**Ellie**
Wyglądało
na to, że mój pobyt w Los Angeles się przedłuży. Kierowca mojego busa stracił
panowanie nad kierownicą i wjechaliśmy w drzewo. Szczęśliwie nic poważnego się
nie stało. On miał tylko lekki wstrząs mózgu, a u mnie skończyło się na kilku
zadrapaniach. Mimo wszystko trzeba było poczekać, aż pojazd zostanie
naprawiony. Dobrze, że to już i tak końcówka trasy. W tym nieszczęściu było
jednak trochę szczęścia. Poznałam
całkiem fajnego chłopaka. To pod jego domem doszło do wypadku. Od razu
zareagował i nam pomógł. Kiedy karetka zabrała Pitera (bo tak miał na imię
kierowca) ten zaprosił mnie do siebie i poczęstował piwem. Miał na imię Logan i
był bardzo przystojny. Dobrze nam się ze sobą rozmawiało i trochę się u niego
zasiedziałam. Oczywiście nie skończyło się na jednym piwie. Kiedy chłopak
wyciągał wino z barku usłyszałam płacz dziecka. Myślałam, że to może u
sąsiadów, ale ten szybko pobiegł do innego pokoju i przyniósł na rękach dwa
śliczne maleństwa. Od razu się nimi zauroczyłam, choć nie ukrywam, że trochę
się zawiodłam, bo miałam nadzieję, że jest wolny. Poprosił mnie bym potrzymała
jedno z dzieci na rękach, a on w tym czasie przygotowywał dla nich mleko.
Zgodziłam się. Zajęłam się maluchem, a w między czasie obserwowałam jak dobrze
radzi sobie Logan. Byłam pod wrażeniem. W koło panowała niezręczna cisza, więc
postanowiłam ją przerwać.
- Masz śliczne dzieci. To maleństwo, które trzymam jest nawet podobne do ciebie. - Uważasz, że jestem śliczny? – Zaśmiał się.
- Uważam, że niczego ci nie brakuje, ale dzieci masz genialne. – Odparłam ze śmiechem.
- Uznam to za komplement. – Powiedział. – Na rękach trzymasz Mitchela, a ta ślicznotka tu to Grace.
- Ile już mają? – Zapytałam.
- Za kilka dni skończą pięć miesięcy.
- A gdzie jest ich mamusia? – Rzuciłam, a on ta te słowa posmutniał.
- Ich mama nie żyje. – Powiedział cicho.
- Jejku. Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Nie chciałam…. – Zakłopotałam się.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało. – Zwrócił się do mnie, choć w jego oczach widziałam, ze nie jest mu łatwo. – Chcesz go nakarmić? – Spytał, siadając obok mnie i podając mi butelkę.
- Jasne. Jeszcze pytasz? – Bez zastanowienia się zgodziłam. Zawsze lubiłam małe dzieci, a ten osobnik u mnie na rękach był przesłodki. Miał takie wielkie brązowe oczy, a na głowie tworzył mu się czubek z jego kilku ciemnych włosków. Dziewczynka też była śliczna, ale zdecydowanie różniła się od brata. Jej włosy też były ciemne, ale oczy miały niebieski kolor, a przede wszystkim miała inne rysy twarzy. Było widać pewne podobieństwa, ale niewielkie. Trochę trudno było mi uwierzyć, że to dwojaczki.
- Teraz szybko nie zasną.
- Nic nie szkodzi. – Uśmiechnęłam się. Chętnie się z nimi pobawię.
I tak część dnia zeszła nam na zabawie z dziećmi. Mała Grace była trochę marudna, ale za to Mitchel to straszny śmieszek. Póki nie zrobił się śpiący, cały czas śmiał się swoją piękną buźką. Zauroczyłam się oboma maluchami. Kiedy już zasnęły, Logan wrócił do mnie. Wreszcie otworzył wino i naszykował kieliszki. Rozlał nam po trochę i usiadł obok mnie. Znów nastała cisza.
- Jaka ona była? – Zapytałam dość niedyskretnie.
- Kto?
- Twoja żona. Oczywiście jeśli mogę wiedzieć.
- Wspaniała. To ona urządziła to mieszkanie. Pamiętam jak cieszyła się, że będziemy mieli dzieci. Nie mogła się doczekać, aż wyjdzie ze szpitala, a wtedy…. – Schował twarz w dłonie. Przełknął głośniej ślinę, a ręce zaczęły mu drżeć.
