**Alice**
Szłam z
chłopcami w stronę obozu. Byłam na nich wściekła, ich zachowanie było
karygodne, zastanawiałam się, czy nie odesłać ich do domu. Chciałam być zimna i
stanowcza, ale serce miękło mi, gdy przed oczami stawał mi przystojny blondyn,
którego niedawno spotkałam. Może nie dawał by mi się tak we znaki, ale to, że
widziałam go nago, potęgowało wszystko. Miałam ochotę wrócić tam i zabrać się
za tego faceta, ale cóż, życie to nie bajka, musiałam odprowadzić chłopców i
dać im ostrą reprymendę.
- Po co tam poszliście?!
- Chcieliśmy nazbierać trochę szyszek iii.. – Tłumaczył się Mark.
- II?!
- I Jim wleciał w krzaki. Kiedy próbowałem mu pomóc, sam też tam wleciałem i zobaczyłem przed sobą wodę. Ogarnęliśmy się i poszliśmy w tamtą stronę, a to co potem zobaczyliśmy, to już nie nasza wina.
- Nie wasza wina?! A czyja?! Tamten pan sam zabrał sobie ubrania, a potem cykał sobie nagie zdjęcia?!
- Gdyby to był taki zwyczajny pan, to pewnie byśmy zostawili go w spokoju, ale mogliśmy zarobić na jego nagim tyłku. – Wtrącił Jim.
- Ciekawe jak… - Powiedziałam już cichszym tonem.
- Sprzedalibyśmy zdjęcia do jakiejś gazety i tyle.
- Gdyby gazety interesowały się każdym jednym człowiekiem, to już dawno byłabym na okładce jakiegoś brukowca.
- Ale to nie jest jakiś zwykły człowiek, tylko piosenkarz.
- Naprawdę? – Zaciekawiłam się.
- TAK! – Powiedzieli jednocześnie.
- To i tak nie jest powód by robić mu zdjęcia, gdy sobie tego nie życzy! I to jeszcze jakie?! Nie spodziewałam się tego po was chłopcy.
- Przepraszamy. – Powiedzieli z wyraźną skruchą w głosie.
- Nie przepraszajcie mnie. Jutro pójdziecie ze mną i przeprosicie tego pana.
- Ale..
- Żadnego ale! A za karę posprzątacie jutro stołówkę po obiedzie. I ani słowa innym o tym co się dziś zdarzyło. Jasne?
- Jasne.
- A teraz chodźcie, bo pora spać.
Zaciągnęłam ich na teren obozu i osobiście odprowadziłam pod drzwi ich domku. Po drodze cały czas myślałam o wysokim blondynie, pod prysznicem też o nim myślałam i w łóżku też, a potem miałam nawet o nim sen. Był w nim rycerzem na białym koniu. Jego włosy powiewały lekko w galopie jego rumaka. Przybył mi na ratunek, byłam uwięziona w wierzy. Magicznym sposobem znalazłam się na koniu i odjechaliśmy ku zachodzącemu słońcu. Obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Podobały mi się obrazy wysłane mi przez moją podświadomość. Nie mogłam za długo rozmyślać, bo musiałam wstać i dopilnować, by dzieciaki były gotowe na śniadanie, a potem dopilnować ich na stołówce. Pomiędzy posiłkiem, a kolejnym punktem tamtego dnia, czyli wyścigami kajakowymi, udałam się z Markiem i Jimem do wczoraj spotkanego mężczyzny. Opornie, ale poszli ze mną.
- Po co tam poszliście?!
- Chcieliśmy nazbierać trochę szyszek iii.. – Tłumaczył się Mark.
- II?!
- I Jim wleciał w krzaki. Kiedy próbowałem mu pomóc, sam też tam wleciałem i zobaczyłem przed sobą wodę. Ogarnęliśmy się i poszliśmy w tamtą stronę, a to co potem zobaczyliśmy, to już nie nasza wina.
- Nie wasza wina?! A czyja?! Tamten pan sam zabrał sobie ubrania, a potem cykał sobie nagie zdjęcia?!
