**Logan**
W końcu
nasze mieszkanie, było już gotowe. Wszystko stało już na swoim miejscu,
wystarczyło tylko wejść z pakunkiem i się rozpakować. Razem z Susan nie
mogliśmy doczekać się naszej pierwszej nocy w nowym apartamencie. Co prawda
tutaj niczego nam nie brakowało. Mieliśmy własną sypialnię, łazienkę,
garderobę, natomiast resztę domu dzieliliśmy z Kendallem, Jamesem, Carlosem i
Caroline. Jak można się spodziewać po tak dużej liczbie domowników, nudno nie
mieliśmy, jednak troszkę brakowało nam prywatności. Nasi współlokatorzy
nauczyli się wchodzić do nas bez pukania, przez co nie raz zastali nas w
różnych sytuacjach, których nie powinni byli widzieć. Czasem było to dość
krępujące, jednak powinni to zrozumieć. W końcu jesteśmy małżeństwem, prawda? Pakowaliśmy
właśnie nasze rzeczy, kiedy żona krzyknęła będąc w łazience:
- Logan?!
- Tak kochanie?
- Gdzie są nasze szczoteczki do zębów?
- Spakowane. – Odparłem.
- Aaa.. Logan?
- Tak kochanie?
- Swoje kosmetyki też już spakowałeś?
- Tak.
- Logan?
- Tak, KOCHANIE?! – Zdenerwowałem się i wykrzyknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Kochanie? Serio? - Zapytał Kendall robiąc krzywą minę, po czym roześmiał się głośno.
- Mam być zazdrosna? – Zapytała żartobliwie Susan.
U progu mojego pokoju stali wszyscy moi przyjaciele. Śmialiśmy się chwilę z zaistniałej sytuacji, po czym Kendall odezwał się do mnie poważnym głosem:
- Logan, a teraz na serio. Musicie się wyprowadzać? Źle wam tu?
- Żartujesz? Przecież wiesz, że nam tu lepiej niż gdziekolwiek indziej.
- To po co ta przeprowadzka?
- Sam wiesz, że zaraz pojawi się dziecko. Tam będzie miało swój pokój i kiedy będzie się darło w nocy, to was nie obudzi. – Wyjaśniłem.
- Słuchaj. Mieszkaliśmy razem przed waszym ślubem, po waszym ślubie to i po narodzinach dziecka możemy tu razem mieszkać.
- No właśnie! – Chórem powiedzieli James, Carlos i Caroline.
- Wiemy to, jednak chcieli byśmy być „na swoim”, nie martwić się o to, że coś nie spodoba się współlokatorom, martwić się tylko o siebie. To już postanowione, nie przekonacie nas do zmiany decyzji. Schlebia nam to, że chcecie żebyśmy zostali, ale zrozumcie nasze stanowisko w tej sprawie.
- Skoro tak.. – Powiedział załamany Kendall. – Ale pamiętajcie, że zawsze możecie do nas wrócić.
- Dodał.
- No właśnie! – Reszta przyjaciół znów powiedziała chórem. Trochę zaczynałem się ich bać.
- Dzięki. Jesteście najlepsi. – Tym razem to ja z Susan odparliśmy jednocześnie.
Zrobiliśmy zbiorowy uścisk, po czym razem z żoną wróciliśmy do pakowania. Przyjaciele dalej stali w drzwiach i tylko kombinowali jak tu nas zatrzymać. Słyszałem jak szepczą między sobą, ale starałem się nie zwracać na nich uwagi.
- Dobra, to już wszystko. To my będziemy lecieć. – Powiedziałem.
- Papa. – Pożegnała ich Susan.
- Odwiedzajcie nas często. – Powiedziała Caroline z miną smutnego szczeniaczka.
- Jasne. Ale jutro wieczorem to wy do nas wpadnijcie. Mała parapetóweczka.
- Okey.
Zanieśliśmy bagaże do aut i pojechaliśmy do nowego mieszkania. Na miejscu rozpakowaliśmy większość rzeczy, a część została jeszcze w kartonach i torbach. Nie mieliśmy już sił, ten dzień był strasznie męczący, ale jednocześnie szczęśliwy. Byliśmy z siebie dumni. Na reszcie nasze własne lokum. Mimo radości jaką sprawiało mi nowe mieszkanie, trochę źle czułem się z tym, że zostawiłem przyjaciół. Przez te wszystkie lata bardzo się zżyliśmy i przyzwyczailiśmy się do mieszkania razem.