- Widzę, że ci ciężko. Nie męcz się. – Odparłam, kładąc mu rękę na ramieniu. Naprawdę go polubiłam i tym bardziej było mi przykro patrzeć jak cierpi.
- Napijmy się, powiedział przecierając oczy i klaszcząc dłońmi o uda. Podniósł kieliszek i wzniósł toast.
- Za nową znajomość. – Powiedział i wypił do dna.
- Za nową znajomość. – Powtórzyłam i zrobiłam to samo. Nagle zaczęłam kojarzyć fakty. Słyszałam taką historię całkiem niedawno. Chłopak został sam z dwójką dzieci, bo pod szpitalem zginęła jego żona. Tylko, że tamten był sławny należał do jakiegoś zespołu. Postanowiłam zapytać wprost.
- Logan, słuchaj, bo ja słyszałam podobną historię do twojej. Ostatnio było o tym głośno.
- Bardzo możliwe. Gdzie się nie ruszyłem, widziałem swoje zdjęcie na pierwszych stronach gazet. – Wspomniał z niesmakiem.
- Czyli to ty…. Grasz w zespole?
- Grałem, ale postanowiłem odejść. Długa historia. Możemy zmienić temat? Napijmy się jeszcze.
- Jasne. – Byłam jak najbardziej przychylna.
- Zawsze chciałem pójść na twój koncert, ale jakoś nigdy nie było okazji…
- Można to załatwić. Jutro gram w L.A. W torbie mam wejściówki za kulisy. Mogę ci jedną podarować.
- Naprawdę? – Podniecił się, a za chwilę posmutniał. – Ale dzieci…
- Nie możesz ich z kimś zostawić? To tylko jeden wieczór. – Zapytałam. Chciałam żeby poszedł. Miała bym całkiem miłego kompana do rozmów w czasie przerw.
- Może…. Dam ci jeszcze znać.
- To wypijmy za koncert. – Tym razem ja wzniosłam.
Tak się złożyło, że całkiem szybko wyszła nam cała butelka wina. Widziałam, ze już go delikatnie wcięło, a przecież miał zostać sam z dziećmi. Proponował mi kolejną, ale odmówiłam właśnie ze względu na maluchy. Zamówiłam taksówkę, która odwiozła mnie do hotelu. Oczywiście zanim od niego wyszłam, wymieniliśmy się numerami telefonów. Ten facet to ideał.
- Masz śliczne dzieci. To maleństwo, które trzymam jest nawet podobne do ciebie. - Uważasz, że jestem śliczny? – Zaśmiał się.
- Uważam, że niczego ci nie brakuje, ale dzieci masz genialne. – Odparłam ze śmiechem.
- Uznam to za komplement. – Powiedział. – Na rękach trzymasz Mitchela, a ta ślicznotka tu to Grace.
- Ile już mają? – Zapytałam.
- Za kilka dni skończą pięć miesięcy.
- A gdzie jest ich mamusia? – Rzuciłam, a on ta te słowa posmutniał.
- Ich mama nie żyje. – Powiedział cicho.
- Jejku. Przepraszam. Ja nie wiedziałam. Nie chciałam…. – Zakłopotałam się.
- Nie przepraszaj, nic się nie stało. – Zwrócił się do mnie, choć w jego oczach widziałam, ze nie jest mu łatwo. – Chcesz go nakarmić? – Spytał, siadając obok mnie i podając mi butelkę.
- Jasne. Jeszcze pytasz? – Bez zastanowienia się zgodziłam. Zawsze lubiłam małe dzieci, a ten osobnik u mnie na rękach był przesłodki. Miał takie wielkie brązowe oczy, a na głowie tworzył mu się czubek z jego kilku ciemnych włosków. Dziewczynka też była śliczna, ale zdecydowanie różniła się od brata. Jej włosy też były ciemne, ale oczy miały niebieski kolor, a przede wszystkim miała inne rysy twarzy. Było widać pewne podobieństwa, ale niewielkie. Trochę trudno było mi uwierzyć, że to dwojaczki.
- Teraz szybko nie zasną.
- Nic nie szkodzi. – Uśmiechnęłam się. Chętnie się z nimi pobawię.