- Gdyby to był taki zwyczajny pan, to pewnie byśmy zostawili go w spokoju, ale mogliśmy zarobić na jego nagim tyłku. – Wtrącił Jim.
- Ciekawe jak… - Powiedziałam już cichszym tonem.
- Sprzedalibyśmy zdjęcia do jakiejś gazety i tyle.
- Gdyby gazety interesowały się każdym jednym człowiekiem, to już dawno byłabym na okładce jakiegoś brukowca.
- Ale to nie jest jakiś zwykły człowiek, tylko piosenkarz.
- Naprawdę? – Zaciekawiłam się.
- TAK! – Powiedzieli jednocześnie.
- To i tak nie jest powód by robić mu zdjęcia, gdy sobie tego nie życzy! I to jeszcze jakie?! Nie spodziewałam się tego po was chłopcy.
- Przepraszamy. – Powiedzieli z wyraźną skruchą w głosie.
- Nie przepraszajcie mnie. Jutro pójdziecie ze mną i przeprosicie tego pana.
- Ale..
- Żadnego ale! A za karę posprzątacie jutro stołówkę po obiedzie. I ani słowa innym o tym co się dziś zdarzyło. Jasne?
- Jasne.
- A teraz chodźcie, bo pora spać.
Zaciągnęłam ich na teren obozu i osobiście odprowadziłam pod drzwi ich domku. Po drodze cały czas myślałam o wysokim blondynie, pod prysznicem też o nim myślałam i w łóżku też, a potem miałam nawet o nim sen. Był w nim rycerzem na białym koniu. Jego włosy powiewały lekko w galopie jego rumaka. Przybył mi na ratunek, byłam uwięziona w wierzy. Magicznym sposobem znalazłam się na koniu i odjechaliśmy ku zachodzącemu słońcu. Obudziłam się z uśmiechem na twarzy. Podobały mi się obrazy wysłane mi przez moją podświadomość. Nie mogłam za długo rozmyślać, bo musiałam wstać i dopilnować, by dzieciaki były gotowe na śniadanie, a potem dopilnować ich na stołówce. Pomiędzy posiłkiem, a kolejnym punktem tamtego dnia, czyli wyścigami kajakowymi, udałam się z Markiem i Jimem do wczoraj spotkanego mężczyzny. Opornie, ale poszli ze mną.
**Kendall**
Zerwałem
się z samego rana i wyczekiwałem, aż przyjdzie do mnie blond piękność i będę
mógł z nią zamienić choć dwa słowa. Nie mogłem przestać o niej myśleć. Nawet
jeść nie dałem rady. Cały czas w głowie była mi tylko ONA. Czas dłużył mi się
niemiłosiernie. Nie miałem pojęcia, kiedy może przyjść, ale mimo wszystko
wydawało mi się, że czekam na nią całą wieczność. Na szczęście w tym amoku nie
zapomniałem o urodzinach Carlosa. Włączyłem telefon i wysłałem mu życzenia. Miałem wiele nieodebranych
połączeń, ale nie przyglądałem się, kto dzwonił. Wyłączyłem urządzenie i
oczekiwałem. W końcu usłyszałem szelest w krzakach, poderwałem się i zajrzałem
w stronę dochodzącego dźwięku. Z rozczarowaniem stwierdziłem, że to tylko
wiewiórka. Siedziałem zmulony i prawie przysypiałem, ale znowu usłyszałem jak
ktoś się zbliża i spojrzałem. To była ona, niestety nie sama. Po co
przyprowadziła ze sobą tę dwójkę? Wstałem i podszedłem się przywitać.
- Witam. – Powiedziałem.
- Dzień dobry. – Odparła tym swoim cudownym głosikiem i uśmiechnęła się szeroko.
- Dzieci…. – Wypchnęła je na przód.
- Musimy? – Spytały, patrząc na nią błagającym wzrokiem.
- No już, już.
- No dobrze. – Odparli smutno. – Przepraszamy.