- Logan?!
- Tak kochanie?
- Gdzie są nasze szczoteczki do zębów?
- Spakowane. – Odparłem.
- Aaa.. Logan?
- Tak kochanie?
- Swoje kosmetyki też już spakowałeś?
- Tak.
- Logan?
- Tak, KOCHANIE?! – Zdenerwowałem się i wykrzyknąłem przez zaciśnięte zęby.
- Kochanie? Serio? - Zapytał Kendall robiąc krzywą minę, po czym roześmiał się głośno.
- Mam być zazdrosna? – Zapytała żartobliwie Susan.
U progu mojego pokoju stali wszyscy moi przyjaciele. Śmialiśmy się chwilę z zaistniałej sytuacji, po czym Kendall odezwał się do mnie poważnym głosem:
- Logan, a teraz na serio. Musicie się wyprowadzać? Źle wam tu?
- Żartujesz? Przecież wiesz, że nam tu lepiej niż gdziekolwiek indziej.
- To po co ta przeprowadzka?
- Sam wiesz, że zaraz pojawi się dziecko. Tam będzie miało swój pokój i kiedy będzie się darło w nocy, to was nie obudzi. – Wyjaśniłem.
- Słuchaj. Mieszkaliśmy razem przed waszym ślubem, po waszym ślubie to i po narodzinach dziecka możemy tu razem mieszkać.
- No właśnie! – Chórem powiedzieli James, Carlos i Caroline.
- Wiemy to, jednak chcieli byśmy być „na swoim”, nie martwić się o to, że coś nie spodoba się współlokatorom, martwić się tylko o siebie. To już postanowione, nie przekonacie nas do zmiany decyzji. Schlebia nam to, że chcecie żebyśmy zostali, ale zrozumcie nasze stanowisko w tej sprawie.
- Skoro tak.. – Powiedział załamany Kendall. – Ale pamiętajcie, że zawsze możecie do nas wrócić.
- Dodał.
- No właśnie! – Reszta przyjaciół znów powiedziała chórem. Trochę zaczynałem się ich bać.
- Dzięki. Jesteście najlepsi. – Tym razem to ja z Susan odparliśmy jednocześnie.
Zrobiliśmy zbiorowy uścisk, po czym razem z żoną wróciliśmy do pakowania. Przyjaciele dalej stali w drzwiach i tylko kombinowali jak tu nas zatrzymać. Słyszałem jak szepczą między sobą, ale starałem się nie zwracać na nich uwagi.
- Dobra, to już wszystko. To my będziemy lecieć. – Powiedziałem.
- Papa. – Pożegnała ich Susan.
- Odwiedzajcie nas często. – Powiedziała Caroline z miną smutnego szczeniaczka.
- Jasne. Ale jutro wieczorem to wy do nas wpadnijcie. Mała parapetóweczka.
- Okey.
Zanieśliśmy bagaże do aut i pojechaliśmy do nowego mieszkania. Na miejscu rozpakowaliśmy większość rzeczy, a część została jeszcze w kartonach i torbach. Nie mieliśmy już sił, ten dzień był strasznie męczący, ale jednocześnie szczęśliwy. Byliśmy z siebie dumni. Na reszcie nasze własne lokum. Mimo radości jaką sprawiało mi nowe mieszkanie, trochę źle czułem się z tym, że zostawiłem przyjaciół. Przez te wszystkie lata bardzo się zżyliśmy i przyzwyczailiśmy się do mieszkania razem.
**Kendall**
No i stało się. Logan i Susan wynieśli się z naszego domu. W
sumie to ich rozumiałem. Gdybym się ożenił, to pewnie zrobiłbym to samo, bo w
tym domu nie ma za grosz prywatności. Mimo, że po części rozumiałem ich
decyzję, to nie do końca mogłem się z
nią pogodzić. Nagle zrobiło się jakoś pusto i cicho. Czułem, że czegoś tu
brakuje. Chodziłem z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie zajęcia, a inni razem
ze mną. To było strasznie męczące,
patrzeć jak jeszcze wczoraj tętniące życiem mieszkanie, dziś opustoszało i
zrobiło się w nim jakoś ponuro. Caroline zrobiła dla nas kolację. Zjedliśmy ją
bez większego entuzjazmu i każdy rozszedł się do swoich pokoi. Po chwili
przyszedł do mnie James. Ucieszyłem się na jego widok. Szczerze mówiąc to sam
chciałem się do niego wybrać. Męczyło mnie już myślenie tylko o przeprowadzce
Logana.