I tak część dnia zeszła nam na zabawie z dziećmi. Mała Grace była trochę marudna, ale za to Mitchel to straszny śmieszek. Póki nie zrobił się śpiący, cały czas śmiał się swoją piękną buźką. Zauroczyłam się oboma maluchami. Kiedy już zasnęły, Logan wrócił do mnie. Wreszcie otworzył wino i naszykował kieliszki. Rozlał nam po trochę i usiadł obok mnie. Znów nastała cisza.
- Jaka ona była? – Zapytałam dość niedyskretnie.
- Kto?
- Twoja żona. Oczywiście jeśli mogę wiedzieć.
- Wspaniała. To ona urządziła to mieszkanie. Pamiętam jak cieszyła się, że będziemy mieli dzieci. Nie mogła się doczekać, aż wyjdzie ze szpitala, a wtedy…. – Schował twarz w dłonie. Przełknął głośniej ślinę, a ręce zaczęły mu drżeć.
- Widzę, że ci ciężko. Nie męcz się. – Odparłam, kładąc mu rękę na ramieniu. Naprawdę go polubiłam i tym bardziej było mi przykro patrzeć jak cierpi.
- Napijmy się, powiedział przecierając oczy i klaszcząc dłońmi o uda. Podniósł kieliszek i wzniósł toast.
- Za nową znajomość. – Powiedział i wypił do dna.
- Za nową znajomość. – Powtórzyłam i zrobiłam to samo. Nagle zaczęłam kojarzyć fakty. Słyszałam taką historię całkiem niedawno. Chłopak został sam z dwójką dzieci, bo pod szpitalem zginęła jego żona. Tylko, że tamten był sławny należał do jakiegoś zespołu. Postanowiłam zapytać wprost.
- Logan, słuchaj, bo ja słyszałam podobną historię do twojej. Ostatnio było o tym głośno.
- Bardzo możliwe. Gdzie się nie ruszyłem, widziałem swoje zdjęcie na pierwszych stronach gazet. – Wspomniał z niesmakiem.
- Czyli to ty…. Grasz w zespole?
- Grałem, ale postanowiłem odejść. Długa historia. Możemy zmienić temat? Napijmy się jeszcze.
- Jasne. – Byłam jak najbardziej przychylna.
- Zawsze chciałem pójść na twój koncert, ale jakoś nigdy nie było okazji…
- Można to załatwić. Jutro gram w L.A. W torbie mam wejściówki za kulisy. Mogę ci jedną podarować.
- Naprawdę? – Podniecił się, a za chwilę posmutniał. – Ale dzieci…
- Nie możesz ich z kimś zostawić? To tylko jeden wieczór. – Zapytałam. Chciałam żeby poszedł. Miała bym całkiem miłego kompana do rozmów w czasie przerw.
- Może…. Dam ci jeszcze znać.
- To wypijmy za koncert. – Tym razem ja wzniosłam.
Tak się złożyło, że całkiem szybko wyszła nam cała butelka wina. Widziałam, ze już go delikatnie wcięło, a przecież miał zostać sam z dziećmi. Proponował mi kolejną, ale odmówiłam właśnie ze względu na maluchy. Zamówiłam taksówkę, która odwiozła mnie do hotelu. Oczywiście zanim od niego wyszłam, wymieniliśmy się numerami telefonów. Ten facet to ideał.
**Adriana**
Nareszcie
wyszłam z uczelni. Kolejny ciężki dzień. Już było dobrze i znowu zaczynało się
piekło. Ogrom godzin, ogrom notatek, ogrom nauki, a jeszcze ćwiczenia
praktyczne a na dodatek praca. Powoli nie dawałam sobie z tym rady. Wszystko
nakładało się razem, a dodatkowo James napierał na częstsze spotkania. Szczerze
powiedziawszy nie mogłam już się doczekać, aż ten ich urlop dobiegnie końca,
już i tak wystarczająco się przedłużał, mój chłopak miał za dużo wolnego czasu.
Powoli stawał się nieznośny. Ale mimo wszystko go kochałam, bo jak bym mogła go
nie kochać? Przecież to mój Jamie. Kiedy wróciłam do domu, rzuciłam torbę i
notatki w kąt i położyłam się, by chwilę odpocząć. Nawet nie wiem kiedy
zasnęłam. Stałam na progu uczelni, a z nieba padał deszcz ogromnych
encyklopedii. Starałam się uchronić, jednak przychodziło mi to z trudem. Z
potem czoła omijałam kolejno każdą książkę. Nad głową miałam parasol, jednak
niewiele mi pomógł, bo po drodze cały się połamał. Nagle usłyszałam przeraźliwy
dźwięk, obróciłam się za siebie i w tym momencie dostałam prosto w głowę.
