**Logan**
W zaistniałej sytuacji swój wyjazd
do teściów musiałem przełożyć. Przyznam szczerze, że obawiałem się tego, co
mogą wykazać wyniki badań, próbowałem dodzwonić się do Caroline, ale
bezskutecznie. Nie mam pojęcia czemu mnie unikała. Przynajmniej miałem
jakąkolwiek okazję, by porozmawiać z Carlosem. O dziwo nawet doszliśmy do
chwilowego porozumienia. Postanowiliśmy razem jechać do Caroline i wyjaśnić to
wszystko, a badania swoją drogą. Byłem bardzo ciekawy, co powie nam blondynka.
Korzystając już z okazji, że do teściów
nie pojechałem, chciałem przynajmniej tutaj na miejscu zorganizować rodziców
chrzestnych dla moich dzieci. Dlatego też najpierw wybrałem się do Kendalla,
który na moją propozycję zareagował niezwykle radośnie. Zuza była nie mniej
zadowolona, a może nawet i zaskoczona. Ostatnio trochę ją zaniedbałem. W każdym
razie chciałem teraz wszystko naprawić. Chyba wreszcie dojrzałem do tego, by
zacząć myśleć o sobie i o dzieciach, a nie żyć przeszłością. Dobrze jest mieć
przyjaciół.
Kiedy nadszedł czas, by wyruszać, wyszedłem
z domu. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami podrzuciłem dzieci do Kendalla i
pojechałem pod blok Adriany i Jamesa. Przy okazji chciałem wykorzystać
sposobność, by pogadać chwilę z przyjaciółką i zaproponować jej zostanie matką
chrzestną dla jednego z moich dzieci. Kiedy byłem już przed drzwiami,
zadzwoniłem dzwonkiem, a chwilę potem przede mną stanął James z krzywą miną.
- Cześć. – Uśmiechnąłem się. – Coś się stało? Dziwnie wyglądasz?
- Nic. Co chciałeś? – Zapytał bez żadnych emocji.
- Na pewno nic ci nie jest?
- Na pewno. Chciałeś coś, czy zawracasz mi dupę z nudów?
- Czemu jesteś taki niemiły? Przyszedłem do Adriany. Mam sprawę.
- Co, jednej bachora zrobiłeś, to i drugiej byś chciał? Jedno małżeństwo już zniszczyłeś. Od mojego się odpierdol. – Warknął na mnie.
- O co ci chodzi, stary? Uderzyłeś się w głowę? – dziwiło mnie jego zachowanie.
- Dobrze wiesz. Zapamiętaj sobie, żeby trzymać się z daleka od mojej żony. Już ja wiem co chodzi ci po głowie.
- Chciałem tylko ją poprosić, żeby została chrzestną Grace albo Mitcha! Wiesz co.. Skoro mamy tak rozmawiać, to lepiej wcale nie gadać.. Powiedz tylko Carlosowi, że czekam w aucie.
- Carloooos! Frajer będzie na ciebie czekał w samochodzie! – Krzyknął, a potem uśmiechnął się do mnie sztucznie. Wkurzył mnie, a jednocześnie było mi strasznie przykro. Nie wiedząc co powiedzieć, po prostu się zawinąłem i odszedłem. Usłyszałem tylko, jak trzaska drzwiami. Co go ugryzło? Wiem, że postąpiłem źle, ale myślałem, że jest w porządku między nami. Chwilę potem usłyszałem kobiecy głos, wołający moje imię.
- Logaaan! Logan, zaczekaj! – Z klatki zbiegła Adriana.
- Na co? Na kilka kolejnych obelg? Co ja mu zrobiłem? Nie byłem fair wobec Carlosa, ale co do niego zawsze byłem w porządku!
- Logan, ja wiem… On jest po prostu trochę zagubiony w tym wszystkim.. Daj mu trochę czasu… Przejdzie mu. Pogadam z nim.
- Nie chcę, żebyś z nim gadała. Jest mi przykro, że tak się stało, ale skoro jestem skreślony w jego oczach, to nie chcę, żeby na siłę zmuszał się do znajomości ze mną, bo ty mu kazałaś.
- Zobaczysz, że jeszcze wszystko będzie dobrze. – Powiedziała, ale tak jakoś.. bez przekonania. Wszyscy doskonale wiemy jaki jest James. Jak coś sobie ubzdura, to trudno mu to potem wybić z głowy. A nawet jeśli zrozumie błąd, to duma nie pozwoli mu przeprosić.
- Ta… - Tylko tyle z siebie wydusiłem.
- A co do twej propozycji…
- Słyszałaś? – Uśmiechnąłem się.
- Tak i z największą przyjemnością się zgadzam. – Odwzajemniła uśmiech.
- A więc się cieszę.
- A czemu akurat ja? – Zapytała.
- Znamy się od dzieciństwa. Kendall zawsze był dla mnie jak brat, a ty automatycznie stałaś się młodszą siostrą. – Dalej nie dokończyłem, bo Carlos do nas dołączył.