- Niech będzie, że wybaczam. Macie szczęście, że jest z wami ta piękna pani (w tym momencie spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się do mnie po raz kolejny), bo mogłoby być gorzej. Ale pamiętajcie, że pod żadnym pozorem macie nie mówić NIKOMU, że tutaj jestem. Nic nie widzieliście i nic nie słyszeliście. Jasne?
- Jasne.
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy.
- Dzieci, możecie już iść. Chce porozmawiać z panem na osobności.
Chłopcy zniknęli za krzakami, a my kontynuowaliśmy rozmowę.
- Przepraszam pana…
- Kendall.
- Co? Aaaaa… Miło mi. Jestem Alice. – Wyciągnęła dłoń, którą uścisnąłem.
- Więc, Kendall, przepraszam cię, jeszcze raz za całe zajście. Możesz być pewny, że chłopcy nie puszczą pary z ust.
- Oj daj spokój. Nie ma o czym mówić.
- Ależ jest. Mogę ci to jakoś wynagrodzić? – Spytała.
- Umów się ze mną. – Wycedziłem jak z procy, a potem zarumieniłem się.
- Przepraszam, to głupie. Tak jakoś… samo…. . – Próbowałem się tłumaczyć. – Musisz być taka śliczna? Nie ułatwiasz. – Zrobiłem obrażoną minę, a Alice (piękne imię) zaśmiała się tylko.
- Więc gdzie i kiedy? – Spytała.
- Ale co? – Zakłopotałem się.
- Randka. Gdzie i kiedy?
- Aaaa. Przyjdź do mnie dzisiaj wieczorem, jeśli możesz.
- Kurczę, mam nocną zmianę. – Posmutniała. – Postaram się zamienić z koleżanką, ale pod jednym warunkiem. – Wyszczerzyła się.
- Jakim?
- Jutro wieczorem przyjdziesz do nas na ognisko. Słyszałam, że śpiewasz, może zaśpiewałbyś coś dzieciom? – Zaproponowała.
- Mógłbym na to pójść. A macie może gitarę?
- Da się załatwić.
- Więc jesteśmy umówieni.
- Jasne. A teraz pójdę już sobie. Wiesz, dzieci i te sprawy.
- Rozumiem. Do wieczora.
- Pa.
Odprowadziłem ją wzrokiem do momentu, gdy zniknęła za krzakami. Zauroczyłem się nią. Każdy jej ruch, każda litera wypływająca z jej ust, każdy wdech i wydech wywoływał u mnie dreszcz, przyjemny dreszcz. Niecierpliwie czekałem, aż nadejdzie chwila naszego kolejnego spotkania. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Przebierałem się chyba tysiąc razy, choć nie miałem za wiele ciuchów w swoim bagażu, próbowałem różnych kombinacji. Posprzątałem nawet w namiocie i w jego pobliżu. Przygotowałem mały piknik. Rozłożyłem koc na molo, usmażyłem kilka ryb, a w szklanki nalałem soku pomarańczowego. Szkoda, że nie miałem wina, ale nie spodziewałem się takiej okazji. Do miski dałem kilka owoców przywiezionych z domu. Było skromnie, ale od serca. Wreszcie doczekałem tej cudownej chwili. Na dworze była szarówka, wszystko rozjaśniał księżyc w pełni oraz gwiazdy, świecące jasnym światłem. Alice wyłoniła się zza krzaków, a ja oniemiałem na jej widok. Ubrana była w zwiewną sukienkę w kwiatki z dość głębokim dekoltem. Polowy styl, ale bardzo pociągający. Prezentowała się cudownie. Podszedłem do niej i zaprowadziłem ją na miejsce.
- Jak tu pięknie. – Powiedziała.
- Taak. – Przyznałem jej rację.
Zabraliśmy się za jedzenie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Czułem się cudownie. Jej towarzystwo świetnie na mnie działało. Na początku byłem speszony, ale potem wszystko samo się rozkręciło i gadka sama się toczyła. Po skończonym posiłku byliśmy pełni. Położyliśmy się na kocu brzuchami do góry i oglądaliśmy gwiazdy. Z zachwytem przyglądałem się tym wszystkim konstelacjom. Kiedy tak leżeliśmy, Alice położyła się na mojej piersi. Objąłem ją ręką i tak trwaliśmy przez jakiś czas. Nagle spojrzała mi w oczy i powiedziała.