- Ja już tak dłużej nie wyrobię! – Wrzasnął.
- Spokojnie dla mnie też nie jest to łatwe, ale trzeba się przestawić.
- O tej porze i tak każdy siedział by w swoim pokoju i czułby się normalnie, ale teraz myśli o tym, że Logan i Susan nie mieszkają już z nami mnie przerasta.
- Ja mam to samo. – Powiedziałem robiąc grymaśną minę.
Nagle usłyszeliśmy dźwięki seksu dochodzące z góry. Carlos i Caroline mieszkali nade mną i dość często zmagałem się z tym problemem.
- Takim to dobrze. Pójdą do łóżka i od razu mają zajęcie. – Powiedział James, powstrzymując się od śmiechu.
- Poczekaj. – Powiedziałem.
Poszedłem do łazienki po szczotkę i puknąłem nią cztery razy w sufit. Przywykłem już do uciszania ich, jednak mój sufit najwyraźniej nie. Zrobiły się w nim już spore dziury.
- Widzę, że często tak robią.- Rzekł James. – Przydał by Ci się remont.
- Często, za często. Eee kto by tam myślał o remoncie. Może po prostu wyprowadzę się tak jak Logan?
- Nawet Tak nie żartuj! – Krzyknął James, rzucając mi zabójcze spojrzenie.
Nastąpiła cisza. Kumpel przysiadł się do mnie i zaczął coś nucić pod nosem. Nikt nic nie mówił, a zakochani tam na górze też się zamknęli. Już chyba wolałem słyszeć ich niż słuchać tego przeklętego niczego. Nagle wpadłem na pewien pomysł.
- Idziemy do clubu? – Zaproponowałem przyjacielowi.
- Dobra myśl. Przebiorę się tylko i wychodzimy. Widzimy się za 15 minut w salonie.
Zmieniliśmy ciuchy i wyszliśmy do clubu, aby odreagować. Na miejscu podeszliśmy do baru i zamówiliśmy dwie setki czystej. Chlusnęliśmy na raz po czym poprosiliśmy jeszcze kolejkę, i jeszcze jedną i następną. Nie mam pojęcia ile było tych kolejek, bo w pewnym czasie odpadłem. Obudziłem się dopiero rano. Strasznie bolała mnie głowa i zastanawiałem się jak ja się tu znalazłem. Nagle zorientowałem się, że obok mnie śpi James. Zląkłem się i krzyknąłem z przerażenia. Obudziłem go. Wyraźnie był tak samo zdezorientowany i przerażony jak ja. Patrzeliśmy chwilę na siebie w bezruchu po czym poszliśmy szukać wyjaśnień.
- Ja już tak dłużej nie wyrobię! – Wrzasnął.
- Spokojnie dla mnie też nie jest to łatwe, ale trzeba się przestawić.
- O tej porze i tak każdy siedział by w swoim pokoju i czułby się normalnie, ale teraz myśli o tym, że Logan i Susan nie mieszkają już z nami mnie przerasta.
- Ja mam to samo. – Powiedziałem robiąc grymaśną minę.
Nagle usłyszeliśmy dźwięki seksu dochodzące z góry. Carlos i Caroline mieszkali nade mną i dość często zmagałem się z tym problemem.
- Takim to dobrze. Pójdą do łóżka i od razu mają zajęcie. – Powiedział James, powstrzymując się od śmiechu.
- Poczekaj. – Powiedziałem.
Poszedłem do łazienki po szczotkę i puknąłem nią cztery razy w sufit. Przywykłem już do uciszania ich, jednak mój sufit najwyraźniej nie. Zrobiły się w nim już spore dziury.
- Widzę, że często tak robią.- Rzekł James. – Przydał by Ci się remont.
- Często, za często. Eee kto by tam myślał o remoncie. Może po prostu wyprowadzę się tak jak Logan?