- Możemy jechać. – Powiedział. Wyglądał na spiętego.
- Nie zatrzymuję was. Powodzenia, chłopaki. – Adriana powiedziała i pożegnaliśmy się. Gdy wsiadłem z Carlosem do auta, atmosfera zrobiła się grobowa. Żaden z nas nie odezwał się ani słowem. Było tak strasznie niezręcznie, ale jakoś to zniosłem. W końcu dotarliśmy na miejsce. Kiedy Caroline nas zobaczyła, wbiło ją w ziemię. Była zaskoczona naszą obecnością, ale zaprosiła nas do środka. Poprosiła swoją mamę o zaopiekowanie się dzieckiem, a my poszliśmy do jej pokoju.
- Chcecie się może czegoś napić? – Zapytała, nerwowo pocierając dłonie.
- Nie. Załatwmy to szybko. Przyjechaliśmy tu, by wyjaśnić ojcostwo twojego dziecka. Skoro ja nie jestem ojcem, to czemu zapieracie się oboje, że Logan też nim nie jest? Przecież nie jestem głupi. Spaliście ze sobą, więc to chyba logiczne.
- Carlos, tłumaczyłem ci już, że gdy do tego doszło, to Caroline była już w ciąży. Tak wynika z obliczeń.
- Jakoś trudno mi jest uwierzyć w to, że spaliście ze sobą tylko raz.
- Dlaczego? – Caroline zapytała.
- Bo oboje mnie oszukiwaliście i nie potrafię wam teraz zaufać.
- Carlos, mówiłam ci.. To ty jesteś ojcem!
- Przestań już kłamać! Badania jasno wykluczają moje ojcostwo!
- Chwila.. – Odezwałem się. W mojej głowie zrodziła się pewna myśl. Zacząłem sobie wszystko układać w głowie. Dlaczego ja dopiero teraz na to wpadłem?! – Skoro ani ja, ani Carlos nie jesteśmy ojcami, to kto?
- Carlos jest ojcem! – Podniosła głos.
- Przecież sama w to nie wierzysz! Powiedz wreszcie prawdę. – Pena powiedział.
- Prawdę? – Caroline spojrzała prosto w oczy Latynosowi, po czym zwróciła się do mnie. – Logan, mógłbyś wyjść? – Zapytała.
- Nie! Niech zostanie. I tak jest już dość w to uwikłany.
- Przecież mogę wyjść.. Pogadajcie sami..
- Powiedziałem NIE! Mów, Caroline.
- Pamiętasz Thomasa?
- Nie… - Powiedział Carlos, ale sam nie był pewien swych słów. Nadal się zastanawiał. – Poczekaj.. Tego z którym puściłaś się lata temu?!
- Spotkaliśmy się… - Powiedziała zdenerwowana. Spoglądałem raz na nią, raz na Carlosa. Ona była bliska płaczu, a on bliski tego, by ją zabić. Był cały czerwony, a jego oczy wręcz płonęły. Nerwy nie pozwalały stać mu spokojnie, dlatego jego nogi zaczęły drgać.
- Jesteś dziwką! – Warknął przez zaciśnięte zęby, po czym wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami.
- Ale Carlos! Ja Cię kocham! – Krzyknęła, po czym usiadła na łóżku i się rozpłakała, a ja żałowałem, że posłuchałem Carlosa i nie wyszedłem wcześniej. Postałem jeszcze chwilę, po czym opuściłem po cichu pomieszczenie, a potem dom. Przed autem czekał na mnie Carlos. Opierał się o dach samochodu. Głowę miał skierowaną ku ziemi. Wsiadłem do środka, a on zaraz za mną.
- Dobrze się czujesz? – Zapytałem, patrząc na niego. Martwiłem się.
- Jedź już. – Powiedział, ignorując moje pytanie. Skierował twarz ku bocznej szybie i tak spędził całą drogę powrotną. Odwiozłem Carlosa i pojechałem do Kendalla, by odebrać dzieci. Kiedy wszedłem, zaczął mnie o wszystko wypytywać.
- I jak? Co wam powiedziała?
- Ojcem jest jakiś Thomas. – Odpowiedziałem mu, witając się ze swoimi pociechami, z którymi Alice bawiła się na dywanie.
- Jaki znowu Thomas?! – Kendall się zdziwił.
- Nie znam gościa, ale podobno już raz go z nim zdradziła.
- Nie nadążam..
- Uwierz mi, że ja tym bardziej. Głowa mi pęka. Musiałem być przy całej tej rozmowie.. Nic przyjemnego..
- Współczuję.
- A jak się sprawowały maluchy? – Zmieniłem temat.
- Wspaniale. Kochane aniołki. Mogłabym je schrupać. – Alice nie mogła ich nachwalić.
- Ooo. Kendall, widzę, będziesz musiał się trochę postarać. – Puściłem mu oczko i wywaliłem jęzor.
- Na wszystko przyjdzie czas. Prawda, kochanie? – Odpowiedział, całując blondynkę w czoło.