Obudziłam się przestraszona. Na stoliku obok dzwonił mój telefon. Na ekranie
wyświetlił się numer Jamesa.
- Hallo? – Odebrałam.
- Cześć, skarbie. Coś jest nie tak? Brzmisz jakoś dziwnie. – Zapytał.
- Wszystko w porządku. To tylko zły sen.
- Biedactwo. W moich ramionach śniłyby ci się same cudowne sny. – Zaśmiał się.
- Oczywiście.
- Ale ja nie po to dzwonię. Planujemy z Carlosem i Caroline wybrać się wieczorem na dyskotekę. Pójdziesz z nami?
- Mam sporo nauki… Zbliża się koniec semestru i….
- Rozumiem. – Wyraźnie posmutniał. – Miałem nadzieję, że wyjdziemy gdzieś razem. Dawno nigdzie nie byliśmy.
- Dobrze, pójdę. – Zrobiło mi się go szkoda, więc się zgodziłam.
- Naprawdę? To cudownie! Będę po ciebie o 8. Kocham cię. Pa.
- Ja ciebie też. Pa pa.
Kolejny wieczór z głowy. Miałam się uczyć, ale nie potrafiłam mu odmówić. Już i tak za dużo się przeze mnie wycierpiał. Będę musiała to wszystko jakoś pogodzić. Postanowiłam jeszcze na chwilę się położyć, jednak nie mogłam w ogóle zasnąć. Poszłam pod prysznic. Odkręciłam zimną wodę i zlałam nią swoje ciało. Znacznie się pobudziłam. Umyłam się dokładnie, po czym się spłukałam. Zawinęłam włosy w turban i zarzuciłam szlafrok. Była dopiero 6 więc miałam jeszcze trochę czasu. Zrobiłam sobie kanapki i kawę. Po posiłku poszłam do łazienki, by się ogarnąć. Wyrobiłam się na czas. Usłyszałam dzwonek do drzwi. To był James.
- Hej. – Przywitał się, całując mnie w policzek. - Ślicznie wyglądasz.
- Ja zawsze ślicznie wyglądam. – Odpowiedziałam, zamykając za nim drzwi.
- Nie śmiem przeczyć. Gotowa?
- Tak. Biorę torbę i możemy iść. – Odparłam.
- To chodźmy. Carlos z Caroline czekają już na dole.
- Kto prowadzi? – Zapytałam z nadzieją, że mój to mój chłopak.
- Oszalałaś? Jedziemy taksówką.
- Mogłam się tego spodziewać.
- Hallo? – Odebrałam.
- Cześć, skarbie. Coś jest nie tak? Brzmisz jakoś dziwnie. – Zapytał.
- Wszystko w porządku. To tylko zły sen.
- Biedactwo. W moich ramionach śniłyby ci się same cudowne sny. – Zaśmiał się.
- Oczywiście.
- Ale ja nie po to dzwonię. Planujemy z Carlosem i Caroline wybrać się wieczorem na dyskotekę. Pójdziesz z nami?
- Mam sporo nauki… Zbliża się koniec semestru i….
- Rozumiem. – Wyraźnie posmutniał. – Miałem nadzieję, że wyjdziemy gdzieś razem. Dawno nigdzie nie byliśmy.
- Dobrze, pójdę. – Zrobiło mi się go szkoda, więc się zgodziłam.
- Naprawdę? To cudownie! Będę po ciebie o 8. Kocham cię. Pa.
- Ja ciebie też. Pa pa.
Kolejny wieczór z głowy. Miałam się uczyć, ale nie potrafiłam mu odmówić. Już i tak za dużo się przeze mnie wycierpiał. Będę musiała to wszystko jakoś pogodzić. Postanowiłam jeszcze na chwilę się położyć, jednak nie mogłam w ogóle zasnąć. Poszłam pod prysznic. Odkręciłam zimną wodę i zlałam nią swoje ciało. Znacznie się pobudziłam. Umyłam się dokładnie, po czym się spłukałam. Zawinęłam włosy w turban i zarzuciłam szlafrok. Była dopiero 6 więc miałam jeszcze trochę czasu. Zrobiłam sobie kanapki i kawę. Po posiłku poszłam do łazienki, by się ogarnąć. Wyrobiłam się na czas. Usłyszałam dzwonek do drzwi. To był James.