- Twoje serce cudownie bije. Mogłabym go słuchać cały czas.
- To dlatego, że jest przy mnie taka cudowna kobieta. – Odparłem.
Zaczęliśmy się namiętnie całować. Z każdą chwilą byłem co raz bardziej podniecony. Przemieszczaliśmy się po molo, nawet tego nie kontrolując. W pewnym momencie zlecieliśmy do wody. Kiedy się z niej wynurzyliśmy zaczęliśmy się śmiać. Całowaliśmy się, machając nogami w wodzie. Oparłem ją o pień podtrzymujący molo nad powierzchnią wody. Jej sukienka wypłynęła na wierzch, a ja włożyłem rękę pod jej mateczki i zanurkowałem koniuszkiem palca wskazującego w jej wnętrzu. Pocałunki tłumiły dźwięk jej podniecenia. Nagle jej majtki powędrowały w dół, puściłem je, nie martwiąc się co się z nimi stanie. To samo zrobiłem ze swoją dolną częścią garderoby. Mój penis sterczał i był gotowy do działania. Zbliżyłem go do ciasnej szparki Alice i wszedłem w nią. Jęknęła i odchyliła głowę w tył. Poruszałem się w niej delikatnie, ściągając sukienkę z jej ciała. Ona zdjęła moją bluzkę, a ja palcami powędrowałem do zapięcia stanika. Jednym ruchem odpiąłem biustonosz i rzuciłem go do wody. Macałem jej piersi, przyspieszając ruchy biodrami. Słyszałem, że seks w wodzie jest bardzo przyjemny, ale nie wiedziałem, że aż tak. Bardzo szybko poczułem, że zbliża się moje spełnienie. Wyszedłem z niej. Wystarczyło kilka ruchów ręką po penisie, aby moja sperma uczyła się pływać. Wyszliśmy z wody i poszliśmy do namiotu. Noc spędziliśmy nago w swoich objęciach.
- Witam. – Powiedziałem.
- Dzień dobry. – Odparła tym swoim cudownym głosikiem i uśmiechnęła się szeroko.
- Dzieci…. – Wypchnęła je na przód.
- Musimy? – Spytały, patrząc na nią błagającym wzrokiem.
- No już, już.
- No dobrze. – Odparli smutno. – Przepraszamy.
- Niech będzie, że wybaczam. Macie szczęście, że jest z wami ta piękna pani (w tym momencie spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się do mnie po raz kolejny), bo mogłoby być gorzej. Ale pamiętajcie, że pod żadnym pozorem macie nie mówić NIKOMU, że tutaj jestem. Nic nie widzieliście i nic nie słyszeliście. Jasne?
- Jasne.
- Cieszę się, że się zrozumieliśmy.
- Dzieci, możecie już iść. Chce porozmawiać z panem na osobności.
Chłopcy zniknęli za krzakami, a my kontynuowaliśmy rozmowę.
- Przepraszam pana…
- Kendall.
- Co? Aaaaa… Miło mi. Jestem Alice. – Wyciągnęła dłoń, którą uścisnąłem.
- Więc, Kendall, przepraszam cię, jeszcze raz za całe zajście. Możesz być pewny, że chłopcy nie puszczą pary z ust.
- Oj daj spokój. Nie ma o czym mówić.
- Ależ jest. Mogę ci to jakoś wynagrodzić? – Spytała.
- Umów się ze mną. – Wycedziłem jak z procy, a potem zarumieniłem się.
- Przepraszam, to głupie. Tak jakoś… samo…. . – Próbowałem się tłumaczyć. – Musisz być taka śliczna? Nie ułatwiasz. – Zrobiłem obrażoną minę, a Alice (piękne imię) zaśmiała się tylko.