- Dokładnie tak. – Uśmiechnęła się.
- Jak miło widzieć w końcu, że komuś się powodzi. Rzygam już tymi ciągłymi problemami. Kiedy to się skończy?
- Jeszcze wyjdziesz na prostą.. – Kendall poklepał mnie po ramieniu.
- Chyba po śmierci..
- Nawet o tym nie gadaj! – Blondyn walnął mnie w potylicę.
- Jak tak dalej pójdzie to w końcu wykituję. To wszystko się tak kumuluje, a ja już nie wytrzymuję. Mam ochotę czasem rzucić wszystko w cholerę i uciec jak najdalej.
- Widzę, że potrzebujesz odpoczynku. Może zostaw dzisiaj u nas dzieciaki na noc? My się nimi zajmiemy, a ty przynajmniej trochę odpoczniesz, co? – Kendall zaproponował.
- Nieee. Nie mógłbym was o to prosić.
- Ale to żaden problem. Naprawdę. Grace i Mitch to wspaniałe dzieciaki, bardzo chętnie się nimi zajmiemy. – Alice powiedziała z uśmiechem.
- Na pewno? – Popatrzyłem na nich, a oni mi przytaknęli.
- Skoro jesteście pewni, to zgoda. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
- Od tego ma się przyjaciół. – Powiedział blondyn, a ja się uśmiechnąłem.
- Dobra. To skoro tak… Skoczę do domu po kilka rzeczy dla maluchów i zaraz wam je tu podrzucę. – Zamieniliśmy potem jeszcze kilka słów i pojechałem po rzeczy. Naprawdę mile mnie zaskoczyli. Z jednej strony cieszyłem się, że będę miał chwilę dla siebie, a z drugiej martwiłem jak oni sobie poradzą. Gdy wróciłem do ich mieszkania, upewniłem się jeszcze raz, czy są w stu procentach pewni, że tego chcą, a potem podkreśliłem, że w razie czego jestem pod telefonem, pożegnałem się z przyjaciółmi i z moimi maleństwami, a potem wróciłem do siebie.
- Cześć. – Uśmiechnąłem się. – Coś się stało? Dziwnie wyglądasz?
- Nic. Co chciałeś? – Zapytał bez żadnych emocji.
- Na pewno nic ci nie jest?
- Na pewno. Chciałeś coś, czy zawracasz mi dupę z nudów?
- Czemu jesteś taki niemiły? Przyszedłem do Adriany. Mam sprawę.
- Co, jednej bachora zrobiłeś, to i drugiej byś chciał? Jedno małżeństwo już zniszczyłeś. Od mojego się odpierdol. – Warknął na mnie.
- O co ci chodzi, stary? Uderzyłeś się w głowę? – dziwiło mnie jego zachowanie.
- Dobrze wiesz. Zapamiętaj sobie, żeby trzymać się z daleka od mojej żony. Już ja wiem co chodzi ci po głowie.
- Chciałem tylko ją poprosić, żeby została chrzestną Grace albo Mitcha! Wiesz co.. Skoro mamy tak rozmawiać, to lepiej wcale nie gadać.. Powiedz tylko Carlosowi, że czekam w aucie.
- Carloooos! Frajer będzie na ciebie czekał w samochodzie! – Krzyknął, a potem uśmiechnął się do mnie sztucznie. Wkurzył mnie, a jednocześnie było mi strasznie przykro. Nie wiedząc co powiedzieć, po prostu się zawinąłem i odszedłem. Usłyszałem tylko, jak trzaska drzwiami. Co go ugryzło? Wiem, że postąpiłem źle, ale myślałem, że jest w porządku między nami. Chwilę potem usłyszałem kobiecy głos, wołający moje imię.
- Logaaan! Logan, zaczekaj! – Z klatki zbiegła Adriana.
- Na co? Na kilka kolejnych obelg? Co ja mu zrobiłem? Nie byłem fair wobec Carlosa, ale co do niego zawsze byłem w porządku!
- Logan, ja wiem… On jest po prostu trochę zagubiony w tym wszystkim.. Daj mu trochę czasu… Przejdzie mu. Pogadam z nim.
- Nie chcę, żebyś z nim gadała. Jest mi przykro, że tak się stało, ale skoro jestem skreślony w jego oczach, to nie chcę, żeby na siłę zmuszał się do znajomości ze mną, bo ty mu kazałaś.
- Zobaczysz, że jeszcze wszystko będzie dobrze. – Powiedziała, ale tak jakoś.. bez przekonania. Wszyscy doskonale wiemy jaki jest James. Jak coś sobie ubzdura, to trudno mu to potem wybić z głowy. A nawet jeśli zrozumie błąd, to duma nie pozwoli mu przeprosić.
- Ta… - Tylko tyle z siebie wydusiłem.
- A co do twej propozycji…
- Słyszałaś? – Uśmiechnąłem się.
- Tak i z największą przyjemnością się zgadzam. – Odwzajemniła uśmiech.