- Hej. – Przywitał się, całując mnie w policzek. - Ślicznie wyglądasz.
- Ja zawsze ślicznie wyglądam. – Odpowiedziałam, zamykając za nim drzwi.
- Nie śmiem przeczyć. Gotowa?
- Tak. Biorę torbę i możemy iść. – Odparłam.
- To chodźmy. Carlos z Caroline czekają już na dole.
- Kto prowadzi? – Zapytałam z nadzieją, że mój to mój chłopak.
- Oszalałaś? Jedziemy taksówką.
- Mogłam się tego spodziewać.
**Kendall**
Po
kłótni z Loganem zżerały mnie wyrzuty sumienia. Nie wiem dlaczego się tak
uniosłem. To był impuls. Ostatnio wszystko mnie irytowało, a już najbardziej
Rebecca. Zaczął jej rosnąć brzuch i od tej pory stała się nie do wytrzymania.
Marudziła, że jest gruba, że nic nie może, że wszystko ją boli i miała te swoje
humorki. Zawsze miała kaprysy ale teraz była po prostu nieznośna. Już miałem
dość tej jej ciąży, a to dopiero był początek. Chłopaki chcieli mnie wyciągnąć
na imprezę, ale na to też nie miałem ochoty. Zastanawiałem się jak przeprosić
Logana. Po dłuższym namyśle doszedłem do wniosku, że jednak miał rację. Nie
okazywałem mu wcześniej zrozumienia, tylko mu współczułem, ale wierzyłem, że
się pozbiera. Nigdy tak naprawdę nie zastanawiałem się jak on może się czuć. Co
do mojej osoby też się nie mylił. Rzeczywiście jestem idiotą. Jaki ja byłem
ślepy, żeby wiązać się z Rebeccą. I jeszcze to dziecko. Dzwoniłem do
przyjaciela kila razy, ale jego telefon nie odpowiadał. Najwyraźniej nie chciał
ze mną rozmawiać i wcale mu się nie dziwiłem. Niepotrzebne było to wszystko.
Plułem sobie w twarz, że tak to się potoczyło. W końcu postanowiłem do niego
pojechać. I tak nie miałem nic lepszego do roboty. Przecież nie będę siedział
sam w domu z Rebeccą. Pozostawała jeszcze Alice, ale ona miała jakieś testy do
sprawdzenia, więc nie chciałem jej przeszkadzać. Zgarnąłem wiec kluczyki od
auta i pojechałem do przyjaciela. Windą wjechałem na górę i zapukałem do jego
drzwi. Otworzył mi lekko podpity.
- Czego chcesz? Jak chcesz się bić, to możesz już sobie iść.
- Chcę pogadać.
- Pogadać… Wejdź, przyjacielu. – To ostatnie powiedział z wyczuwalnym sarkazmem.
- Miałeś gościa? – Zapytałem, gdy zobaczyłem dwa brudne od wina kieliszki.
- Miałem. O tym chciałeś gadać?
- Nie o tym. Chciałem cię przeprosić.
- Co chciałeś? Wielki, nieomylny Kendall Schmidt będzie przepraszał? Ciekawe.
- Przestań tak mówić. Nie jestem nieomylny. Przepraszam za dzisiaj. Poniosło mnie trochę. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Teraz to wiem.
- To nie zmienia faktu, że nadal mnie nie rozumiesz.
- No sorry, że mi nie umarła żona. Staram się ciebie zrozumieć, ale nie jest łatwo wyobrazić sobie taki ból.
- Ciesz się, że go nie doznałeś. Życzę ci tego żebyś nigdy go nie doznał.
- Czyli mnie nie nienawidzisz? – Zapytałem z uśmiechem.
- A czy można nienawidzić rodzonego brata? – Ten też się uśmiechnął.