- Więc gdzie i kiedy? – Spytała.
- Ale co? – Zakłopotałem się.
- Randka. Gdzie i kiedy?
- Aaaa. Przyjdź do mnie dzisiaj wieczorem, jeśli możesz.
- Kurczę, mam nocną zmianę. – Posmutniała. – Postaram się zamienić z koleżanką, ale pod jednym warunkiem. – Wyszczerzyła się.
- Jakim?
- Jutro wieczorem przyjdziesz do nas na ognisko. Słyszałam, że śpiewasz, może zaśpiewałbyś coś dzieciom? – Zaproponowała.
- Mógłbym na to pójść. A macie może gitarę?
- Da się załatwić.
- Więc jesteśmy umówieni.
- Jasne. A teraz pójdę już sobie. Wiesz, dzieci i te sprawy.
- Rozumiem. Do wieczora.
- Pa.
Odprowadziłem ją wzrokiem do momentu, gdy zniknęła za krzakami. Zauroczyłem się nią. Każdy jej ruch, każda litera wypływająca z jej ust, każdy wdech i wydech wywoływał u mnie dreszcz, przyjemny dreszcz. Niecierpliwie czekałem, aż nadejdzie chwila naszego kolejnego spotkania. Nie mogłem znaleźć sobie miejsca. Przebierałem się chyba tysiąc razy, choć nie miałem za wiele ciuchów w swoim bagażu, próbowałem różnych kombinacji. Posprzątałem nawet w namiocie i w jego pobliżu. Przygotowałem mały piknik. Rozłożyłem koc na molo, usmażyłem kilka ryb, a w szklanki nalałem soku pomarańczowego. Szkoda, że nie miałem wina, ale nie spodziewałem się takiej okazji. Do miski dałem kilka owoców przywiezionych z domu. Było skromnie, ale od serca. Wreszcie doczekałem tej cudownej chwili. Na dworze była szarówka, wszystko rozjaśniał księżyc w pełni oraz gwiazdy, świecące jasnym światłem. Alice wyłoniła się zza krzaków, a ja oniemiałem na jej widok. Ubrana była w zwiewną sukienkę w kwiatki z dość głębokim dekoltem. Polowy styl, ale bardzo pociągający. Prezentowała się cudownie. Podszedłem do niej i zaprowadziłem ją na miejsce.
- Jak tu pięknie. – Powiedziała.
- Taak. – Przyznałem jej rację.
Zabraliśmy się za jedzenie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Czułem się cudownie. Jej towarzystwo świetnie na mnie działało. Na początku byłem speszony, ale potem wszystko samo się rozkręciło i gadka sama się toczyła. Po skończonym posiłku byliśmy pełni. Położyliśmy się na kocu brzuchami do góry i oglądaliśmy gwiazdy. Z zachwytem przyglądałem się tym wszystkim konstelacjom. Kiedy tak leżeliśmy, Alice położyła się na mojej piersi. Objąłem ją ręką i tak trwaliśmy przez jakiś czas. Nagle spojrzała mi w oczy i powiedziała.
- Twoje serce cudownie bije. Mogłabym go słuchać cały czas.
- To dlatego, że jest przy mnie taka cudowna kobieta. – Odparłem.