- A więc się cieszę.
- A czemu akurat ja? – Zapytała.
- Znamy się od dzieciństwa. Kendall zawsze był dla mnie jak brat, a ty automatycznie stałaś się młodszą siostrą. – Dalej nie dokończyłem, bo Carlos do nas dołączył.
- Możemy jechać. – Powiedział. Wyglądał na spiętego.
- Nie zatrzymuję was. Powodzenia, chłopaki. – Adriana powiedziała i pożegnaliśmy się. Gdy wsiadłem z Carlosem do auta, atmosfera zrobiła się grobowa. Żaden z nas nie odezwał się ani słowem. Było tak strasznie niezręcznie, ale jakoś to zniosłem. W końcu dotarliśmy na miejsce. Kiedy Caroline nas zobaczyła, wbiło ją w ziemię. Była zaskoczona naszą obecnością, ale zaprosiła nas do środka. Poprosiła swoją mamę o zaopiekowanie się dzieckiem, a my poszliśmy do jej pokoju.
- Chcecie się może czegoś napić? – Zapytała, nerwowo pocierając dłonie.
- Nie. Załatwmy to szybko. Przyjechaliśmy tu, by wyjaśnić ojcostwo twojego dziecka. Skoro ja nie jestem ojcem, to czemu zapieracie się oboje, że Logan też nim nie jest? Przecież nie jestem głupi. Spaliście ze sobą, więc to chyba logiczne.
- Carlos, tłumaczyłem ci już, że gdy do tego doszło, to Caroline była już w ciąży. Tak wynika z obliczeń.
- Jakoś trudno mi jest uwierzyć w to, że spaliście ze sobą tylko raz.
- Dlaczego? – Caroline zapytała.
- Bo oboje mnie oszukiwaliście i nie potrafię wam teraz zaufać.
- Carlos, mówiłam ci.. To ty jesteś ojcem!
- Przestań już kłamać! Badania jasno wykluczają moje ojcostwo!
- Chwila.. – Odezwałem się. W mojej głowie zrodziła się pewna myśl. Zacząłem sobie wszystko układać w głowie. Dlaczego ja dopiero teraz na to wpadłem?! – Skoro ani ja, ani Carlos nie jesteśmy ojcami, to kto?
- Carlos jest ojcem! – Podniosła głos.
- Przecież sama w to nie wierzysz! Powiedz wreszcie prawdę. – Pena powiedział.
- Prawdę? – Caroline spojrzała prosto w oczy Latynosowi, po czym zwróciła się do mnie. – Logan, mógłbyś wyjść? – Zapytała.
- Nie! Niech zostanie. I tak jest już dość w to uwikłany.
- Przecież mogę wyjść.. Pogadajcie sami..
- Powiedziałem NIE! Mów, Caroline.
- Pamiętasz Thomasa?
- Nie… - Powiedział Carlos, ale sam nie był pewien swych słów. Nadal się zastanawiał. – Poczekaj.. Tego z którym puściłaś się lata temu?!
- Spotkaliśmy się… - Powiedziała zdenerwowana. Spoglądałem raz na nią, raz na Carlosa. Ona była bliska płaczu, a on bliski tego, by ją zabić. Był cały czerwony, a jego oczy wręcz płonęły. Nerwy nie pozwalały stać mu spokojnie, dlatego jego nogi zaczęły drgać.
- Jesteś dziwką! – Warknął przez zaciśnięte zęby, po czym wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami.
- Ale Carlos! Ja Cię kocham! – Krzyknęła, po czym usiadła na łóżku i się rozpłakała, a ja żałowałem, że posłuchałem Carlosa i nie wyszedłem wcześniej. Postałem jeszcze chwilę, po czym opuściłem po cichu pomieszczenie, a potem dom. Przed autem czekał na mnie Carlos. Opierał się o dach samochodu. Głowę miał skierowaną ku ziemi. Wsiadłem do środka, a on zaraz za mną.
- Dobrze się czujesz? – Zapytałem, patrząc na niego. Martwiłem się.
- Jedź już. – Powiedział, ignorując moje pytanie. Skierował twarz ku bocznej szybie i tak spędził całą drogę powrotną. Odwiozłem Carlosa i pojechałem do Kendalla, by odebrać dzieci. Kiedy wszedłem, zaczął mnie o wszystko wypytywać.
- I jak? Co wam powiedziała?
- Ojcem jest jakiś Thomas. – Odpowiedziałem mu, witając się ze swoimi pociechami, z którymi Alice bawiła się na dywanie.
- Jaki znowu Thomas?! – Kendall się zdziwił.
- Nie znam gościa, ale podobno już raz go z nim zdradziła.
- Nie nadążam..
- Uwierz mi, że ja tym bardziej. Głowa mi pęka. Musiałem być przy całej tej rozmowie.. Nic przyjemnego..
- Współczuję.
- A jak się sprawowały maluchy? – Zmieniłem temat.