Skończyło się na tym, że upiłem go do nieprzytomności. Już na początku nie był zbyt trzeźwy, ale nie sądziłem, że tak szybko odleci. Było to bardzo nie rozsądne. Nie pozostało mi nic innego jak zostać u niego na noc. Przecież ktoś musiał zaopiekować się dziećmi. Nie myślałem, że to takie trudne. Budziły się po kilka razy, a ja nie wiedziałem co robić. W końcu zadzwoniłem po Alice. Biedna zarwała przeze mnie noc, ale przynajmniej dzieci miały należytą opiekę. Po tej nocy zaczynałem lepiej rozumieć Logana, ale bałem się, bo przecież za kilka miesięcy miałem zostać ojcem, a matka tego dziecka była jeszcze bardziej nieodpowiedzialna ode mnie.
- Czego chcesz? Jak chcesz się bić, to możesz już sobie iść.
- Chcę pogadać.
- Pogadać… Wejdź, przyjacielu. – To ostatnie powiedział z wyczuwalnym sarkazmem.
- Miałeś gościa? – Zapytałem, gdy zobaczyłem dwa brudne od wina kieliszki.
- Miałem. O tym chciałeś gadać?
- Nie o tym. Chciałem cię przeprosić.
- Co chciałeś? Wielki, nieomylny Kendall Schmidt będzie przepraszał? Ciekawe.
- Przestań tak mówić. Nie jestem nieomylny. Przepraszam za dzisiaj. Poniosło mnie trochę. Nie powinienem tak na ciebie naskakiwać. Teraz to wiem.
- To nie zmienia faktu, że nadal mnie nie rozumiesz.
- No sorry, że mi nie umarła żona. Staram się ciebie zrozumieć, ale nie jest łatwo wyobrazić sobie taki ból.
- Ciesz się, że go nie doznałeś. Życzę ci tego żebyś nigdy go nie doznał.
- Czyli mnie nie nienawidzisz? – Zapytałem z uśmiechem.
- A czy można nienawidzić rodzonego brata? – Ten też się uśmiechnął.
Skończyło się na tym, że upiłem go do nieprzytomności. Już na początku nie był zbyt trzeźwy, ale nie sądziłem, że tak szybko odleci. Było to bardzo nie rozsądne. Nie pozostało mi nic innego jak zostać u niego na noc. Przecież ktoś musiał zaopiekować się dziećmi. Nie myślałem, że to takie trudne. Budziły się po kilka razy, a ja nie wiedziałem co robić. W końcu zadzwoniłem po Alice. Biedna zarwała przeze mnie noc, ale przynajmniej dzieci miały należytą opiekę. Po tej nocy zaczynałem lepiej rozumieć Logana, ale bałem się, bo przecież za kilka miesięcy miałem zostać ojcem, a matka tego dziecka była jeszcze bardziej nieodpowiedzialna ode mnie.
__________________________________________________________________________
Hue Hue. Jest rozdział. Wyrobiłem się w tygodniu. Szalony ja :D
Tym razem nie przypominałem ostatniego rozdziału. Niedawno był ostatni, więc to chyba niepotrzebne. ^^
Martwi mnie ilość komentarzy pod ostatnim postem. Mało Was. To zapewne ma związek z niezapowiedzianą przerwą. Rozumiem, ale mam nadzieję, ze to się zmieni.
I to chyba tyle na dziś. Co sądzicie o tym rozdziale? Podzielcie się opinią. :)
Martwi mnie ilość komentarzy pod ostatnim postem. Mało Was. To zapewne ma związek z niezapowiedzianą przerwą. Rozumiem, ale mam nadzieję, ze to się zmieni.
I to chyba tyle na dziś. Co sądzicie o tym rozdziale? Podzielcie się opinią. :)
Czy Logan pójdzie na koncert Ellie? Czy Adriana pogodzi studia z pracą i Jamesem? Jest się czego obawiać? Dowiecie się, czytając dalej.
Pozdrawiam:
BTC
BTC
Pierwsza? Idę czytać :P Klepię pierwszeństwo!!!
