskoczyła. Przeczytałem ją Caroline i ona też nie dowierzała. Postanowiliśmy nad tym nie myśleć, tylko cieszyć się wolnym. Zastanawiałem się tylko jak długo nie będzie Kendalla i gdzie pojechał. W sumie to powinienem się przyzwyczaić do jego nagłych wyjazdów. Znikanie praktycznie bez słowa to normalka u niego i u Logana. Zazwyczaj nie było ich przez kilka dni lub trochę dłużej, jednak nigdy nie chcieli powiedzieć, gdzie przebywali i nie drążyliśmy tematu, bo wiedzieliśmy, że i tak z nich nic nie wyciągniemy. Czasem wyjeżdżali razem, a czasem osobno, ale zawsze jeden drugiego krył. Pojechaliśmy do domu. Było tam pusto i cicho. Usiedliśmy w salonie w milczeniu. W końcu zrobiło się jakoś niezręcznie, dziwnie.
- To może napijemy się wina? – Zaproponowałem.
- Czemu nie? To chyba dobry pomysł.
- To naleję.
Poszedłem do barku i wyciągnąłem butelkę trunku i dwa kieliszki. Otworzyłem korek i rozlałem po równo. Podałem kieliszek żonie, a ona wypiła zawartość na raz. Kazała dolać mi jeszcze, zrobiłem to. Teraz piła już normalnie, razem ze mną. Gdy już trochę nas wcięło, zrobiło się jakoś milej. Zaczęliśmy normalnie rozmawiać, nawet się śmiać. Spędziliśmy ze sobą bardzo przyjemny wieczór. A potem było jeszcze przyjemniej… Tym razem się zabezpieczyliśmy. Zdecydowaliśmy, że na dziecko przyjdzie czas, ale to jeszcze nie teraz.
- Heej. Jak nie teraz, to potem. Kochanie, przecież nic się nie stało. – Próbowałem ją pocieszyć.
- Jak to się nie stało? Mieliśmy mieć dzidziusia.
- Zawsze możemy spróbować jeszcze raz. Świat się nie skończył.
- Czuję, że gdybym nie zrobiła tego pieprzonego testu, to teraz bym tak nie przeżywała.
- Możliwe. Ale nie ma co gdybać. Stało się.
- Aj..
- Ale rozchmurz się. Byłaś gotowa by zostać matką? To oznacza obowiązki, dużą odpowiedzialność i w ogóle..
- Może i masz rację. Może to znak, że jeszcze nie pora. Spróbujemy kiedy indziej. – Pocałowała mnie w policzek.
- Lepiej ci już?
- Tak, jedźmy do domu.
Już miałem ruszać, kiedy przyszedł mi sms od Kendalla: „ Dostaliśmy dodatkowe dwa miesiące urlopu. Ja wyjeżdżam, więc nie bądź zdziwiony, jak po powrocie nie zastaniesz mnie w domu. Do zobaczenia.” Treść wiadomości mnie zaskoczyła. Przeczytałem ją Caroline i ona też nie dowierzała. Postanowiliśmy nad tym nie myśleć, tylko cieszyć się wolnym. Zastanawiałem się tylko jak długo nie będzie Kendalla i gdzie pojechał. W sumie to powinienem się przyzwyczaić do jego nagłych wyjazdów. Znikanie praktycznie bez słowa to normalka u niego i u Logana. Zazwyczaj nie było ich przez kilka dni lub trochę dłużej, jednak nigdy nie chcieli powiedzieć, gdzie przebywali i nie drążyliśmy tematu, bo wiedzieliśmy, że i tak z nich nic nie wyciągniemy. Czasem wyjeżdżali razem, a czasem osobno, ale zawsze jeden drugiego krył. Pojechaliśmy do domu. Było tam pusto i cicho. Usiedliśmy w salonie w milczeniu. W końcu zrobiło się jakoś niezręcznie, dziwnie.
- To może napijemy się wina? – Zaproponowałem.
- Czemu nie? To chyba dobry pomysł.
- To naleję.
Poszedłem do barku i wyciągnąłem butelkę trunku i dwa kieliszki. Otworzyłem korek i rozlałem po równo. Podałem kieliszek żonie, a ona wypiła zawartość na raz. Kazała dolać mi jeszcze, zrobiłem to. Teraz piła już normalnie, razem ze mną. Gdy już trochę nas wcięło, zrobiło się jakoś milej. Zaczęliśmy normalnie rozmawiać, nawet się śmiać. Spędziliśmy ze sobą bardzo przyjemny wieczór. A potem było jeszcze przyjemniej… Tym razem się zabezpieczyliśmy. Zdecydowaliśmy, że na dziecko przyjdzie czas, ale to jeszcze nie teraz.