- Wspaniale. Kochane aniołki. Mogłabym je schrupać. – Alice nie mogła ich nachwalić.
- Ooo. Kendall, widzę, będziesz musiał się trochę postarać. – Puściłem mu oczko i wywaliłem jęzor.
- Na wszystko przyjdzie czas. Prawda, kochanie? – Odpowiedział, całując blondynkę w czoło.
- Dokładnie tak. – Uśmiechnęła się.
- Jak miło widzieć w końcu, że komuś się powodzi. Rzygam już tymi ciągłymi problemami. Kiedy to się skończy?
- Jeszcze wyjdziesz na prostą.. – Kendall poklepał mnie po ramieniu.
- Chyba po śmierci..
- Nawet o tym nie gadaj! – Blondyn walnął mnie w potylicę.
- Jak tak dalej pójdzie to w końcu wykituję. To wszystko się tak kumuluje, a ja już nie wytrzymuję. Mam ochotę czasem rzucić wszystko w cholerę i uciec jak najdalej.
- Widzę, że potrzebujesz odpoczynku. Może zostaw dzisiaj u nas dzieciaki na noc? My się nimi zajmiemy, a ty przynajmniej trochę odpoczniesz, co? – Kendall zaproponował.
- Nieee. Nie mógłbym was o to prosić.
- Ale to żaden problem. Naprawdę. Grace i Mitch to wspaniałe dzieciaki, bardzo chętnie się nimi zajmiemy. – Alice powiedziała z uśmiechem.
- Na pewno? – Popatrzyłem na nich, a oni mi przytaknęli.
- Skoro jesteście pewni, to zgoda. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy.
- Od tego ma się przyjaciół. – Powiedział blondyn, a ja się uśmiechnąłem.
- Dobra. To skoro tak… Skoczę do domu po kilka rzeczy dla maluchów i zaraz wam je tu podrzucę. – Zamieniliśmy potem jeszcze kilka słów i pojechałem po rzeczy. Naprawdę mile mnie zaskoczyli. Z jednej strony cieszyłem się, że będę miał chwilę dla siebie, a z drugiej martwiłem jak oni sobie poradzą. Gdy wróciłem do ich mieszkania, upewniłem się jeszcze raz, czy są w stu procentach pewni, że tego chcą, a potem podkreśliłem, że w razie czego jestem pod telefonem, pożegnałem się z przyjaciółmi i z moimi maleństwami, a potem wróciłem do siebie.
**Kendall**
Byłem dumny z siebie i z Alice, że
pomagamy Loganowi. On teraz przechodzi bardzo trudny okres, więc musimy go
wspierać. Bardzo to wszystko przeżywa. Życie naprawdę go nie oszczędza.
Okropnie mu współczuliśmy. Dzieci Hendersona nie przysporzyły nam większych
problemów. Bawiliśmy się z nimi trochę, daliśmy jeść, a wieczorem grzecznie
zasnęły. Mitchel przed spaniem troszkę płakał, ale Alice go przytuliła i coś
zanuciła, a mały usnął. Z Grace też mieliśmy jeden incydent. Rzuciła jakąś
zabawką i zbiła wazon, stojący na stole, ale poza tym wszystko było w jak
najlepszym porządku. Kiedy maluchy już spały, zadzwoniła do mnie Adriana. Było
późno, więc zdziwił mnie jej telefon.
- Halo? – Odebrałem.
- Hej, Kendall. Mam sprawę. – Usłyszałem w słuchawce głos siostry.
- Zamieniam się w słuch.
- Widzisz.. Carlos po powrocie od Caroline zamknął się w łazience i ciągle powtarza, że chce zostać sam. Rozmawialiśmy z nim trochę… Bylibyśmy skłonni zostawić mu mieszkanie na noc, ale sami nie mamy się gdzie podziać i pomyślałam, że może…
- Pewnie. Wpadajcie. Znajdzie się tu dla was jakieś miejsce. – Powiedziałem.
- Wiedziałam, że mi nie odmówisz. Będziemy za jakieś pół godziny.
- To czekamy. Pa.
- Na razie. Pa. – Rozłączyła się. Ja poinformowałem Alice o tym, że będziemy mieli gości, a ona wysłała mnie do sklepu po cos do jedzenia. Kiedy wróciłem, nie było jej. Obszedłem całe mieszkanie, ale jakby wyparowała. Wszystkie jej rzeczy były w szafie, dzieci spały na swych miejscach, a jej nie mogłem znaleźć. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale numer nie odpowiadał. Zacząłem się martwić. Co się do cholery z nią stało?! Gdzie się podziała? W tamtej chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. W progu stali Adriana i James, więc wpuściłem ich do środka. Od razu powiedziałem im co się dzieje i zmartwili się tak samo jak ja. Coś musiało się stać.
- Kendall? – Usłyszałem głos mojej siostry.
- Co takiego?
- Tu jest jakaś kartka. – Podała mi skrawek papieru do ręki, a ja zacząłem czytać.
- Halo? – Odebrałem.