Zaczęliśmy się namiętnie całować. Z każdą chwilą byłem co raz bardziej podniecony. Przemieszczaliśmy się po molo, nawet tego nie kontrolując. W pewnym momencie zlecieliśmy do wody. Kiedy się z niej wynurzyliśmy zaczęliśmy się śmiać. Całowaliśmy się, machając nogami w wodzie. Oparłem ją o pień podtrzymujący molo nad powierzchnią wody. Jej sukienka wypłynęła na wierzch, a ja włożyłem rękę pod jej mateczki i zanurkowałem koniuszkiem palca wskazującego w jej wnętrzu. Pocałunki tłumiły dźwięk jej podniecenia. Nagle jej majtki powędrowały w dół, puściłem je, nie martwiąc się co się z nimi stanie. To samo zrobiłem ze swoją dolną częścią garderoby. Mój penis sterczał i był gotowy do działania. Zbliżyłem go do ciasnej szparki Alice i wszedłem w nią. Jęknęła i odchyliła głowę w tył. Poruszałem się w niej delikatnie, ściągając sukienkę z jej ciała. Ona zdjęła moją bluzkę, a ja palcami powędrowałem do zapięcia stanika. Jednym ruchem odpiąłem biustonosz i rzuciłem go do wody. Macałem jej piersi, przyspieszając ruchy biodrami. Słyszałem, że seks w wodzie jest bardzo przyjemny, ale nie wiedziałem, że aż tak. Bardzo szybko poczułem, że zbliża się moje spełnienie. Wyszedłem z niej. Wystarczyło kilka ruchów ręką po penisie, aby moja sperma uczyła się pływać. Wyszliśmy z wody i poszliśmy do namiotu. Noc spędziliśmy nago w swoich objęciach.
**Carlos**
Były
moje urodziny. Kiedy się obudziłem, Caroline siedziała obok mnie i patrzyła na
mnie. Pocałowała mnie czule w usta.
- Witaj, kochanie.
- Dzień dobry, słońce.
- Wszystkiego najlepszego. – Powiedziała, wyciągając z pod poduszki małe pudełko. – Odpakuj. – Dodała.
- A co to?
- Sam zobacz. – Uśmiechnęła się.
Otworzyłem paczkę i ujrzałem zegarek. Na moje oko dość drogi.
- Nie musiałaś.
- Musiałam.
- Ale pewnie dużo kosztował.
- Drogi prezent dla najdroższego mężczyzny.
- Awww.
- No wiem.
Zaczęliśmy się całować. Caroline leżała na mnie i przez kołdrę ugniatała swym ciałem moje krocze. Położyłem się na niej i wręcz zdarłem z niej majteczki, kiedy nagle usłyszałem pukanie do drzwi sypialni.
- Kurwa. - Zakląłem pod nosem.
Udałem, że nie słyszę pukania i powróciłem do całowania żony. Palcami wodziłem wokół jej szparki, co jakiś czas zaglądając do środka. Po chwili znów ktoś zastukał. Byłem wściekły.
- Otwórz. – Powiedziała spokojnie Caroline.
Wstałem z łóżka i powędrowałem w stronę drzwi. Chciałem roznieść osobę, która za nimi stała. Otworzyłem, a w progu stała Adriana. Przecież nie mogłem jej zwymyślać, a tym bardziej uderzyć.
- Caroline… - Urwała. Spojrzała na moje krocze, zrobiła zakłopotaną minę i powiedziała. – Widzę, że w czymś przeszkodziłam. To ja przyjdę później. Najlepszego Carlos. – Pocałowała mnie w policzek.
Już miała wychodzić, ale moja żona zatrzymała ją, co mi się nie bardzo podobało.
- Zaczekaj. O co chodzi?
- Chciałam zapytać, czy jedziesz ze mną na zakupy, ale widzę, że jesteś zajęta. – Zachichotała.
- Jasne, że jadę. – Poderwała się. – Muszę kupić składniki na tort.
- Ale kochanie, przecież….
- Innym razem. – Powiedziała.
Już wystawiła jedną nogę za kołdrę, kiedy uzmysłowiła sobie, że nie ma majtek.
- Adriana, możesz na chwilę wyjść? Ja zaraz przyjdę. Poczekaj w salonie.
- Jasne. – Wyszła.
Wtedy moja żona wstała i zaczęła się ubierać. Ja usiadłem na łóżku i podparłem głowę rękoma, opierając łokcie na udach. Całe podniecenie zdążyło już ze mnie zejść ,a penis oklapnąć. Kiedy była już gotowa, podeszła do mnie i powiedziała:
- Oj, nie martw się. Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Dzisiejszej nocy długo nie zapomnisz.
- Skoro tak, to zgoda.