__________________________________________________________________
I jest kolejny rozdział. Jak się podobał? Dajcie znać w komentarzu. :)
I jest kolejny rozdział. Jak się podobał? Dajcie znać w komentarzu. :)
A co do komentarzy, to zawodzicie mnie. Ostatnio jest ich wiele mniej... Powiedzcie, czy coś jest nie tak? Jest gorzej? Nudzę Was? Napiszcie, a postaram się coś zmienić.
INFO! Ostatni kom. Marty skłonił mnie do przemyśleń. Fakt, mówiłem na początku, że nie będzie scen erotycznych, jednak plany mi się troszeczkę zmieniły. Chcecie trochę pikanterii na tym blogu? A może macie coś przeciwko? Przygotowałem dla Was ankietę, którą znajdziecie na pasku bocznym. Głosujcie ^^
Jak długo nie będzie Kendalla? Czy Logan coś piśnie? Jakie skutki będzie miał nagły wyjazd blondyna? Dowiecie się czytając kolejne rozdziały.
Pozdrawiam:
BTC
BTC
Caroline nie jest w ciazy? Ouu... nie wiem. Moze to i lepiej? Troche mi smutno z tego powodu ale tylko troche :) Kendall podda sie wewnetrznym medytacjom na lonie przyrody i objawi mu sie Matka Boska i wstapi do klasztoru haha :D ej? Kto normalny kliknie "nie" w ankicie? :) Rozdzial cudowny :*
OdpowiedzUsuńCz cz czekaaaaj. Cos mnie ominelo. Wrrroc Marla! "Powiedzcie, czy coś jest nie tak? Jest gorzej? Nudzę Was?" Łooot?! O ja pierdoza wzywajcie lekarza Hendersona bo nam sie Chris zgoraczkowal :D
Usuń-Dr Logan. Martwie sie. Co z nim bedzie?
- Obawiam sie ze juz za pozno. Pacjent majaczy. Twierdzi ze jego posty nie sa zaebiste.
- Oł Gasz! Co mam z tym zrobic?
- mysle ze trzeba mu przemowic do rozsadku.
WIEC PRZEMAWIAM DO ROZSADKU! jeszcze raz cos takiego zobacze to zabieram internety! A Ellie namowie zeby Cie SWIFTNELA w piosence i staniesz sie palantem :D ten blig jest cudowny a ilosc komentarzy nie powinna byc wyznacznikiem zaebistosci. My blogerzy jednak popadamy przez to w PARANOJE!!! Blog ten to kwintesencja kwintesencji, boska ambrocha i wiśniowka na tarcie omnomnom :) Ostrzegam. Nie plec wiecej takich glupot moj miszczu :***
Dwa miesiące? Szef dał chłopakom DWA MIESIĄCE wolnego? Rety, hojny jest. Widzę, że nie tylko ja jestem w szoku, czyli jest ok. Miło ze strony Caroline, że pomaga Loganowi, bo tak robi prawdziwa przyjaciółka. Nie to, że nie wierzę w Logana, ale nie wiem, jak by sobie bez niej poradził. Trochę mi szkoda, że nie jest w ciąży. Wnioskuję, że zwroty akcji też lubisz. Kendall "uciekł", ale nie wiem ile go nie będzie. Dwie, może trzy notki? Notka suuper! Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńWróciłam w niedzielę, ale dopiero teraz wszystko nadrobiłam. W ankiecie oczywiście jest "tak". Szkoda, że jednak Caroline nie jest w ciąży, ale dobrze, że pomaga Loganowi. Nie mam pojęcia na ile wyjechał Kendall. Notka super i czekam na kolejną
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Kendall potrzebuje się od świata a Caroline nie jest w ciąży. Myślałam, że wpadnie w depresje, a jednak zdała sb sprawę, że to nie koniec świata.
OdpowiedzUsuńNie nudzisz nas. Wszystko jest ok. Nie wiem gdzie leży wina w braku komentarzy, a pamiętam, że rzeczywiście było ich więcej. Może to przez wakacje? Gdy nadejdzie wrzesień a stan się nie poprawi to dopiero można się martwić. A niektórzy jeszcze nadrobią. Fakt...trochę się czeka na twoje posty, no ale zawsze warto :) Głowa do góry. Zgadzam się z tym, że komy nie powinny być wyznacznikiem. Nie jestem blogerką. Pewnie i mi by na tym zależało gdybym pisała no ale cóż. Jeszcze raz jak najbardziej szczerze świetny rozdział :)
A widzisz, tak to rozwiązałeś. Nie będzie dzidziusia. Może okaże się, że któreś z nich jest bezpłodne...
OdpowiedzUsuńGdzie ten Kendall się wybiera?