- Hej, Kendall. Mam sprawę. – Usłyszałem w słuchawce głos siostry.
- Zamieniam się w słuch.
- Widzisz.. Carlos po powrocie od Caroline zamknął się w łazience i ciągle powtarza, że chce zostać sam. Rozmawialiśmy z nim trochę… Bylibyśmy skłonni zostawić mu mieszkanie na noc, ale sami nie mamy się gdzie podziać i pomyślałam, że może…
- Pewnie. Wpadajcie. Znajdzie się tu dla was jakieś miejsce. – Powiedziałem.
- Wiedziałam, że mi nie odmówisz. Będziemy za jakieś pół godziny.
- To czekamy. Pa.
- Na razie. Pa. – Rozłączyła się. Ja poinformowałem Alice o tym, że będziemy mieli gości, a ona wysłała mnie do sklepu po cos do jedzenia. Kiedy wróciłem, nie było jej. Obszedłem całe mieszkanie, ale jakby wyparowała. Wszystkie jej rzeczy były w szafie, dzieci spały na swych miejscach, a jej nie mogłem znaleźć. Próbowałem się do niej dodzwonić, ale numer nie odpowiadał. Zacząłem się martwić. Co się do cholery z nią stało?! Gdzie się podziała? W tamtej chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. W progu stali Adriana i James, więc wpuściłem ich do środka. Od razu powiedziałem im co się dzieje i zmartwili się tak samo jak ja. Coś musiało się stać.
- Kendall? – Usłyszałem głos mojej siostry.
- Co takiego?
- Tu jest jakaś kartka. – Podała mi skrawek papieru do ręki, a ja zacząłem czytać.
„
Przepraszam. Ja już tego nie wytrzymuję. Cały czas obwiniam się za to, co się
stało. Gdyby nie ja, Rebecca nie robiłaby ci problemów. Więcej mnie nie
zobaczysz.
- Alice."
- Co tu do
cholery jest grane?! – Powiedziałem. – Pisze, że przeprasza i że odchodzi, ale
zostawia wszystkie rzeczy? Tak nagle po prostu sobie wychodzi? To niemożliwe.
Coś tu nie gra. – Zacząłem myśleć. Przyjrzałem się uważnie tej kartce. Imię
Rebecci było wyraźnie podkreślone.
- Kurwa mać!
- Co? – Adriana i James zapytali jednocześnie.
- Ta szmata Rebecca ją porwała.
- Kurwa mać!
- Co? – Adriana i James zapytali jednocześnie.
- Ta szmata Rebecca ją porwała.
**Logan**
- Halo? – Odezwałem się, ale usłyszałem tylko głuchą ciszę. – Halo? Carlos?!- Powtórzyłem, ale nadal nic. – Carlos! Odezwij się!
- Oooo! Mój przyjaciel, podły kłamca i zdrajca! – Zaczął mówić plączącym się językiem. – Słyszę cię, ale cię nie widzę. Pokaż się!
- Carlos, rozmawiamy przez telefon. – Powiedziałem. Już nawet nie zwracałem uwagi na jego słowa.
- Przez telefon? Jak ty do chuja wafla wlazłeś do mojej komórki?! – On był serio taki pijany, czy aż tak głupi?
- Carlos, dzwonisz do mnie.
- Dzwonię? – Zapytał zdziwiony. – Aaaaaaa! Dzwonię!
- Brawo!. – Powiedziałem. – Co ty pijesz człowieku?
- Jak to co? Wódę chleję, jak każdy prawdziwy facet w rozpaczy.
- A gdzie jesteś? Jesteś sam? – Dopytywałem. Skoro tracił już kontakt z rzeczywistością, zacząłem się o niego martwić.
- Sam, samiuteńki, samotny. Jak paluszek… Jedyny, malutki pyłek w całym Wszechświecie.
- Ale gdzie jesteś?
- To gdzie ty jesteś? Schowałeś się w jakiejś szafie?! Przecież cię słyszę!
- Carlos! Gadamy przez telefon.
- Aaaaa! No tak.
- To powiesz mi gdzie jesteś?
- W domu. – Kiedy tylko to usłyszałem, od razu wybiegłem z domu i poleciałem do auta, by czym prędzej znaleźć się na miejscu. Skoro był sam i plótł takie głupoty, to lada chwila mógł zrobić sobie krzywdę. Chwilę później byłem już pod blokiem Adriany i Jamesa. Wbiegłem na górę i wszedłem do mieszkania, które było otwarte. To co zobaczyłem w salonie sprawiło, że serce podeszło mi do gardła. Carlos stał nagi, w samych skarpetkach na parapecie okna. Mało brakowało, a zaraz by zleciał. Natychmiast go stamtąd ściągnąłem.
- Carlos, ubierz się. – Powiedziałem.
- Nie ubiorę! Dziewczyny by tego nie chciały. – Powiedział i chciał się dobrać do butelki wódki, która stała na podłodze, ale mu w tym przeszkodziłem.
- Jakie dziewczyny? – Zapytałem.