- Nawet Tak nie żartuj! – Krzyknął James, rzucając mi zabójcze spojrzenie.
Nastąpiła cisza. Kumpel przysiadł się do mnie i zaczął coś nucić pod nosem. Nikt nic nie mówił, a zakochani tam na górze też się zamknęli. Już chyba wolałem słyszeć ich niż słuchać tego przeklętego niczego. Nagle wpadłem na pewien pomysł.
- Idziemy do clubu? – Zaproponowałem przyjacielowi.
- Dobra myśl. Przebiorę się tylko i wychodzimy. Widzimy się za 15 minut w salonie.
Zmieniliśmy ciuchy i wyszliśmy do clubu, aby odreagować. Na miejscu podeszliśmy do baru i zamówiliśmy dwie setki czystej. Chlusnęliśmy na raz po czym poprosiliśmy jeszcze kolejkę, i jeszcze jedną i następną. Nie mam pojęcia ile było tych kolejek, bo w pewnym czasie odpadłem. Obudziłem się dopiero rano. Strasznie bolała mnie głowa i zastanawiałem się jak ja się tu znalazłem. Nagle zorientowałem się, że obok mnie śpi James. Zląkłem się i krzyknąłem z przerażenia. Obudziłem go. Wyraźnie był tak samo zdezorientowany i przerażony jak ja. Patrzeliśmy chwilę na siebie w bezruchu po czym poszliśmy szukać wyjaśnień.
**Carlos**
- Co się wczoraj stało? Jak my się znaleźliśmy w domu i dlaczego spaliśmy razem? – Zapytał zdezorientowany Kendall.
- Co się stało?! Najebaliście się wczoraj jak meserszmity! To się stało! – Uniosłem się.
- Dobra, dobra. Spokojnie. A jak znaleźliśmy się w domu? – Spytał James.
- John zadzwonił do mnie w środku nocy i powiedział mi o wszystkim. Zaraz pojechałem do clubu i was stamtąd zabrałem. Macie szczęście, że dobrze z nim żyjemy, bo każdy inny barman na jego miejscu porobiłby wam zdjęcia i sprzedał prasie.
Chłopaki spojrzeli na siebie, po czym usiedli obok nas.
- Co oglądacie? – Spytali?
- Caroline ogląda jakieś romansidło. – Odparłem.
- A Ty nie oglądasz?! – Oburzyła się moja żona.
- Ja też, ja też. – Powiedziałem spokojnie i przytuliłem ją do siebie.
- To wy sobie oglądajcie, a my spróbujemy zabić kaca, zanim on zabije nas. – Powiedział Kendall, po czym razem z Jamesem wyszli do kuchni, śmiejąc się pod nosem.
Jak ja bym chciał pójść z nimi. Znając ich, zabijali kaca pijąc chłodne piwko. Na samą myśl ciekła mi ślinka. Oni pili sobie w najlepsze, a ja musiałem patrzeć jak obcy ludzie obściskiwali się na ekranie. Gapiłem się bezczynnie w telewizor, myśląc jak wykręcić się z sideł własnej żony. Nie chciałem robić jej przykrości, dlatego musiałem wymyśleć taki sposób, aby jej nie urazić. Głowiłem się i głowiłem. Zaglądałem do najgłębszych zakamarków mojego mózgu i w końcu wpadłem na pomysł.
- Kochanie? – Zapytałem nie pewnie.
- Tak?
- Miałabyś ochotę coś zjeść?
- A co proponujesz?
- Może te twoje ulubione ciasto czekoladowe z rumem?
- A poszedłbyś do cukierni?
- Pewnie, już lecę. – Powiedziałem, pocałowałem ją w czoło i wybiegłem z domu.
Nie chciałem wracać zbyt szybko, więc poszedłem na nogach. Wybierałem okrężne ścieżki, mając nadzieję, że gdy wrócę to film się już skończy. W Końcu dotarłem do cukierni. Kupiłem to cholerne ciasto i ruszyłem do domu. Drogę powrotną pokonywałem jeszcze dłużej niż docelową, jednak kiedyś musiałem być z powrotem. Wszedłem do mieszkania i krzyknąłem.
- Misiu, mam twoje ciasto! Pójdę do kuchni je pokroić i zaraz przychodzę!