OdpowiedzUsuńOsz Ty! Tylko ja tak mogę robić! To mój pomysł :P
UsuńCzy Logan pójdzie na koncert Ellie? Tak! Czy Adriana pogodzi studia z pracą i Jamesem? Tak! Jest się czego obawiać? Tak! Ellie się zauroczyła dziećmi? Awwww :3 Zuza taka nie jest, ona chciałaby je przezuzowacić :D Tym razem perspektywa Adriany i brak seksu? Dziwne.. ale pewnie jak wrócili pijani to poszli do łóżka :) Przyznaję Kendallowi rację, że jest idiotą. Stop. Poprawka. Idiotą z tyłkiem <33 Zabić Zuzę i zastąpić ją Elką :DD
UsuńSuper rozdział, zajebiście, że tak szybko :)
Ten rozdział jest chyba historyczny. Marlik po raz pierwszy chyba nie jest pierwsza :D
UsuńOj Bunny. Teraz Ty? Tak bardzo Wam zależy na tym pierwszym miejscu? Takie awwwww. ^^
Ty masz już obsesję na pkt. seksu Jadriany. Czytasz o nich, myślisz SEX :)
Przeczytałam czekając na własną publikację. Nie znam bardziej odpowiedniego momentu :) Ellie podoba się Logan. Mam nadzieję, że Loganowi podoba się Ellie, bo oni muszą być razem! Niech idzie na jej koncert i niech gwałcą się na backstagu! I coś czuję, że Adrianna zawali przez Jamesa studia. Albo w takich momentach zbytnio myślę o sobie :) Jeśli zda to wyjątkowo mądra jest, Dobrze, że Kendall i Logan się pogodzili. No właśnie. I co z jego dzieckiem razem z Barbie. Chodź ja wiem, że to nie jego. Po prostu nie! Przynajmniej to. Zdałam sobie sprawę, że to jeden z tych rozdziałów gdzie nie dochodzi do jakichś tragedii albo niefajnych sytuacji, według mnie. O wow :) Cieszę się, że tak szybko wstawiłeś coś nowego. Rób tak dalej :* Doskonały rozdział :)
OdpowiedzUsuńNa początku sorki, że nie skomciałam. Przeczytałam. Miałam skomciać, ale zapomniałam. Głupio brzmi wiem :/ Ale jestem. Robisz postęp w udostępnianiu. Zaszalałeś :) Dobrze, że Kend i Logan się pogodzili. Ellie wydaje się bardzo fajna. Jeśli nadal jest nim zainteresowana pomimi dzieci a domniemywam, że jest zainteresowana to bardzo fajnie. Tylko co na to Zuza? Super rozdział anuż za tydzień kolejny? :)
OdpowiedzUsuńSpoko, ważne że jesteś :)
UsuńCo do terminu to jeszcze się zobaczy. Nie chcę nic obiecywać...
Dzięki Tobie wpadłam na pomysł. Dzięki! Okey, przejdźmy do komentowania opowiadania. Zacznijmy od tego, że mam chęć skopiować treść i wsadzić do telefonu. Ten jest na prawdę dobry. Nie wiedzieć czemu, ale wydaje mi się, że głębsza relacja Ellie i Logana jest całkiem możliwa. Twoja ulubiona piosenkarka (chyba) + koleś z Twojej ikonki = i tu chyba wiesz co mam na myśli. Ej, a co to znaczy "warlock"? Idąc na logikę, to chyba "czarownik"... Dobra, wracam do tematu... Już dość oglądania plakatów. Czekaj, to znaczy, że ta Rebecca na serio jest w ciąży? Bo wiesz, moja mama ogląda Klan i ja zwykle siedzę w tym samym pokoju i widziałam, jakie rzeczy Halszka wyczyniała. Ale bez jaj... Ja wiem, są testy DNA i tak dalej... A jeśli to dziecko się urodzi? I ona nie będzie chciała go chować? Wtedy Kendall zostanie samotnym tatusiem, co jest raczej fają perspektywą... W ostateczności mogliby się dzielić wychowywaniem dzidziusia, bo przecież ono nie jest niczemu winne. Notka świetna, czekam na nn! Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńPomysł? Jaki pomysł? Ciekawe. Rozdział sie aż tak podoba? Cieszę się. Tak Elka to moja ulubiona piosenkarka. No kocham ją <3 Nie wiem co to warlock ;p Boże Klan... Moja mama to kiedyś oglądała...
UsuńHAHAH TERAZ TY CIEPRĆ FRANCISIE! HA!
OdpowiedzUsuńDobra, na serio to mi żal Schmidta.
Kocham dzieci i często się zgadzam nimi zajmować, ale co płaczą, to aż serce łamie ;-;
A Ellie i Logan...Coś się szykuje?
Czekam! ;*