- Tam na dworze. – Wskazał palcem na okno. Nadal trzymając butelkę, podszedłem z powrotem do okna i wyjrzałem przez nie.
- Ja tam nikogo nie widzę.
- Naprawdę? Stoją tam i wołają „ Carlos! Rzuć skarpetkę! Carlos! Rzuć skarpetkę!” – Stał tak przede mną i wygadywał te farmazony gestykulując rękoma, a ja nie wiedziałem czy mam się śmiać, czy płakać.
- Carlos, tam nikogo nie ma.
- No jak nie ma. Są dziewczyny i chcą skarpetkę. Już im wszystko dałem. Jeszcze tylko skarpetki zostały. – Powiedział, a ja jeszcze raz wyjrzałem przez okno. Rzeczywiście na dole leżały jakieś ubrania. Mój wzrok znów wrócił na niego. Próbował ustać na jednej nodze, a z drugiej zdjąć skarpetę. Niestety był na tyle pijany, że nie utrzymał równowagi i fiknął na podłogę. Podbiegłem do niego i pomogłem mu wstać.
- Myślę, że już wystarczająco ubrań oddałeś tym dziewczynom. Chodź. Musisz się położyć.
- Ale one chcą skarpetkę. – Powiedział obrażonym głosem.
- Innym razem. Chodź się położyć.
- No dobra… - Wymamrotał, a ja pomogłem mu dotrzeć do kanapy. Położył się, a ja przykryłem go kocem. Leżał tak z zamkniętymi oczami, a ja siedziałem na podłodze obok niego. Myślałem, ze już usnął, ale on nagle się odezwał.
- Logan?
- No?
- Czemu ty mi to zrobiłeś? Przecież jesteśmy kumplami…
- Ale co?
- No ty i Caroline…
- Carlos.. Śpij już. Nie czas na takie rozmowy.
- Pogadajmy teraz. Chcę wiedzieć. – Upierał się.
- Przecież mówiłem ci, że to samo się stało. Byliśmy pijani. Nie chciałem tego. Naprawdę. Strasznie żałuję tego co się stało.
- A ty w kółko o jednym. Nie o to mi chodzi. O to już dawno przestałem się gniewać. Caroline to dziwka i każdy ją posuwa. – Powiedział, a ja znów część jego tekstów musiałem puścić mimo uszu. Zaintrygowała mnie tylko ta pierwsza część jego wypowiedzi.
- Skoro nie o to ci chodzi, to o co? – Zapytałem.
- Czemu mnie okłamywałeś tyle czasu? Zawiodłeś moje zaufanie, Logan. – Albo mi się wydawało, albo z jego oka pociekła pojedyncza łza. Nie wiedziałem, czy to ten alkohol powoduje u niego te wahania nastrojów, czy co się z nim dzieje, ale gdy to zobaczyłem, zrobiło mi się go tak cholernie żal.
- Nie chciałem ci sprawić przykrości. Wiedziałem, że cię to zaboli. Nie wiem… Po prostu nie umiałem.
- Kłamstwo boli gorzej niż najgorsza prawda.
- Carlos.. Ja przepraszam.. gdybym mógł cofnąć czas… Przepraszam Cię.
- Wybaczam ci.
- Naprawdę? – Popatrzyłem na niego.
- Tak. Ten ostatni raz.
- Jezu. Stary! Normalnie cię uwielbiam! – Nie mogłem się powstrzymać i go przytuliłem.
- Wiem.. Mnie się nie da nie kochać. – Zaśmiał się. Trwaliśmy tak w tym naszym męskim uścisku, gdy nagle Latynos się odezwał.
- Logan?
- Co?
- Będę rzygać. – Oznajmił i szybko wybiegł z łózka. Pobiegł do łazienki, a ja tak siedziałem na tej podłodze i myślałem nad tym, że ja to jednak mam cholernego farta.
_ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ __ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _
Heloł! WRÓCIŁEM! Witaj Bloggerownio! Przepraszam Was za tak haniebne zaniedbanie, ale po prostu miałem jakiś dziwny czas... Nie ma o czym gadać. Pora się wziąć w garść! Teraz postaram się już Was tak nie zaniedbywać. W najbliższym czasie nadrobię Wasze blogi i powróci Was stały komentator. Cieszycie się? :) W najbliższym czasie pojawi się też rozdział na SADASAWIE. On już jest gotowy i czeka na publikację, ale trzeba go sprawdzić i dopisać coś od siebie, a jest już późno, więc sami rozumiecie. ^^
Powiem Wam, że mnie zaskakujecie. Ostatnio był taki ogromny spadek wyświetleń i komentarzy, a tu nagle boom! Dwa ostatnie rozdziały wspinają sie po tabeli najczęściej czytanych rozdziałów i znajdują się w pierwszej piątce. Oczywiście nie ma co tego porównywać z rozdziałem 28, który plasuje się na pierwszym miejscu, bo pomiędzy nim, a rozdziałem z drugiego miejsca jest przepaść ponad 200 wyświetleń. Ten tytuł tak na Was działa, co? Lubicie te erotyki ? :D Zboczuszki ;p
Wgl. to muszę Wam się pochwalić, bo w tamtym tygodniu zdałem prawko. ZA PIERWSZYM! Kriszu miszczu kierownicy huehueheu :D
A wracając do rozdziału. Jakie są Wasze wrażenia? Nie za długi? Chciałem Wam trochę wynagrodzić ta długą nieobecność, więc tyle tu nawaliłem. I tak wiem... Strasznie Loganowo, ale musiałem podomykać to i owo. ^^ Podobało się? Chcę znać Waszą opinię, więc proszę o komentarze :)
Co teraz z Kendallem i Alice? Czy blondynka się odnajdzie? Jak James zareaguje na zgodę pomiędzy Loganem a Carlosem? Zmieni swoje nastawienie do Logana? Czytajcie dalej, a wszystko stanie się jasne.