- Dobrze, czekam. – Odpowiedziała Caroline.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Poszedłem do kuchni by pokroić placek. Nałożyłem po kawałku na talerze i ruszyłem do salonu, gdzie czekała na mnie moja żona. James i Kendall cały czas mnie obserwowali i podśmiewali się pod nosem. Usiadłem na kanapie i podałem żonie przysmak. Ta podziękowała mi całusem w policzek i powiedziała:
- No to wracamy do oglądania.
- Jak to WRACAMY? – zapytałem z pełnymi ustami.
- Normalnie. Nie chciałam żebyś ominął najlepsze momenty więc zatrzymałam film i czekałam na Ciebie.
Uśmiechnąłem się głupkowato. „ Jakaś Ty miłosierna”- pomyślałem. Myślałem, że zaraz trafi mnie szlag. Szedłem taki kawał zupełnie po nic?!
- Kotek? – Zapytałem.
- Słucham?
- A mógłbym chociaż napić się piwa? –Powiedziałem robiąc smutną minkę.
- Nie ma mowy. Wieczorem idziemy do Hendersonów, nie pamiętasz? Zchlejesz mi się teraz i co będzie potem? – Powiedziała lekko podbuzowana.
- Ale tylko jedno, małe.. – Nie zdążyłem dokończyć, bo Caroline przerwała mi wypowiedź:
- Powiedziałam. NIE MA MOWY. Napijesz się wieczorem. – Uśmiechnęła się i wróciła do oglądania.
- No dobrze.. – Powiedziałem z rezygnacją w głosie.
_____________________________________________________________________________________
I to by było na tyle. Jak Wam się podobał pierwszy rozdział? Piszcie w komentarzach. Kolejny już wkrótce. :)
Po prawo, umieściłem linki do zje***tych blogów. Niestety za pomocą gadżetu "moje linki", ponieważ gadżet "moje blogi" odmawia posłuszeństwa. W każdym bądź razie gorąco polecam. :D
_____________________________________________________________________________________
Ten rozdział pragnę zadedykować Adzie M., która mnie wykreowała i jestem jej za to bardzo wdzięczny. Dziękuję jej także za pomoc w przygotowaniu tego bloga, była bardzo pomocna. :*
Dedykuję go także Rusher Berry, z którą do tej pory świetnie mi się współpracowało i mam nadzieję, że będzie tak nadal. :*
BTC
O rajusku. Nareszcie. Rozdzial bomba.Rozbawil mnie moment kiedy kend stuka kijem w sciane albo to rozczarowanie carlita jak sie dowiedzial ze jego wucieczka poszla na marne. No i kendall o james budza sie jednym lozku. Uuu :3 dodawaj szybko kolejny
OdpowiedzUsuńJeny. Teraz zauwazylam ze dodales mojego bloga. Ciesze sie jak glupia. Dziekuje :-*
UsuńHmmm.... No dobra powiem to, choć rzadko kiedy kogoś chwalę, jestem dumna, że mam pod sobą takiego ucznia. BEZ SKOJARZEŃ ZBOCZEŃCU, BO JUŻ WIEM CO POMYSLAŁEŚ.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, rozbawiła mnie ta sytuacja na samym początku, jak Logan do Kendalla powiedział "kochanie" :p Potem jeszcze Carlos rozpaczający po wyprowadzce Logana. Ha ha, seks to dobry sposób żeby nie myśleć o kumplu :p A co do Jamesa z Kendallem... mam być zazdrosna? Żartuję ;) Ekstra rozdział, buziaki :* AM
Jak miło ;D Świetny rozdział, uśmiałam się ;) "my spróbujemy zabić kaca, zanim on zabije nas" hahhahaa xd Ach ten Kendall :P Jeszcze raz, świetny rozdział, czekam na więcej :* RB
OdpowiedzUsuńRozdział jest zajebisty!! *.*
OdpowiedzUsuńŚmiałam się cały czas czytając go! ;*
Nie mogę się doczekać nn! ;*
Pozdrawiam. Marcela ;3
Początek się w głowie nie mieści... Trochę tego dużo. Czytam dalej!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Masz bardzo dużo weny i za to jaką fajną. :P Jeśli zechcesz coś poczytać zapraszam do siebie. Nic na siłę. :D www.james-maslow-oliwia.blogspot.com
OdpowiedzUsuń