Pocałowaliśmy się i kobieta wyszła. Walnąłem się na łóżko i wyjąłem telefon spod poduszki. Miałem jedną wiadomość. SMS od Kendalla poprawił mi humor. Miło, że pamiętał, a jeszcze lepiej wiedzieć, że w ogóle żyje.
- Witaj, kochanie.
- Dzień dobry, słońce.
- Wszystkiego najlepszego. – Powiedziała, wyciągając z pod poduszki małe pudełko. – Odpakuj. – Dodała.
- A co to?
- Sam zobacz. – Uśmiechnęła się.
Otworzyłem paczkę i ujrzałem zegarek. Na moje oko dość drogi.
- Nie musiałaś.
- Musiałam.
- Ale pewnie dużo kosztował.
- Drogi prezent dla najdroższego mężczyzny.
- Awww.
- No wiem.
Zaczęliśmy się całować. Caroline leżała na mnie i przez kołdrę ugniatała swym ciałem moje krocze. Położyłem się na niej i wręcz zdarłem z niej majteczki, kiedy nagle usłyszałem pukanie do drzwi sypialni.
- Kurwa. - Zakląłem pod nosem.
Udałem, że nie słyszę pukania i powróciłem do całowania żony. Palcami wodziłem wokół jej szparki, co jakiś czas zaglądając do środka. Po chwili znów ktoś zastukał. Byłem wściekły.
- Otwórz. – Powiedziała spokojnie Caroline.
Wstałem z łóżka i powędrowałem w stronę drzwi. Chciałem roznieść osobę, która za nimi stała. Otworzyłem, a w progu stała Adriana. Przecież nie mogłem jej zwymyślać, a tym bardziej uderzyć.
- Caroline… - Urwała. Spojrzała na moje krocze, zrobiła zakłopotaną minę i powiedziała. – Widzę, że w czymś przeszkodziłam. To ja przyjdę później. Najlepszego Carlos. – Pocałowała mnie w policzek.
Już miała wychodzić, ale moja żona zatrzymała ją, co mi się nie bardzo podobało.
- Zaczekaj. O co chodzi?
- Chciałam zapytać, czy jedziesz ze mną na zakupy, ale widzę, że jesteś zajęta. – Zachichotała.
- Jasne, że jadę. – Poderwała się. – Muszę kupić składniki na tort.
- Ale kochanie, przecież….
- Innym razem. – Powiedziała.
Już wystawiła jedną nogę za kołdrę, kiedy uzmysłowiła sobie, że nie ma majtek.
- Adriana, możesz na chwilę wyjść? Ja zaraz przyjdę. Poczekaj w salonie.
- Jasne. – Wyszła.
Wtedy moja żona wstała i zaczęła się ubierać. Ja usiadłem na łóżku i podparłem głowę rękoma, opierając łokcie na udach. Całe podniecenie zdążyło już ze mnie zejść ,a penis oklapnąć. Kiedy była już gotowa, podeszła do mnie i powiedziała:
- Oj, nie martw się. Obiecuję, że ci to wynagrodzę. Dzisiejszej nocy długo nie zapomnisz.
- Skoro tak, to zgoda.
Pocałowaliśmy się i kobieta wyszła. Walnąłem się na łóżko i wyjąłem telefon spod poduszki. Miałem jedną wiadomość. SMS od Kendalla poprawił mi humor. Miło, że pamiętał, a jeszcze lepiej wiedzieć, że w ogóle żyje.
Wieczorem w mieszkaniu zebrali się wszyscy domownicy i Logan z dziećmi. Brakowało tylko Kendalla, ale jakoś trzeba było znieść jego nieobecność. Atmosfera nie była zła, ale mimo wszystko czułem się jakoś dziwnie. Po śmierci Susan dużo się zmieniło. Chyba najdziwniejsze było to, że Logan nie chciał pić alkoholu. Wypił tylko kieliszek szampana i to tyle. Ja z Jamesem dawaliśmy w palnik, ale musiałem się trochę ograniczać, by być w stanie w nocy. Czas mijał, Henderson zbierał się już do domu, stół był prawie opustoszony, a na kanapie spał pijany Maslow. W tamtej chwili usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Otworzyłem, ale nie spodziewałem się takiego gościa. Zamurowało mnie na jej widok.