Pozdawiam:
BTC
BTC
czyżbym była pierwsza? O łał. Tak szczerze, to przeczytałam to jakieś kilka godzin temu i teraz nie bardzo wiem jak sklecić koma. Spróbuję bardziej od początku. Tak, jak pamiętam. Recapa dzisiaj miał nie będziesz.
OdpowiedzUsuńDobra, od początku. James ma pretensje do Logana, bo on przespał się z żoną Carlosa i teraz boi się, że przeleci jego żonę? Nie kupuję tego. To jest jakieś lewe. Logan wie, ze postąpił źle, tak? No to co za problem? Nie może nawet spróbować pogadać? No ja pierdzielę...
Muszę się pochwalić, że jestem szybsza od Kendalla i szybciej się pokapowałam, że ta Cipa uprowadziła Alice. No, to teraz zaczyna się kryminał.
Carlos chleje z rozpaczy? Człowieku, ile razy mam Ci powtarzać, że alkohol to nie jest odpowiedź na wszystko? Tak Chris, do Ciebie mówię. Ale mimo wszystko cieszę sie, ze Logan się nim zajął. Ale przynajmniej wiemy o co tak KONKRETNIE mu chodzi. On nazwał ją dziwką, ale wedłóg mnie bardziej odpowiedni będzie zwrot "tania dziwka".
Notka świetna! czekam na nn! Pozdrawiam!
PS: Jutro drugi rozdział w Szkole dla Mutantów.
Ja wiem że alkohol to nie odp na wszystko, Ty to wiesz, ale moi bohaterowie nie musza o tym wiedzieć ;D
UsuńZadziera nosa, bo prawko zdał :p Od każdego koma ciągniemy dychę, aby Kriszu uzbierał na paliwo żeby przyjechał do mnie, więc... KOMENTUJCIE
OdpowiedzUsuńŻulimy o komy :D
UsuńCarlos, proszę, nie pij tyle nigdy więcej. Co za upokorzenie. James zawodzi, ale zawsze musi być jakaś osoba, która zawodzi. Będzie jeszcze Logana przepraszać. Dobrze, że się wyjaśniło kto jest ojcem dziecka i zdziwiłam się pozytywnie, że Carlos mu przebaczył. Ale czy jakby Logan pd razu mu powiedział to też byłoby Ok? Raczej nie zaakceptowałby tego tak ;)
Usuńdłuuugaśny rozdział i dobrze :D
OdpowiedzUsuńYoł to jedziemy z tym koksem!
Jeb Jamesowi w łeb bo jest głupi i nic mu nie pomoże.
Carlos mu wybaczył! Ohh yeahh! Aż bym sb pospiewała :')) hahha ogólnie leje z jego niewidzialnych lasek :"D
Tyleeee Logana, a nie wiem co o nim napisać :/ bardzo dobrze, że kilka spraw zamkniętych, a reszta jeszcze czeka..
Dzieciorki bd miały chrzciny! XD
Kendall i Alice bd mieć bachory takie supi *-* poczekajmy w spokoju na to cudowne wydarzenie. Ogólnie fajnie, że tak pomagają Loganowi :D oooo Rebecca glupia cipa ją porwała, no.. Jak jej coś zrobi, to ją zajebe!
Tak! Caroline to dziwka i tyle i niej starczy.
Zajebistość i czekam na next ;)
P.S. Brawo dla cb za zdanie prawka!
Hehe dobrze ze się wszystko wyjaśniło nw co by bylo gdyby loggi byl jednak ojciec 3 wojna światowa
OdpowiedzUsuńDobrze ze k3go trzyma
No i czekam
I zapraszam bigtimerush46.blogspot.com
Tak myślałam, że Caroline coś kręci. Szkoda Carlosa. W sumie Logana trochę też, dobrze, że się chociaż pogodzili. Rebecca porwała Alice? Jeszcze tego brakowało. Zastanawia mnie, jak ją znajdą, skoro do tej pory nie złapali Rebecci. Oby się to wszystko dobrze skończyło. :)
OdpowiedzUsuń