- Jest Kendall? – Spytała, zaglądając mi przez ramię.
___________________________________________________________________________
Po dłuższej nieobecności, za którą przepraszam, mamy kolejny rozdział. Pytanie tylko, czy warto było czekać na niego trzy tygodnie? Oceńcie sami. :)
Informuję, że zakładka z bohaterami przeszła metamorfozę oraz że dodałem do niej Alice. Ciekawi? Zajrzyjcie. ^^
Co wydarzy się na ognisku na obozie? Czy szykuje nam się nowy związek? Kim jest kobieta dzwoniąca do drzwi wieczorową porą i co wniesie do historii? Odpowiedzi szukajcie w kolejnych rozdziałach.
Po dłuższej nieobecności, za którą przepraszam, mamy kolejny rozdział. Pytanie tylko, czy warto było czekać na niego trzy tygodnie? Oceńcie sami. :)
Informuję, że zakładka z bohaterami przeszła metamorfozę oraz że dodałem do niej Alice. Ciekawi? Zajrzyjcie. ^^
Co wydarzy się na ognisku na obozie? Czy szykuje nam się nowy związek? Kim jest kobieta dzwoniąca do drzwi wieczorową porą i co wniesie do historii? Odpowiedzi szukajcie w kolejnych rozdziałach.
Pozdrawiam:
BTC
BTC
Na twoje rozdziały zawsze warto czekać. :) Blog jest MEGA i nie mogę doczekać się dalszej części :)
OdpowiedzUsuńPijanyJames spał na kanapie, a ja już w śmiech. Chciałabym, aby Kendall i Alice utworzyli szczęśliwy związek. Całowali się i wpadli wody. Takie aww i takie sweet hehe :-) Mają się ku sobie. To widać, słychać i czuć. Biedny Carlito musiał poczekać na żonkę do wieczora :-) Fakt. Bez Susan to już nie jest to samo. Zakładam, że to ta plastkowa wywłoka pytała o Kendalla. Jak jej tam... Rebeca. Yhh .
OdpowiedzUsuńNO OCZYWIŚCIE, ŻE WARTO BYŁO CZEKAĆ. CO TO ZA GŁUPIE PYTANIE? CUDEŃKON:*
Uuu mało brakowało, a byłyby dwa erotyki huehue. Nie mówię, że mam coś przeciwko. Jak najbardziej nie :-) Niech Kendall poukłada se życie z tą ładną blondyneczką. Warto było czekać. Wspaniały rozdział.
OdpowiedzUsuńNo dobra... Marta, weź się w garść! Przestań wzdychać do chłopaka z telewizora i weź się za komentowanie! Ok...
OdpowiedzUsuńPo pierwsze rozbiła mnie akcja z szyszkami. Ostatnio śmiałam się tak bardzo po wypowiedzi "Miał uderzyć mnie w żebra. Chybił i uderzył mnie prosto w jaja". A ja wtedy: "Biedny..." Urodziny Carlosa nie mogły zostać niezauważone, więc... Wszystkiego najlepszego! Taada! Składam mu życzenia już nie wiem, który raz i już nie wiem, na którym blogu. Co do gościa... Pewnie się mulę, jak zwykle zresztą... Wydaje mi się, że to Rebecca. Wiesz, która. W grę wchodzi jeszcze Katelyn Travel, ale to jest na maksa przewidywalne i banalne (bez urazy), więc odrzucam od siebie tę myśli. Nota cudna. Czekam... Zaskocz mnie...
Siemka :D Nominowałam Cię do Liebster Blog Award . Chcesz dowiedzieć się więcej o nominacji? http://kochambigtimerushkocham.blogspot.com/2014/08/liebster-blog-award.html Jak nie zrozumiesz, napisz do mnie e-mail'a :D
OdpowiedzUsuńNie ma to jak poczytac dobrego bloga o 6 rano ;)
OdpowiedzUsuń